Zapomniani starcy na wsi… aż odkrywają tajemnicę, która zmienia wszystko…

polregion.pl 7 godzin temu

W zapomnianym zakątku Wielkopolski, wśród złotych pól pszenicy i zielonych łąk, stał stary dworek Sobieskich. Tam, w ciepłe popołudnie, na ganku siedziały dwie pochylone postacie: Jadwiga i Stanisław, para staruszków, którzy do niedawna wierzyli, iż dom to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Obok nich leżały dwie zniszczone skórzane walizki i drewniane bujane krzesła, które towarzyszyły im przez dziesięciolecia. Minęły już trzy dni, odkąd ich dzieci odjechały, obiecując wrócić za kilka godzin. Słońce trzy razy zaszło za horyzont, a cisza stawała się coraz bardziej przytłaczająca.

Marek, najstarszy syn, powiedział przed wyjazdem:
Mamo, jedziemy tylko do Poznania załatwić papiery i wracamy jeszcze dziś.

Zofia unikała wzroku matki, Tomek bez przerwy sprawdzał telefon, a Marek w pośpiechu pakował rzeczy do starego poloneza. Jadwiga ściskała chusteczkę w dłoniach, czując, iż coś jest nie tak. Stanisław, mimo swoich 72 lat, stał wyprostowany, nasłuchując wiadomości w starym radiu, mamrocząc coś o problemach z dokumentami domu. Ale Jadwiga wiedziała, iż to nie tylko kwestia opóźnienia. Matki potrafią czytać między wierszami, a ona czuła w sercu ból porzucenia.

Czwartego ranka Jadwiga obudziła się z bólem w piersi, który nie pochodził od serca. Stanisław wpatrywał się w pustą drogę za oknem.
Nie wrócą szepnęła.
Nie mów tak, Jadziu.
Porzucili nas, Stasiu. Własne dzieci nas porzuciły.

Dworek Sobieskich był dumą rodziny od trzech pokoleń: 50 hektarów żyznej ziemi, bydło, zboże i sad, który Jadwiga pielęgnowała z miłością. Teraz jednak czuli się obco we własnym domu. Zapasy kurczyły się: zostało trochę jajek, domowego sera, mąki i fasoli. Leki Stanisława skończyły się trzeciego dnia, i choć nie mówił o tym, czuł pulsujący ból w skroniach.

Jutro pójdę do wsi oznajmił.
Pięć kilometrów, Stasiu, w tym upale i w twoim wieku?
A co mam robić? Siedzieć i czekać?

Kłótnia była krótka, bardziej z nerwów niż z gniewu. W końcu przytulili się w ciasnej kuchni, czując ciężar lat i samotności, której nigdy się nie spodziewali.

Szóstego dnia rozległ się warkot silnika. Jadwiga wybiegła na ganek z bijącym sercem. To nie były ich dzieci, tylko Ernest, sąsiad, na swojej wysłużonej motorowerze, z koszem pełnym chleba i warzyw.

Pani Jadwigo, panie Stanisławie, jak się macie?
Dobrze cię widzieć, Ernest odparła Jadwiga, starając się ukryć ulgę.

Ernest, samotnik o złotym sercu, od razu wyczuł napięcie. Zauważył walizki na ganku, prawie pustą lodówkę i zapytał:
Gdzie dzieci?
Pojechali do miasta załatwić sprawy odparł Stanisław, bez przekonania.

Jak dawno wyjechali?
Jadwiga zaczęła cicho płakać.
Sześć dni wyszeptała.

Ernest zamilkł, po czym wstał z poważną miną.
Wybaczcie, panie Stanisławie. Muszę coś sprawdzić.

Wrócił po godzinie, wyraźnie wzburzony.
Widziałem wczoraj poloneza Marka we wsi, przed sklepem Lewandowskiego, co skupuje stare meble. Wynosili z domu wasze rzeczy.

Cisza stała się ciężka jak ołów. Jadwidze zakręciło się w głowie, a Stanisław musiał chwycić się krzesła.
Pani Jadwigo, wybacz, ale widziałem starą komodę i inne rzeczy.
Sprzedają nasze rzeczy warknął Stanisław głosem pełnym tłumionego gniewu.

Ale to nie było wszystko. Lewandowski powiedział, iż pytali o sprzedaż dworku. Jadwiga pobiegła sprawdzić szafy i szuflady brakowało maszyny do szycia, obrazów, starych porcelanowych naczyń.
Jak mogli nam to zrobić? krzyknęła, wracając do kuchni.

Ernest podszedł bliżej:
Nie chcę się wtrącać, ale nie możecie tu zostać sami. Zabiorę was do siebie.
Nie, Ernest odparł Stanisław. To mój dom. jeżeli chcą nas stąd wyrzucić, niech spróbują mi to powiedzieć w oczy.

Jadwiga ujęła dłoń męża, przypominając sobie, dlaczego się w nim zakochała za jego godność, choćby w najtrudniejszych chwilach. Ernest uszanował ich decyzję, ale nie zostawił ich samych. Codziennie przynosił jedzenie i leki.

Tydzień później Jadwiga postanowiła wejść na strych. Szukała ważnych dokumentów. Tam, wśród kurzu i wspomnień, znalazła zapieczętowaną kopertę, napisaną przez teściową:
Dla Jadwigi i Stanisława. Otworzyć tylko w potrzebie.

W liście były akty własności kolejnych 20 hektarów ziemi na skraju wsi, na nazwisko Jadwigi i Stanisława od 1998 roku, z własnym źródłem wody.
Zawsze bałam się, iż wnuki nie będą miały takiego serca jak wy. Te ziemie są wasze. Szukajcie doktora Nowaka, jeżeli będzie trzeba. Nie dajcie się wykorzystać. Z miłością, Helena.

Jadwiga i Stanisław czytali w milczeniu. Teściowa przewidziała chciwość i zostawiła im niespodziewaną ochronę. Tej nocy prawie nie spali, między ulgą a smutkiem.

Następnego dnia Ernest przyniósł wiadomości:
Marek szukał doktora Nowaka, pytał o dokumenty dworku. Próbowali sprzedać, ale brakowało papierów.

Postanowili odwiedzić prawnika. Doktor Nowak, starszy mężczyzna i zaufany przyjaciel, przyjął ich z euforią i troską.
Wasz syn Marek przychodził kilka razy, szukając informacji. Ale pani Helena kazała mi przysiąc, iż ujawnię to tylko w konieczności.

Prawnik potwierdził własność ziemi i wyjawił, iż firma wodociągowa zaoferowała 2 miliony złotych za źródło.
Dziś, z kryzysem wody, może być warte znacznie więcej.

Wrócili do dworku w ciszy. Odkrycie było niesamowite, ale bolesne teściowa miała rację co do dzieci. Tej nocy Jadwiga płakała:
Co zrobiliśmy źle, iż wychowaliśmy dzieci zdolne nas porzucić?
Nic, Jadziu. Daliśmy im miłość i przykład. jeżeli wybrali taką drogę, to nie nasza wina. Ale teraz wiemy, iż nie będziemy w potrzebie.

Trzy dni później polonez wrócił. Marek wysiadł pierwszy, z wymuszonym uśmie

Idź do oryginalnego materiału