Zaprosiłam byłą synową do siebie — teraz mam tylko wnuka i córkę. Syn dla mnie nie istnieje

newsempire24.com 4 godzin temu

Wychowałam syna sama. Jego ojciec zostawił nas, gdy Kuba miał zaledwie trzy lata – powiedział, iż ma dość codzienności, odpowiedzialności, rodziny. Jakbym to ja, dziewczyna trzy lata młodsza, miała lepiej rozumieć dorosłe życie. Odszedł, trzasnąwszy drzwiami, a ja zostałam sama z dzieckiem, długami, bezsennymi nocami i dwoma pracami. Od tamtej pory nie liczyłam już na niczyją pomoc.

Kochałam syna ponad wszystko. Kuba rósł na mądrego, dobrego i wrażliwego chłopca. Włożyłam w niego całą siebie – troskę, siły, zdrowie, młodość. Gdy zakochał się w Zosi, miał ledwie 23 lata, ona – 21. Pierwsza miłość, błyszczące oczy, głośny śmiech. Dorabiał, zbierał na pierścionek, sam oświadczył się. Nie wątpiłam – był gotów być mężem. Zosia wydawała mi się delikatna, cicha, ale czułam, iż będzie dobrą żoną. Przyjęłam ją jak córkę.

Wzięli skromny ślub, wynajęli mieszkanie, a ja wypuściłam ich z lekkim sercem – niech budują swoje szczęście. Po roku urodził się Jaś – mój wnuk, moja duma. Tęgi chłopak, 4,3 kg. Pokochałam go od pierwszego wejrzenia. Kuba znalazł lepszą pracę, wszystko szło jak po maśle. A potem… potem uderzył grom z jasnego nieba – rozwód.

Bez krzyków, bez scen, bez rozmów. Po prostu Kuba powiedział: “Odchodzę.” Miał inną. Koleżankę z pracy, która już nosiła jego dziecko. To była zdrada. Nie umiałam znaleźć słów, by go usprawiedliwić. Zosia z Jasiem wrócili do rodziców, a mój syn zamieszkał z nową kobietą. Próbował mnie przekonać, iż tak bywa, iż miłość umiera. Ale widziałam – poszedł śladami ojca.

Zapraszał mnie, chciał, żebym poznała jego nową wybrankę. Odmówiłam. Nie. To nie moja rodzina. Moja rodzina to Zosia i Jaś. przez cały czas odwiedzałam byłą synową. Zbliżyłyśmy się jak matka z córką. Przyjeżdżałam do nich, pomagałam, spacerowałam z wnukiem, przynosiłam zakupy. Widziałam, jak ciężko Zosi – ciasny pokój, marudzący rodzice, wieczne zmęczenie. Pewnego dnia powiedziałam: “Wyprowadź się do mnie.”

Mieszkałam sama w trzypokojowym mieszkaniu. Wystarczy miejsca dla wszystkich. Wciąż pracowałam i brakowało mi ciepła, żywej rozmowy. Zosia początkowo była zaskoczona, ale wieczorem już stała w progu. Z rzeczami. Z opuchniętymi od łez oczami.
— Dziękuję pani — szepnęła — choćby nie wiem, jak pani dziękować…

Od tamtej pory żyjemy we trzy. Zosia zajmuje się domem, ja pracuję, a wieczorami bawimy się z Jasiem, oglądamy filmy, dyskutujemy o przepisach i po prostu śmiejemy. Znów czuję się potrzebna. Nie muszę udawać, iż wszystko jest w porządku. Jesteśmy prawdziwą rodziną.

Kuba dowiedział się, iż Zosia z synem mieszkają u mnie, i przyszedł. Byłam w pracy. Zosia otworzyła. Zaczął mówić, iż chce widywać syna, iż babcia nie powinna się wtrącać. Gdy wróciłam do domu i zobaczyłam go w drzwiach, nie wytrzymałam. Wybuchnęłam.

— Zdradziłeś żonę. Porzuciłeś dziecko. Idziesz śladami swojego ojca — i jeszcze śmiesz mówić o swoich prawach?
Próbował się tłumaczyć, mówił, iż ma drugie dziecko, iż brakuje pieniędzy. Nie słuchałam. Powiedziałam:
— Nie jesteś już moim synem. Ten dom nie jest dla ciebie. Wynoś się.

Trzasnął drzwiami i odszedł. Zamknęłam je za nim na zawsze. Mam teraz tylko Jasia i Zosię — moją córkę, nie z krwi, ale z serca. Myślę o spisaniu testamentu. Mój dom powinien zostać wnukowi. Zosia pozostało młoda, powinna ułożyć sobie życie, a ja pomogę jej, jak tylko zdołam. Mój syn wybrał swoją drogę. Ja idę swoją — z tymi, którzy mnie nie zdradzili.

Idź do oryginalnego materiału