Moje myśli plątały się w głowie, a w sercu kipiała zazdrość i złość. Dlaczego oni tak z nią postąpili? Czyż nie kochała swojego męża? Czy była złą żoną i matką dla ich syna?
Ale to, co wydarzyło się później, przekraczało wszelkie granice.
Kamila była pewna, iż z mężem połączyło ją przeznaczenie. I to, iż w małżeństwie z Markiem żyli szczęśliwie już ponad dziesięć lat, uważała za naturalny porządek rzeczy.
Dziś wracała do domu z delegacji, na którą wyjechała dwa dni temu. Wczoraj szef wezwał ją do siebie i oświadczył, iż tylko ona może uporać się z problemami w jednym z oddziałów.
— To trzy dni pracy, nie więcej. Pakuj się, Kamila, i nie próbuj niczego wymyślać. Wyjeżdżasz jutro — powiedział nieco zniecierpliwiony.
Kama miała własne plany na najbliższe dni, a wyjazd do innego miasta w nich nie figurował. Ale z szefem się nie dyskutuje. choćby jeżeli sama ustaliła w firmie zasadę, iż na delegacje jeżdżą tylko młodzi, a ona swoją kolej już odrobiła. Mając trzydzieści pięć lat, marzyła o spokojniejszym grafiku.
— Marek, wyjeżdżam służbowo. Na trzy dni. Dopilnuj, żeby Kuba nie opuszczał zajęć z korepetytorem, bo ostatnio się wymiguje. Płacę za to niemałe pieniądze. I niech je normalnie, a nie chipsami i sucharami. W lodówce zostawiam zupę i kotlety.
— Dobrze, dopilnuję, nie martw się — burknął obojętnie mąż, nie odrywając oczu od ekranu telefonu.
— I to wszystko? — zdziwiła się Kama. — Więc fakt, iż wyjeżdżam, w ogóle cię nie rusza? Oderwij się wreszcie od tego komórkowego!
— No przecież nie na miesiąc. Wrócisz za trzy dni. Samą mówiłaś. A trzy dni my z Kubą jakoś przeżyjemy.
Marek wreszcie podniósł wzrok na żonę i choćby się uśmiechnął.
— A czemu znowu ciebie wysyłają? Przecież już swoje odjeździłaś? — zdziwił się.
— Potrzebny jest doświadczony specjalista. Tak mi sam szef powiedział. Doświadczony i stanowczy! — odparła z dumą, wiedząc, jak jest ceniona w pracy.
W trakcie delegacji postanowiła przyspieszyć i wrócić do domu dzień wcześniej. Ten dzień mogła spędzić sama dla siebie.
Pociąg zbliżał się już do rodzinnego miasta. Kama była w dobrym nastroju. Wyobrażała sobie pusty dom, chwilę spokoju. Marek w pracy, jedenastoletni Kuba w szkole. Najpierw weźmie kąpiel z pianą, potem maseczki. Może choćby się zdrzemnie — od dawna sobie na to nie pozwalała. A potem syn wróci, trzeba go nakarmić, pomóc z lekcjami. Ostatnio tak mało czasu mu poświęcała…
Nie uprzedziła męża o wcześniejszym powrocie — nie wiedziała, czy zapomniała, czy zrobiła to celowo. Nie miało to już znaczenia. Niech będzie niespodzianka. Wieczorem wróci do domu, a tam ukochana żona, gorąca kolacja i odrobione lekcje. Cudownie!
Wzruszona wspomnieniami ich poznania i nagłego ślubu, w drodze do domu wstąpiła do sklepu po butelkę wina i ulubione ciastko Marka. Wieczór miał być romantyczny. Ostatnio jakoś się od siebie oddalili — ona w pracy, on w telefonie. Jak obcy ludzie…
Gdy otworzyła drzwi, nie od razu zrozumiała, iż w domu ktoś jest. Dopiero gdy w przedpokoju zobaczyła obce kobiece buty, zrobiło jej się zimno. Potem wzrok padł na lekkie futro w szafie. Pachniało słodkimi, drażniącymi perfumami. Może nie od zapachu zrobiło się jej niedobrze, ale od świadomości, co czeka ją za tą ścianą…
Zamiast kąpieli, maseczek i rodzinnego wieczoru — katastrofa. Może choćby koniec małżeństwa. Zdrada to coś, czego nie wybaczy.
Zebrała się w sobie. Nie mogła wyglądać na żałosną w oczach zdradzającego męża i tej kobiety, która odważyła się wejść do jej domu.
Słychać było śmiech i cichą rozmowę z sypialni. Szukała czegoś, czym mogłaby ich uderzyć.
— Boże, jak mogłam do tego dopuścić? Dlaczego nie widziałam, iż Marek aż tak się oddalił? — szeptała do siebie, próbując się uspokoić.
W końcu nie mogąc już wytrzymać, ruszyła w stronę zamkniętych drzwi. Po drodze zahaczyła o stojącą lampę, która z hukiem runęła na podłogę.
Dźwięk wyrwał parę z sypialni.
Drzwi się otworzyły, a przed Kami stanęła…
— Oliwia?! — wykrzyknęła zszokowana. — To ty?! Mój Boże! Teraz rozumiem, czemu ten zapach wydał mi się znajomy! — zaśmiała się histerycznie, rozpoznając w rywalce dawną przyjaciółkę. — Jak mogłaś? Wstrętna jesteś!
— Kama? — zdziwiła się tamta. — A ty co tu… Myślałam, iż jesteś w delegacji.
— On też chyba nie spodziewał się, iż wrócę wcześniej? — syknęła Kama, wskazując na sypialnię. — Kochanie, wyłaź! Nie chowaj się!
— Kamila, błagam, uspokój się. Źle to rozumiesz — jąkała się Oliwia.
— Nie, to on powinien mi to powiedzieć. Wyłaź, Marku! Czas zapłacić za zdradę! Dzięki Bogu, iż tylko rozwodem, a nie morderstwem!
— Kama, posłuchaj mnie — broniła się Oliwia.
— Odsuń się od drzwi! Chcę spojrzeć w oczy temu tchórzowi! — wrzasnęła.
— Kama, proszę… — szlochała Oliwia.
— Odsuń się w końcu!
— Nie Marku tam! — wybuchnęła nagle Oliwia.
— Co?! — Kama zastygła. — Nie Marek? To kto?!
— Tam jest Tomek — szepnęła, spuszczając wzrok.
Kama odepchnęła ją i wpadła do sypialni.
Rzeczywiście — Tomek, rodzony brat Marka, siedział na łóżku już ubrany, patrząc przez okno.
— Tomek, co ty tu robisz?! Zwariowałeś?! Za chwilę Kuba wróci, a ty tu urządzasz dom schadzek?!
Nie mogła pohamować emocji. Znała Tomka jako statecznego mężczyznę, a jego małżeństwo z Anią uważała za idealne.
Teraz siedzieli we troje w kuchni. Kama żądała wyjaśnień. Z mężem rozmowa dopiero przed nią.
— Poznaliśmy się z Oliwią rok temu, na twoich urodzinach. Pamiętasz, wywieźKamila westchnęła głęboko, patrząc na Tomka i Oliwię, i pomyślała, iż czas najwyższy porozmawiać szczerze z Markiem, zanim ich własne małżeństwo pójdzie tą samą drogą.