Mam kumpla, Artura, który już od kilku lat jest szczęśliwym mężem. Pewnego razu umówiliśmy się, iż pojedziemy razem po zakupy. Wpadłem po niego do mieszkania, ale zastałem tylko jego żonę, Agnieszkę, która właśnie robiła pranie.
Postanowiłem poczekać na Artura, więc rozsiadłem się na kanapie w salonie. Tymczasem Agnieszka spokojnie zaczęła opróżniać kieszenie jego ubrań przed wrzuceniem ich do pralki. Wszystko szło gładko, dopóki nie dotarła do spodni swojego ukochanego męża.
Nagle z kieszeni na podłogę wypadł… gumowy, męski środek antykoncepcyjny. Cisza trwała kilka sekund, zanim Agnieszka zaczęła swój spektakl: najpierw osłupienie, potem szok, a w końcu nastąpił etap wzburzenia. Łzy, pretensje, wykrzykiwane zarzuty i epitety, których raczej nie chciałbym powtarzać – poznałem mojego kumpla od zupełnie innej strony.
Artura długo nie było, więc emocje Agnieszki zdążyły trochę opaść. Kobieta weszła w fazę „zimnej wojny”, opracowując szczegółowe plany zemsty. Siedząc cicho na kanapie, zacząłem szczerze współczuć Arturowi i zastanawiałem się, jak wyciągnąć go z tej opresji.
W końcu pojawił się sam „winowajca”, zupełnie nieświadomy dramatycznego rozwoju wydarzeń w swoim domu. Radośnie mnie przywitał, pocałował żonę (która, jakimś cudem, potrafiła się opanować i uśmiechnąć, snując w głowie diabelskie plany zemsty), po czym poszedł przebrać się przed wyjściem.
Agnieszka spojrzeniem wyraźnie dała mi do zrozumienia, żebym milczał, ale jak prawdziwy przyjaciel musiałem ostrzec Artura. Kiedy byliśmy sami, dyskretnie powiedziałem mu, co się stało. Artur chwilę pomyślał, a potem wyszliśmy do samochodu, udając, iż wszystko w normie.
Pojechała z nami również Agnieszka, prawdopodobnie by upewnić się, iż plany zemsty zostaną wdrożone w życie. Wsiedliśmy do samochodu, który był osiągnięciem rodzimej myśli technicznej – starą dobrą Ładą z początku dwutysięcznych. Artur próbował uruchomić auto, ale bez skutku. Silnik milczał.
Kolega teatralnie westchnął, otworzył schowek i wyjął z niego kolejny egzemplarz tego samego „gumowego wyrobu”, który wcześniej znalazła Agnieszka. Na widok tego żonie dosłownie opadła szczęka.
Artur bez mrugnięcia okiem otworzył opakowanie (oczy Agnieszki rozszerzyły się ze zdumienia jeszcze bardziej), wyszedł z samochodu, podniósł maskę i coś tam majstrował, najwyraźniej z wykorzystaniem tej gumowej rzeczy.
Po chwili wrócił za kierownicę, przekręcił kluczyk, silnik odpalił za pierwszym razem, a mój kumpel z zadowoleniem powiedział:
– Co ja bym bez tej gumki zrobił! Niezastąpiona rzecz w aucie, naprawdę!
Nawet ja nie mogłem opanować zdziwienia, ale to, jak wyglądała Agnieszka, zapamiętam do końca życia. Nigdy więcej nie widziałem na jej twarzy takiego połączenia ulgi, szoku i całkowitego niezrozumienia sytuacji.
Jak widać, nie wszystko jest tym, na co wygląda! Czasem warto powstrzymać się od przedwczesnych wniosków.