Danuta i Lech Wałęsowie powiedzieli sobie wtedy „tak” przed ołtarzem. Wydarzenie to, jak można się spodziewać, miało być jednym z najważniejszych dni w ich życiu. Jednak zaskakująco – dla Danuty Wałęsy wspomnienia z tamtego dnia są niewyraźne i mocno zatarte. A jedną z niewielu rzeczy, które pamięta do dziś, jest... zaskakujące pytanie zadane przez jej męża tuż po przysiędze.
W swojej autobiografii „Danuta Wałęsa. Marzenia i tajemnice”, żona byłego prezydenta wspomina moment zaślubin z rozbrajającą szczerością:
– Bardzo wiele rzeczy uleciało z mojej pamięci. Czasami jest mi smutno, iż tak bardzo chciałam tego nowego życia, budowania swojego gniazda, a ze ślubu zapamiętałam jedynie księdza – pisze Danuta Wałęsa.
Jednak jeden obraz z tamtej ceremonii pozostał z nią do dziś – i to ten, który wzbudza uśmiech i zaskoczenie. Gdy młodzi małżonkowie opuścili ołtarz, Lech Wałęsa miał rzucić słowa, które do dziś wywołują rozbawienie:
– Ojej! Co ja zrobiłem?!
To spontaniczne zdanie, wypowiedziane przez przyszłego lidera Solidarności, stało się symbolicznym początkiem ich długiej, wspólnej drogi.
Choć od tamtego dnia minęło niemal 56 lat, Danuta i Lech Wałęsa wciąż realizowane są przy sobie. Były prezydent nie ukrywa jednak, iż ich relacja przeszła wiele etapów – od miłości i zaangażowania po dystans i potrzebę niezależności.
W wywiadzie z 2015 roku Lech Wałęsa szczerze przyznał:
– Dotrwamy w naszym związku do końca, tak jak żeśmy to ślubowali. (...) My się nie kłócimy. Nie ma pretensji, sporów czy wojny. Po prostu ona realizuje swoje, a ja swoje i nie wchodzimy sobie na odciski.
Nie zabrakło też ironicznego komentarza:
– Wybrałem sobie żonę prostą, nie pisarkę.
Danuta i Lech Wałęsa stworzyli rodzinę, która dziś liczyła będzie już kilka pokoleń. Doczekali się ośmiorga dzieci: Bogdana, Sławomira, Przemysława (zmarłego tragicznie w 2017 roku), Jarosława, Magdaleny, Anny, Marii Wiktorii oraz Brygidy. W cieniu wielkiej polityki i historycznych przemian pielęgnowali dom, który dla obojga – mimo różnic – pozostał wartością nadrzędną.
Historia ich związku, choć naznaczona wyzwaniami, jest dowodem na to, iż miłość nie zawsze musi być filmowa, by przetrwać. Czasem wystarczy odrobina cierpliwości, poczucia humoru i zgody na to, iż "ona robi swoje, a ja swoje".