Zasnęłam z moim chłopakiem, nie wiedząc, iż zmarł dwa dni wcześniej – teraz jestem w ciąży z dzieckiem jego ducha

newskey24.com 1 miesiąc temu

**3 maja 2024**
Przysięgam, iż go widziałam. Dotykałam go. Całowałam. Czułam jego oddech ciepły, a na ustach miał posmak mięty, jak zawsze. Nosil tę szarą bluzę z kapturem, którą tak lubił, choć mówił, iż jest za duża i sprawia, iż wygląda jak miły dresiarz. Był prawdziwy. Trzymał mnie całą noc. Szepnął mi do ucha kocham cię. Obiecał, iż za rok się pobierzemy. Pamiętam każdy szczegół jak przesuwał palce po moim ramieniu, jak płakał, gdy ja płakałam, jak kochał się ze mną z taką namiętnością, iż myślałam, iż moja dusza rozpadnie się na pół. A potem zniknął.
Obudziłam się sama. Nie bałam się. Myślałam, iż poszedł pobiegać, jak to czasem robił. Jego woda kolońska wciąż unosiła się w powietrzu, a moja skóra paliła się w miejscach, gdzie mnie dotykał. Ale coś było nie tak.
Dzwoniłam.
Raz.
Drugi.
Trzeci.
W końcu moja najlepsza przyjaciółka, Kinga, weszła do pokoju z bladą twarzą. Nie rozumiałam, dlaczego płacze.
Ania wyszeptała. Ty nie wiesz?
Roześmiałam się. Wiedzieć co?
Kacper nie żyje.
Mrugnęłam. Jak to nie żyje?
Zaczęła płakać głośniej. Zginął dwa dni temu. Wypadek samochodowy. Tej nocy, gdy była burza.
Nie. Nie. Nie.
Krzyczałam. Odsunęłam ją. Powiedziałam, iż jest okrutna. Pokazałam jej wiadomość od Kacpra z poprzedniego wieczora. Nagranie głosowe: Idę do ciebie. Tęsknię za twoim ciałem. Kinga spojrzała na telefon, drżąc.
Ania on nie mógł tego wysłać. Już wtedy był w kostnicy.
Świat się przechylił. Kolana odmówiły mi posłuszeństwa.
Pobiegłam do łazienki, wyciągnęłam ręcznik, który używał wciąż mokry. Bluza na podłodze. Ślad zębów na mojej szyi.
On tu był. Musiał być.
Ale prawda była taka Kacper został pochowany wczoraj.
A mimo to kochałam się z nim tej nocy.
Dni mijały. Noce stały się nie do zniesienia. Nie mogłam spać. Za każdym razem, gdy zamykałam oczy, widziałam go. Czasem stał przy łóżku. Czasem szeptał mi do ucha. Pewnej nocy usłyszałam jego głos: Nie płacz, kochanie. przez cały czas jestem z tobą. Próbowałam to nagrać, ale słychać było tylko szum i mój przerażony oddech.
A potem spóźnił mi się okres.
Dwa razy.
Myślałam, iż to przez stres. Żałobę. Trauma.
Aż pewnego dnia zwymiotowałam po raz piąty.
Zrobiłam test.
Dwie kreski.
Pozytywny.
Oparłam się o ścianę.
Jedynym mężczyzną, z którym byłam był Kacper.
Ale on nie żył.
Leżał w ziemi. Rozkładał się.
A jednak coś we mnie rosło.
Coś, co kopie w nocy.
Coś, co świeci pod moją skórą, gdy gaszę światło.
I za każdym razem, gdy płaczę i mówię, iż nie dam rady
słyszę jego głos z ciemności:
Nie jesteś sama. Nasze dziecko nadchodzi.
**5 maja 2024**
Nie pamiętam, żebym zasnęła. Obudziłam się w wannie, z testem ciążowym wciąż zaciśniętym w dłoni te dwie różowe kreski drwiły z mojego rozumu. Od dni nie rozmawiałam z nikim choćby z Kingą. Telefon dzwonił dziesiątki razy. Jej imię migało na ekranie. Ignorowałam wszystkie połączenia.
Jak miałam wytłumaczyć, iż noszę dziecko mężczyzny, który od tygodni leży w grobie? Kto by mi uwierzył? choćby ja nie do końca w to wierzyłam. Aż do tej nocy.
Gdy już zasnęłam, coś nacisnęło na mój brzuch od środka. To nie było zwykłe kopnięcie. To było celowe. Jakby chciało zwrócić moją uwagę. Zerwałam się, łapiąc powietrze, z rękami na brzuchu. I wtedy znów go usłyszałam.
Głos Kacpra. W mojej głowie.
Nie bój się, kochanie. Wybrałem cię.
Krzyknęłam i wyskoczyłam z łóżka. W lustrze obejrzałam brzuch, podnosząc koszulkę. Przysięgam, iż widziałam słaby błysk niebieskiego światła pod skórą. Mignął i zniknął. Nogi się pode mną ugięły. Upadłam na podłogę, szlochając.
Następnego dnia zmusiłam się, by pójść do szpitala. Powiedziałam lekarce, iż zaszłam w ciążę po tym, jak odwiedził mnie mój chłopak. Okłamałam ją co do dat. Wszystko poza objawami.
Dziwne sny. Świecąca skóra. Słyszę głosy kogoś, kogo nie ma.
Wyraz twarzy lekarki zmienił się powoli z zatroskania w cichą podejrzliwość.
Zrobimy badania powiedziała ostrożnie. Stres może mocno wpłynąć na umysł, zwłaszcza w połączeniu z hormonami ciąży.
Przyłożyła stetoskop do mojego brzucha. Jej twarz zesztywniała.
Nie słyszę bicia serca. Ale coś się rusza.
Zleciła USG. Gdy leżałam na zimnym stole, twarz techniczki zbladła. Przesuwała głowicę, milcząc, aż w końcu spytałam, co się dzieje.
Jest płód szepnęła. Ale świeci.
Wyszłam ze szpitala, nie czekając na wyniki. Tej nocy miałam kolejny sen. Kacper stał nad naszym ulubionym jeziorem, wiatr poruszał jego bluzą.
Nasze dziecko nie jest takie jak inne powiedział głosem cichszym niż wiatr. To ja i coś więcej.
Co masz na myśli? spytałam.
Tylko smutno się uśmiechnął. Zrozumiesz wkrótce. Ale musisz je chronić.
Obudziłam się i zobaczyłam, iż zasłony są szeroko otwarte, mimo iż zamknęłam je na klucz. Bluza, którą miał w śnie, leżała złożona na brzegu łóżka. Dotknęłam jej. Była ciepła.
Wtedy zrozumiałam to, co rosło we mnie, było prawdziwe. Było jego. I zmieniało mnie.
Następnego dnia w końcu zadzwoniłam do Kingi. Potrzebowałam pomocy. Przyleciała i przytuliła mnie mocno. Powiedziałam jej wszystko. Pokazałam świecącą plamkę na brzuchu. Opowiedziałam o snach, głosie, dziecku.
Nie zaśmiała się.
Nie krzyczała.
Sz

Idź do oryginalnego materiału