Leżysz i myślisz: „I po co ma wstawać? I tak nic się nie zmieni”. Ale wstajesz i brniesz w to co wokół ciebie. Zajmujesz się dziećmi, których nie potrafisz ogarnąć, bo przecież „jestem złą matką”. Wychodzisz do pracy, która frustruje cię od lat „ale przecież innej nie ma”, patrzysz na męża, którego wiesz, iż nie kochasz, „ale i tak nie mogę nic z tym zrobić”.
Patrzysz w lustro: „Jestem gruba i brzydka”, choćby zmarszczka na czole to potwierdza. „Po co mi kremy, już nic nie pomogą”. A znajomej mówisz: „I wszędzie te memy o tym, iż weź życie w swoje ręce, zmiany są tylko od ciebie zależne. Sraty pierdaty. Jasne. Postaw się w mojej sytuacji. Praca do du**py. Dzieci dają w kość, bo czerpią to co najgorsze ze swojego tatusia, i ja w tym wszystkim – tak bardzo beznadziejna. choćby schudnąć nie mogę”.
I choć inni będą cię przekonywać, iż jest inaczej, iż musisz spojrzeć na świat innymi oczami, iż potrzebujesz pomocy, Choć będą wyciągać do ciebie rękę, to ty i tak będziesz tkwić w miejscu w którym jesteś. Owszem, może i zdobędziesz się na jakiś zryw. choćby odwiedzisz terapeutę, wyjedziesz na weekend z dziećmi, zadzwonisz do dawno nie słyszanej przyjaciółki. Ale to chwilowe. Bo przecież i tak nikt nie jest w stanie ci pomóc. Twoje życie JEST beznadziejne, choć w duchu myślisz o nim, iż jest tragiczne. „Cokolwiek nie zrobię i tak będę w miejscu w którym jestem” – powtarzasz już jak mantrę od kilku dobrych lat i choćby nie widzisz tego upływającego czasu.
Tak, masz prawo tak mówić, bo w pracy coraz gorzej. Wiesz, iż jesteś dobra w tym co robisz, ale szef nigdy cię nie docenił. Wręcz przeciwnie dodaje ci kolejnych obowiązków, obarcza odpowiedzialnością za błędy innych. choćby twoje zdrowie i zdrowie twoich bliskich pokazuje ci: „Nie wyrywaj się”, bo cierpisz na zaburzenia, masz problem z ciśnieniem, czasami kłuje cię serce. Twoja córka walczy z cukrzycą, a mama ostatnio miała zawał. Do tego wszystkiego zastanawiasz się, czy twój mąż nie zaczął popijać zbyt często i zbyt dużo. „Ktoś może mieć gorzej?”.
No fakt, tylko usiąść i płakać. Załamać ręce. Pozbyć się uśmiechu i euforii życia. I żyć życiem, którego szczerze nienawidzisz. choćby jak się korygujesz: „Inni mają gorzej”, to i tak wolałabyś ich „gorzej”, niż swoją beznadziejność. To poczucie niemocy, iż na nic kompletnie na nic nie masz wpływu.
I już nikt cię nie pociesza. Kiedy rozglądasz się wokół, nikt nie podaje ci ręki. „No tak, jestem nieudacznikiem” – utwierdzasz się jeszcze bardziej w przekonaniu o sobie, o swoim życiu.
Czego się boisz?
- tego, iż prosząc szefa o podwyżkę wyśmieje cię, powie: „Nie zasłużyłaś?”, a ty wiesz, iż zasłużyłaś, i iż powinnaś zarabiać więcej
- że szukając pracy, ktoś potwierdzi twoją beznadziejność, twoją niewiedzę, a przecież masz mega doświadczenie i wiedzę, i wiesz, iż w tym co robisz jesteś naprawdę dobra
- że szukanie pracy może być trudne? Że będzie wymagać od ciebie wysiłku? Że lepiej poddać się po wysłaniu trzech cv „bo i tak nikt się nie odezwał”, niż szukać dalej?
- że postawienie granic dzieciom cię przerośnie, iż nie odniesiesz zamierzonego rezultatu, a w efekcie córka ci powie: „bardziej kocham tatusia”
- że zapisanie się na fitness, zumbę sprawi, iż spotkasz się z innymi ludźmi, iż zaczniesz się uśmiechać (nie daj Boże), iż lepiej się poczujesz?
