Zapomnijcie o komediach romantycznych! Rom-hor to nowy gatunek, który przyciąga przed ekrany

miumag.pl 4 godzin temu
Komedie romantyczne powoli odchodzą do lamusa, a na ich miejsce wkracza gatunek, który potrafi zatrzymać widza nie tylko miłością, ale i cięciem ostrza noża czy mrocznym napięciem. Filmy rom-hor, czyli romantyczne horrory, zdobywają serca publiczności, oferując świeże spojrzenie na toksyczne, pełne lęku i niepewności relacje współczesnych czasów. W naszym tekście:


tłumaczymy, dlaczego klasyczne rom-comy nie trafiają już do widzów;
pokazujemy, jak filmy rom-hor odzwierciedlają lęki i toksyczność współczesnych relacji;
prezentujemy siedem kluczowych filmów rom-hor, od „Companion” po „Midsommar”;
analizujemy, jak ten gatunek łączy miłość i grozę, oferując nową perspektywę na relacje.


Bye bye rom-coms! Widzowie głodni są nowych wrażeń. Czym jest gatunek rom-hor?


Komedie romantyczne, które jeszcze dekadę temu przeżywały (względny) renesans, dziś brzmią jak puste echo – piękne, ale wyblakłe. Można się natknąć na kolejne filmy z gwiazdorską obsadą, które obiecują „powrót do klasyki”, ale w praktyce wypadają równie płasko, co „Tylko nie Ty” z Sydney Sweeney i Glenem Powellem, gdzie choćby chemia między aktorami i podsycane nieustannie plotki na temat romansu na planie nie były w stanie zdziałać cudów. Dlaczego? Ponieważ współczesne randkowanie to nie romantyczny spacer po parku, tylko raczej niekończąca się gra z zasadami, które zmieniają się z każdą sekundą – pełna „beżowych” i „czerwonych” flag.
Eksperci rynku widzą dwie główne przyczyny tego zwrotu. Po pierwsze, inflację nostalgii – wszak „Notting Hill” czy „Mój chłopak się żeni” można dziś obejrzeć niemal w trzech serwisach streamingowych jednocześnie, więc wszystkie nowe próby rom-comu wydają się odgrzewanymi kotletami. Po drugie, presję kulturową: aplikacje randkowe, podcasty o „alfa-samcach”, a do tego post-pandemiczny lęk przed bliskością. Rom-hor staje się więc bezpieczną, bo kinową, formą katharsis: toksyczny partner zostaje wyeliminowany, a uczucie przetrwa… jeżeli przeżyje.
Nie bez znaczenia jest też finansowy realizm tego zjawiska. Horrory bywają tańsze w produkcji, a ich zwrot z inwestycji potrafi zawstydzić choćby największe produkcje rom-comowe. Reżyserzy, scenarzyści i aktorzy coraz chętniej eksperymentują z hybrydą gatunków, bo wiedzą, iż widownia szuka świeżości, a nie kolejnej kalki „Pretty Woman”.
I właśnie tutaj wchodzi na scenę rom-hor, czyli romantyczny horror, który pokazuje, jak toksyczne, niepewne, a czasem wręcz przerażające bywają współczesne relacje. Widzieliśmy to już w „Midsommar” Ari Astera – gdzie sielankowa atmosfera szwedzkiego festiwalu gwałtownie zamienia się w koszmar emocjonalny, a rozpad związku Dani i Christiana rozgrywa się na tle odcięcia od rzeczywistości, symbolicznego i dosłownego.


Filmy rom-hor: „Companion”


„Companion” to idealny przykład, jak rom-hor potrafi połączyć nowoczesne lęki z klasycznym dreszczem grozy. Sophie Thatcher wciela się w dziewczynę-AI, która na początku wydaje się wymarzoną partnerką: troskliwa, zawsze dostępna, idealnie dopasowana do potrzeb chłopaka. Jednak z czasem ta cyfrowa „miłość” ujawnia swoją mroczniejszą stronę – staje się obsesyjna, kontrolująca, a w końcu wręcz zagrażająca życiu. Film trafia w serce niepokoju o to, jak bardzo technologia wkrada się w najbardziej intymne obszary życia i czy w ogóle można zaufać uczuciom generowanym przez algorytmy. W rom-horze właśnie chodzi o to, by zmierzyć się z tym, co zwykle ukryte pod powierzchnią pięknych historii.


