Śnienie o randce
Ewa wyszła z biura i wzięła głęboki oddech, wciągając zapach jesieni – chłodny, rześki, przepełniony aromatem opadłych liści. To było babie lato, dni jeszcze ciepłe, choć noce już chłodne. przez cały czas można było nosić sukienki i lekkie swetry, ale w powietrzu czuło się nieuchronność nadchodzącej zimy.
Zastanawiała się, co zrobić najpierw – odebrać Krzysia z przedszkola i razem z nim iść do sklepu, czy najpierw zrobić zakupy, a potem zabrać synka? W „Biedronce” zawsze wystawiali te małe, kolorowe zabawki, a Krzyś niezmiennie prosił, błagał, tarmoszył rękaw. A pieniędzy przed wypłatą było mało, a jego zachwyt i tak trwałby pięć minut.
Spojrzała na zegarek. jeżeli się pośpieszy, zdąży kupić produkty, wrzucić torby do domu, a potem pobiec po syna. Przyspieszyła kroku.
Szła, nie patrząc na nikogo, pogrążona w myślach, układając w głowie listę zakupów. *Sól, nie zapomnij o soli!* Zawsze kończyła się w najmniej oczekiwanym momencie. Dwa dni temu poszła do sklepu właśnie po nią, a wróciła z mnóstwem rzeczy, tylko bez soli. Powtarzała w myślach jak mantrę: *sól, marchewka, mleko, masło…* Była tak pochłonięta, iż nie zauważyła, gdy ktoś zawołał:
– Ewka, Wróbel!
Zrobiła jeszcze kilka kroków, zanim się zatrzymała i odwróciła. Stała przed nią kobieta w modnym płaszczu, uśmiechająca się szeroko.
– Nie poznajesz? A kto przysięgał, iż będziemy przyjaciółkami na zawsze?
Ewa usłyszała o przysiędze i dopiero wtedy rozpoznała w niej swoją szkolną przyjaciółkę, Kornelię Szymańską. Nie była już tą chudą, czarnowłosą nastolatką – teraz stała przed nią elegancka, pewna siebie kobieta.
Kornelia dołączyła do ich klasy w drugiej szkole podstawowej, od razu usiadła obok Ewy i tak już zostało aż do matury. W ósmej klasie przysięgły sobie wieczną przyjaźń. Ale życie je rozdzieliło. Nic nie trwa wiecznie – ani przyjaźń, ani miłość.
– Wyglądasz, jakbyś miała w domu dziesięcioro dzieci i psa do wykarmienia – powiedziała Kornelia, badawczo przyglądając się zmęczonym oczom Ewy i jej prostemu, biurowemu strojowi.
Ewa też czuła, iż wypada blado w porównaniu z dawną przyjaciółką.
– A ty, widzę, radzisz sobie świetnie – odwróciła temat Ewa, by uniknąć pytań.
– Nie narzekam. Drugie małżeństwo. Dzieci jeszcze nie ma, ale pracuję nad tym. A ty?
W głosie Kornelii było coś smutnego, więc Ewa nie drążyła tematu.
– Nie jestem zamężna, ale nie jestem sama. Mam syna – odpowiedziała z nutką dumy.
– Pewnie już kończy liceum? A może studia? – zapytała Kornelia.
– Nie, jeszcze chodzi do przedszkola – uśmiechnęła się Ewa.
– No nieźle! Byłaś taka piękna, myślałam, iż pierwsza wyjdziesz za mąż. U nas wszystkich dzieci już dorosłe, a u ciebie maluch w przedszkolu. Ale ty zawsze byłaś taka skupiona na nauce, taka przykładna, chłopaków choćby nie zauważałaś.
Ewa poczuła urazę, a Kornelia natychmiast zrozumiała swój błąd.
– No weź, nie dąsaj się. Znasz mnie – zawsze gadam, zanim pomyślę.
– Przepraszam, muszę iść po syna – Ewa zrobiła krok w bok, by ominąć przyjaciółkę.
– Czekaj! – Kornelia wyjęła telefon z torebki. – Podaj numer, odnowimy kontakt, spotkamy się, pogadamy.
Ewa wymamrotała cyfry, byle tylko uciec. Pożegnała się i ruszyła w stronę przedszkola.
Ale Kornelia nie zamierzała odkładać obietnicy. Nazajutrz zadzwoniła, proponując spotkanie w sobotę w jakiejś kawiarni.
– Może być, tylko muszę sprawdzić, czy mama może zająć się Krzysiem. Oddzwonię – odparła Ewa z rezygnacją.
*Spadła mi na głowę. Pożegnanie z wolną sobotą. No dobrze, spotkam się, nie odczepi się przecież. Ale co nas jeszcze łączy? Życia mamy zupełnie inne.*
W sobotę spotkały się w modnej kawiarni. Ewa nigdy wcześniej tam nie była – po urodzeniu Krzysia nie wychodziła prawie wcale. Czuła się nieswojo. Kornelia to wyczuła i od razu zamówiła wino, by rozluźnić atmosferę. Alkohol pomógł. Rozmawiały o szkole, kolegach z klasy. Kornelia wiedziała wszystko o każdym – kto się z kim ożenił, ile ma dzieci, gdzie pracuje…
Ewa słuchała i piła. Gdy wspomnienia się wyczerpały, Kornelia przeszła do sedna.
– Słuchaj, moja koleżanka z pracy ma syna, w naszym wieku. Monika narzeka, iż całe dnie spędza przed komputerem. Programista. Bez nałogów, dobrze zarabia. Ogólnie – porządny facet. A jego mama marzy o wnukach. Rozumiesz, o co mi chodzi? Powinnam was poznać.
– Nie trzeba mnie z nikim poznawać – Ewa postawiła kieliszek zbyt gwałtownie. – Wyglądam na gotową na nowy związek? choćby z takim, którego własna matka nie może „sprzedać”?
– Nie odmawiaj od razu. choćby go nie widziałaś – próbowała złagodzić Kornelia.
– jeżeli taki wspaniały, to dlaczego wciąż z mamą mieszka? Coś z nim nie tak? – ostrożnie spytała Ewa.
– Była jedna wielka miłość. Znasz to powiedzenie, iż raz spalony na mleku, dmucha na wodę? Boi się popełnić kolejny błąd. Tak jak ty.
– To jego problem. Nie chcę się umawiać „na życzenie”. Spotkania powinny być spontaniczne, jak iskra…
– Pomyśl tylko. Chłopcu przydałby się ojciec…
– Właśnie dlatego – mam już jednego chłopca, drugiego mi nie potrzeba.
Kornelia westchnęła, ale nie dała za wygraną.
– W lustrze się przeglądasz? Zmęczona, zapracowana, bez blasku. Gdy w twoim życiu pojawi się mężczyzna, rozkwitniesz. Można chociaż spróbować? Jedno spotkanie. jeżeli ci się nie spodoba, nikt cię nie zmusi.
I Ewa dała się przekonać. Dlaczego nie?
W następną niedzielę po śniadaniu zawiozła Krzysia do mamy, uczesała włosy, delikatnie podkreśliła rzęsy, ubrała się skromnie. Nie miała zamiaru się stroić dla czyjegoś syna.
Gdy była gotowa wyjść, zdała sobie sprawę, iż nie wie, jak on wygląda. Jak go rozpoNagle w drzwiach kawiarni pojawił się mężczyzna – nie ten, którego spotkała tydzień temu, ale ktoś zupełnie obcy, z bukietem polnych kwiatów w dłoni i niepewnym uśmiechem, który w jednej chwili rozproszył wszystkie jej wątpliwości.