– Kingo, w końcu wychodzisz za mąż – uśmiechnęła się Elżbieta do swojej córki. – Cieszę się, iż Wojtek cię o rękę poprosił! Wiesz, jacy teraz mężczyźni są niedojrzali? Woleliby się bawić, niż się wiązać. Ale Wojtek jest inny, więc trzymaj się go mocno.
– Mamo, przecież też jestem dobrą partią – zażartowała Kinga. – I ładna, i mądra, zasługuję na księcia z bajki.
– Oj, księcia – zaśmiała się Elżbieta. – Nie zapominaj, iż masz już 35 lat. To twój ostatni dzwonek.
Kingę zabolało to „ostatni dzwonek”, ale nie sprzeciwiła się. Wiedziała, jak matka martwi się o jej przyszłość. Czas mijał, a kolejki adoratorów nie było. Elżbieta bała się, iż córka nigdy nie założy rodziny i nie da jej wnuków.
Ślub miał się odbyć za dwa tygodnie. Wszystko już zaplanowano: bankiet w najlepszej restauracji w Krakowie, zaproszenia rozdane, suknia wybrana. Tylko Kinga wciąż wahała się, którą wersję wybrać, więc umówiła się na kolejną przymiarkę.
Nagle zadzwonił dzwonek. – Wojtek przyszedł! – zawołała Elżbieta, biegnąc do drzwi.
– Dzień dobry, pani Elżbieto! Witaj, Kingo! – Wojciech uśmiechnął się szeroko. – Nie przyszedłem z pustymi rękami. Dla pani – czekoladki, a dla Kingi – goździki.
– Ależ nie trzeba było – rozpromieniła się Elżbieta. – Wciąż nie mogę uwierzyć, iż moja córka poznała takiego wspaniałego mężczyznę! Wydaje mi się, iż nie masz żadnych wad! Kinga czeka w swoim pokoju.
Kinga znała Wojtka zaledwie pół roku. On pracował w urzędzie miasta, a ona była skromną nauczycielką muzyki. Od początku dał jasno do zrozumienia, iż szuka żony. Był stateczny, solidny – jak mówiła Elżbieta – wzór mężczyzny. Miał tylko pięć lat więcej, ale Kinga czasem miała ochotę nazywać go „panem Wojciechem”.
– Kinga, przyniosłem ci goździki. Widzisz, zawsze o tobie pamiętam – powiedział z nutą wyższości. – Sprawdzałaś wszystko do ślubu?
– Dziękuję. Wszystko gotowe. Tylko muszę wybrać suknię i buty.
– Pamiętaj, w dniu ślubu musisz wyglądać perfekcyjnie i zrobić wrażenie na moich krewnych – odparł surowo. – Nie żałuj złotówek, kup, co potrzebujesz.
Wyjął z portfela banknoty i położył je na komodzie:
– Na ślubne wydatki. Aha, w przyszłym tygodniu wpadnij do mojej mamy. Da ci przepisy moich ulubionych dań. Nie chcę, żeby nasze małżeństwo zaczęło się od kłótni, więc naucz się od niej gospodarować.
– Wojtek, nie zapominasz, iż mam 35 lat? – uśmiechnęła się Kinga. – Zwykle kobiety w moim wieku potrafią gotować. Poza teraz jest taki romantyczny czas, nie psujmy go rozmową o garach.
– Nie, Kinga, musisz się od mamy nauczyć. U niej zawsze jest sterylna czystość, a gotuje wyśmienicie. Będzie niezręcznie, jeżeli po ślubie przyjdzie i zacznie cię poprawiać.
Kinga obiecała, iż zajrzy. Wojtek, tłumacząc się pilnymi sprawami, wyszedł. Zrobiło jej się smutno. Brakowało jej lekkości, czułości, ciepłych słów. Ale Wojtek zawsze był poważny, oschły i skąpy w uczucia.
Następnego dnia Kinga pojechała na przymiarkę. Wybrała pierwszą proponowaną suknię, bo nie miała nastroju.
„Wszystko w porządku – tłumaczyła sobie. – Wychodzę za porządnego, dobrze sytuowanego mężczyznę. Wiele kobiet by mi zazdrościło. Mama jest szczęśliwa. Czego mi jeszcze brakuje?”
Znużona szła na przystanek, gdy nagle usłyszała:
– Kinga! To ty? Ależ niespodzianka! Pamiętasz mnie?
Oczywiście pamiętała. To był Jarek, jej dawny chłopak. Pierwsza miłość. Kiedyś zostawił ją dla innej, teraz patrzył na nią spokojnie, jakby nigdy nic.
– Cześć, Jarku – powiedziała, starając się zachować zimną krew. – Nie spodziewałam się cię tu spotkać. Co u ciebie?
– Spoko, mam biuro niedaleko. W pracy zajebiście, ale z życiem osobistym lipa – niedawno się rozwiódłem. A ty? Wyszłaś za mąż?
– Nie. Ale jest ktoś… Choć nie wiem, czy to się uda – skłamała, rumieniąc się.
– No to może wpadniesz na kawę? Właśnie szedłem coś zjeść.
Kinga zgodziła się, choć wiedziała, iż to dziwne. W głowie wirowały wspomnienia: długie rozmowy, ciepło, które czuła przy nim. Nie mogła oderwać wzroku od Jarka – wysoki, przystojny, z ciemnymi oczami – tak różny od Wojtka.
Godzinę spędzili w kawiarni. Na pożegnanie powiedział:
– Zadzwonię. Tylko wymieńmy się numerami, żebyśmy się nie zgubili.
Kinga była pewna, iż to znak. Przecież nie bez powodu spotkali się w dzień przymiarki!
W domu czekała Elżbieta.
– No i co? Wybrałaś suknię? Buty kupiłaś? Pokaż!
– Mamo, ślubu nie będzie – odparła lodowatym tonem i weszła do pokoju.
Elżbieta osłupiała:
– Co się stało?! Wojtek cię rzucił?!
– Nie chcę ślubu. I nie chcę Wojtka. Myślisz, iż mnie kocha? Szuka wygodnej kobiety, trochę lepszej od sprzątaczki.
– Kinga, co ty mówisz?! To szczęście, iż taki człowiek chce cię poślubić! Będziesz miała stabilne życie!
Kinga usiadła na kanapie i cicho szepnęła:
– Spotkałam Jarka.
– Tego, który cię rzucił?! To przez niego odwołujesz ślub?! Nie rujnuj sobie życia!
Ale Kinga już podjęła decyzję. Nikt nie zmusi jej do małżeństwa z Wojtkiem.
Elżbieta zadzwoniła do narzeczonego, licząc, iż namówi Kingę.
Ale Wojtek wpadł w furię:
– Gratuluję wychowania córki! Mama miała rację, żebym się z wami nie wiązał. Nie będę się przed nią płaszczyć! Nigdy więcej nie dzwoń!
Elżbieta była zrozpaczona. Kinga za to odetchnęła z ulgą. Cieszyła się, iż uniknęła błędu. Czekała na telefon od Jarka.
Minął tydzień. Cisza. Kinga w końcu zadzwoniła.
– Kinga? A, zapomniałemKinga usłyszała w słuchawce tylko obojętny głos Jarka: „Nie szukaj mnie, to był błąd”, i wtedy zrozumiała, iż czasami lepiej być samotną niż tkwić w iluzji miłości.