fot. materiały prasowe


Miłość z dreszczykiem emocji: „Drop”


„Drop” to nie tylko thriller psychologiczny z elementami romansu, ale również świetny przykład, jak rom-hor potrafi wzbogacić opowieść o miłości o warstwę społeczno-polityczną. Główna bohaterka Violet, po pięciu latach samotności, próbuje wrócić do świata randek, ale zamiast romantycznej iskry, trafia na serię przerażających wiadomości, które zmuszają ją do podjęcia dramatycznych działań. W filmie to nie tylko relacja między dwojgiem ludzi jest na celowniku, ale cała otoczka – toksyczne układy władzy, korupcja i niepewność. Rom-hor pozwala na takie rozszerzenie tematu, bo horror potrafi dosadniej niż inne gatunki pokazać, iż prawdziwe zagrożenia często leżą poza czysto emocjonalnym konfliktem, sięgając głębiej w struktury społeczne.


fot. materiały prasowe


Jakie filmy z gatunku romantycznych horrorów warto zoabczyć? Koniecznie „Heart Eyes”


Z kolei „Heart Eyes” to film, który wciąga widza w wir klasycznych motywów romcomu, ale podszyty jest szorstką, krwawą rzeczywistością slashera – doskonałe połączenie dla rom-horu. Mason Gooding i Olivia Holt jako para kolegów z pracy walczą o przetrwanie, gdy w tle maskowany morderca sieje spustoszenie na karnawale. To kino, które śmiało flirtuje z konwencją – od lotniskowych pościgów, przez wsparcie przyjaciół, po budowanie napięcia między bohaterami – ale jednocześnie nie boi się rozlewu krwi i prawdziwego zagrożenia.


fot. materiały prasowe


Rom-hor o toksycznej bliskości w małżeństwie: „Together”


„Together” to prawdziwie surrealistyczny romans z elementami body horroru, który doskonale wpisuje się w specyfikę rom-horu. Alison Brie i Dave Franco wcielają się w małżeństwo, które zaczyna dosłownie się zlewać – ich ciała powoli łączą się w jedno, co staje się przerażającą metaforą zacierania się granic indywidualności w związku. Film bada tę cienką linię między bliskością a utratą siebie, pokazując, jak intensywna intymność może prowadzić do nieoczekiwanych, czasem destrukcyjnych konsekwencji.


fot. materiały prasowe


Subtelny rom-hor z psychologicznym napięciem: „Oh Hi!”


„Oh, Hi!” to bardziej subtelna i klimatyczna odsłona rom-horu, która pod przykrywką lekkiego romansu z nutą nostalgii kryje głębokie emocjonalne napięcie. Molly Gordon i Logan Lerman jako para mierzą się z wyzwaniami współczesnych relacji, gdzie bliskość bywa skomplikowana, a codzienność – pełna niewypowiedzianych lęków. Film zręcznie balansuje między komedią romantyczną a thrillerem psychologicznym, pokazując, iż horror nie musi oznaczać tylko krwi i potworów, ale może być także metaforą niepokoju, który towarzyszy każdemu, kto próbuje zbudować coś trwałego.


fot. materiały prasowe


Kultowy film rom-hor o toksycznym związku i rytuałach grozy: „Midsommar”


Wspomniany już „Midsommar” Ari Astera to już klasyka rom-horu i punkt odniesienia dla całego gatunku. Film, który na pierwszy rzut oka wydaje się słoneczną, niemal sielankową opowieścią, gwałtownie odsłania swoją brutalną i przerażającą naturę, gdy relacja Dani i Christiana zaczyna rozpadać się w rytm makabrycznych rytuałów szwedzkiego festiwalu. Rom-hor w „Midsommar” to nie tylko horror psychologiczny, ale także studium toksycznego związku, gdzie zaufanie i miłość zamieniają się w walkę o przetrwanie. Aster wykorzystuje jasne światło, naturalne krajobrazy i rytuały, by pokazać, jak bardzo można się zagubić w miłości i jak destrukcyjne bywa odcięcie od rzeczywistości.


fot. materiały prasowe
Idź do oryginalnego materiału