- że postawienie ultimatum mężowi sprawi, iż on powie: „jesteś śmieszna, mam w d**pie twoje prośby i warunki”, iż odejdzie? Że pokaże, iż nie kocha, iż mu na tobie nie zależy?
- że wszystko cię przerośnie? Ale co to jest to wszystko?
- że nie ogarniesz rzeczywistości, bo tak naprawdę jesteś sama i nie masz w nikim wsparcia – tak to poczucie osamotnienia, zauważenia swojej własnej samotności cię przeraża, ale czy naprawdę jesteś sama?
- że nie masz prawa innych obarczać swoimi problemami? Bo oni już mają swoje. Bo oni sobie radzą, a ty kim jesteś, by prosić o pomoc, bo boisz się, iż nie będą chcieli słuchać, pomóc? A spróbowałaś kiedyś?
Czujesz się jak w klatce, z której nie chcesz wychodzić, bo zawsze, kiedy tylko próbujesz zrobić coś więcej, coś innego, spróbować „wziąć to cholerne życie w swoje ręce”, to po tych rękach obrywasz, bo ktoś pokazuje ci: „O nie, nie kochana. Siedź tam, gdzie twoje miejsce, nie myśl, iż zasługujesz na coś innego poza tym, co masz”. I nawet, kiedy otwierają się przed tobą nowe perspektywy, ty już ich nie dostrzegasz, nie chcesz ich widzieć, bo tu choć tak kur**wsko źle, to przynajmniej wiesz, co cię może spotkać – zawsze to, co najgorsze.
A wiesz, iż nie jesteś żadnym wyjątkowym wyjątkiem? Że to gdzie dziś jesteś, co dzisiaj myślisz o sobie, o swoim życiu jest tak jak we wszystkich innych przypadkach zależne tylko i wyłącznie od ciebie. „No i widocznie jestem taka beznadziejna, iż muszę być tu, gdzie jestem”. Tak to twój wybór, Wybór życia w bezradności, z której trudno ci wyjść, bo wiecznie ktoś podcina ci skrzydła, bo choćby jak próbowałaś coś zmienić, to i tak się nie udawało.
Więc przestałaś, bo łatwiej się nie starać, niż obrywać za swój wysiłek
- Bo brak ci motywacji do zmian, bo za każdym razem szef w pracy, mąż w domu pokazywał ci, gdzie jest twoje miejsce. A ty nie chcesz kolejnej awantury, kolejnego poniżenia.
- Bo już zwyczajnie nie masz siły wstać z kolan, bo się poddałaś. Bo kredyt, bo mama chora, bo ty nie czujesz się najlepiej, bo nie możesz znaleźć pracy, bo widocznie tak musi być.
- Bo nie chcesz się mierzyć z czyjąś niechęcią, złością. Boisz się, iż ktoś cię odrzuci, uzna za faktycznie beznadziejną.
- Bo za każdą twoją próbę zmiany spotyka cię kara. Idziesz na aerobik – syn spadł z kanapy, Szukasz pracy – ktoś inny zgarnia premię za twoją pracę.
I choćby teraz, kiedy czytasz, iż potrzebujesz pomocy, udajesz, iż to nie do ciebie. Bo przecież sobie poradzisz sama. Na pewno? Ile czasu już próbujesz wyrwać się z tej bezradności, jak długo czujesz niemoc, brak wpływu na to, co się dzieje?
I tak. Twoje życie zależy od ciebie. Twoja bezradność wyuczona wieloma zdarzeniami codzienności, pokazywaniem przez innych gdzie jest twoje miejsce trzyma cię tu, gdzie jesteś.
I jeżeli nie potrafisz sama się z niej wyrwać. jeżeli patrząc w przyszłość nie widzisz dla siebie niczego dobrego, niczego, co sama możesz zmienić, proszę cię o jedno: poproś o pomoc. Bo tylko to będzie dowodem na to, iż nie zgadzasz się na takie życie. Bo naprawdę zasługujesz na więcej, na to co lepsze. choćby jeżeli dzisiaj w to nie wierzysz, to tak jest.