Zasłużone szczęście
Jadwiga wróciła z pracy, przebrała się i wypiła herbatę. Obiad można było przygotować później – zdąży. Krzysztof miał wrócić za dwie godziny. Wzięła książkę, położyła się na kanapie i z rozkoszą wyprostowała nogi. Cały dzień spędziła na obcasach.
Jadwiga pracowała jako nauczycielka w szkole podstawowej. Zawsze elegancka, z krótką, staranną fryzurą. Ubierała się w stonowane garsonki i skromne sukienki – taki był szkolny dress code. Codziennie spotykała się z rodzicami uczniów, a ci byli różni – jedni skromni, inni zamożni. Starała się nie wyróżniać wśród tych pierwszych, ale też nie ginąć w towarzystwie tych drugich. Nauczyła się mówić spokojnie i wyraźnie, nie podnosząc głosu. Dzieci i rodzice ją szanowali.
Po kilku stronach książki oczy Jadwigi zaczęły się zamykać. Przymknęła je i mimowolnie zasnęła. Obudził ją dźwięk książki, która spadła na podłogę. Usiadła, przetarła oczy, schyliła się po nią – ale w tej chwili ktoś zadzwonił do drzwi. Krzysztof miał klucz, a poza tym było jeszcze za wcześnie na jego powrót. Dzwonek powtórzył się, krótki i niepewny.
W przedpokoju Jadwiga spojrzała w lustro, poprawiła potargane włosy i otworzyła drzwi.
Na progu stał Zbigniew, przyjaciel i kolega Krzysztofa.
— Dzień dobry, Jadziu.
— Dzień dobry, Zbyszku. Krzysztof jeszcze nie wrócił z pracy — powiedziała.
— Wiem. Tak naprawdę przyszedłem do ciebie. — Zbigniew przestępował z nogi na nogę.
— Wejdź. — Jadwiga odsunęła się, wpuszczając go do środka.
Zdejmował płaszcz, powiesił go na wieszaku, szalik wsunął w rękaw. Potem ściągnął buty. Jadwiga obserwowała go, zastanawiając się, co mogło go sprowadzić. Czy coś się stało Krzysztofowi?
Zbigniew poprawił marynarkę i spojrzał na nią, czekając na zaproszenie dalej.
— Chodź do kuchni — powiedziała Jadwiga.
Jak wiadomo, najlepsze rozmowy toczą się właśnie tam.
Zbigniew wszedł pierwszy i usiadł przy stole. Jadwiga podeszła do kuchenki, zapaliła palnik pod czajnikiem. Ten zaraz zaczął szemrać.
— Herbatę czy kawę? — spytała, odwracając się do Zbigniewa.
— Herbatę chętnie — odparł.
Jadwiga wyjęła z szafki filiżankę. Waza z ciastkami i cukierkami już stała na stole. Ciepły czajnik gwałtownie zawrzał, ogłaszając to głośnym gwizdem.
Jadwiga nalała herbatę i przysunęła Zbigniewowi wazę ze słodyczami. Usiadła naprzeciwko.
— Nie napijesz się ze mną? — spytał Zbigniew, wyraźnie czując się niepewnie.
— Nie przyszedłeś tu bez powodu. Coś się stało? Z Krzysztofem? — odpowiedziała pytaniem.
— Żyje i ma się dobrze. — Zbigniew spuścił oczy, udając, iż wybiera cukierka.
— Mów — poprosiła niecierpliwie Jadwiga.
— Od dawna chciałem ci powiedzieć… — Zbigniew wziął cukierka i zaczął obracać w palcach. — Jesteś kobietą, jakich mało, mądrą, gospodarną… — zaczął, rozwijając cukierka. — Nie chciałem się wtrącać w wasze życie rodzinne. Ale muszę ci otworzyć oczy na Krzysztofa. — Włożył cukierka do ust i zaczął żuć.
— No? Mam ci to wyciągać kleszczami? — Jadwiga traciła cierpliwość.
— W sumie, nieprzyjemnie mi to mówić… — Zbigniew głośno popił herbatę.
— Mów — powiedziała stanowczo Jadwiga.
— Krzysztof ma kochankę — wyrzucił z siebie Zbigniew i zakrztusił się cukierkiem.
Jadwiga poderwała się, pochyliła przez stół i poklepała go po plecach. Potem usiadła i parsknęła śmiechem.
— Nie zrozumiałaś, co powiedziałem? Nie wierzysz? A może już wiedziałaś? — spytał zdziwiony Zbigniew.
— Uff, a ja myślałam, iż stało się coś strasznego — powiedziała, otrząsając się ze śmiechu.
Teraz kolej na Zbigniewa była się dziwić.
— No i co? Krzysztof przystojny facet, w samym soku — stwierdziła Jadwiga. — A tobie co do tego? Przecież jesteście przyjaciółmi, a przyjaciele się nie zdradzają. Sam ile razy chodziłeś na bok? — Jadwiga patrzyła na niego zimno.
— Swoją rodzinę rozwaliłeś, a teraz przyszedłeś rozwalić moją? — powiedziała oburzona, choćby wstając od stołu.
— Przyszedłem ci wszystko wyjaśnić. Dbasz o niego, gotujesz, pierzesz, pieczesz ciasta. Jesteś najlepsza. A on cię nie docenia — wydukał Zbigniew, zaczerwieniony, czy to ze wstydu, czy od gorącej herbaty.
— Napiłeś się? To teraz idź. Krzysztof zaraz wróci — rzuciła ostro Jadwiga.
— Pójdę, ale pomyśl o tym, co ci powiedziałem. Dobrze się zastanów. Ostrzegłem…
— Idź już, dobroczyńco — przynagliła go Jadwiga.
Zbigniew gwałtownie wycofał się do przedpokoju. Szukał łyżki do butów, nie znalazłszy, pochrząkując, schylił się i zaczął je wkładać. Jadwiga stała, skrzyżowawszy ręce na piersi, opierając się ramieniem o framugę. Patrzyła zimno i niecierpliwie.
Zbigniew jakoś włożył buty, zerwał płaszcz z wieszaka i podszedł do drzwi. Długo kręcił zamkiem, wreszcie otworzył i wyszedł na klatkę. Za nim ciągnął się po podłodze szalik, wysunięty z rękawa płaszcza. Odwrócił się, chciał coś powiedzieć, ale Jadwiga zatrzasnęła przed nim drzwi.
Wróciła do kuchni, postawiła niedopitą herbatę w zlewie i ciężko opadła na krzesło.
Poznali się z Krzysztofem w teatrze dramatycznym. W przerwie w bufecie ustawiła się kolejka. Jadwiga z koleżanką stanęły na samym końcu.
— Okropnie chce mi się pić. Myślisz, iż zdążymy? — martwiła się koleżanka.
— Stój tu — powiedziała Jadwiga i poszła na początek kolejki.
Przy ladzie zobaczyła dwóch chłopaków. Podeszła i cicho poprosiła, by kupili jej butelkęA kiedy Krzysztof wrócił tego wieczoru, przynosząc jej bukiet róż i uśmiech pełen ciepła, który znała od dwudziestu pięciu lat, Jadwiga zrozumiała, iż ich miłość przetrwa wszystko — choćby najgorsze burze.