Z pozoru codzienna sytuacja, która z czasem przerodziła się w ogólnopolski problem. Choć nie mówi się o tym głośno, skutki odczuwa coraz więcej osób – i to nie tylko pacjentów. Co stoi za rosnącą frustracją lekarzy i wydłużającymi się kolejkami? Odpowiedź może zaskoczyć.

Fot. Warszawa w Pigułce
Znikają bez słowa. Problem nieodwołanych wizyt lekarskich narasta
Co roku miliony pacjentów w Polsce zapisują się do lekarzy, by… nigdy się u nich nie pojawić. Bez telefonu, bez maila, bez słowa wyjaśnienia. Dla wielu placówek medycznych to codzienność, która paraliżuje system i przedłuża kolejki. Czy za nieodwołanie wizyty będą w końcu kary?
Milion wizyt, których nie było
Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, iż tylko w 2023 roku nieodwołanych zostało około 1,3 miliona wizyt. Efekt? Straty finansowe, zmarnowany czas lekarzy i coraz dłuższe kolejki. Na konsultację u endokrynologa pacjenci czekają choćby dwa lata, a do gastrologa – ponad rok. W niektórych miejscach czas oczekiwania liczony jest w tysiącach dni.
Społeczne kampanie zamiast mandatów
Mimo powagi sytuacji, resort zdrowia nie planuje wprowadzenia obowiązkowych opłat za nieodwołane wizyty. W odpowiedzi na petycję obywatela, który zaproponował wprowadzenie kar finansowych – w tym opłaty rejestracyjnej w wysokości 50 zł – ministerstwo zaznaczyło, iż taki ruch mógłby uderzyć w osoby biedniejsze.
Na razie rząd stawia na edukację. realizowane są kampanie społeczne, takie jak #Odwołuję #NieBlokuję, które mają przypominać pacjentom, iż brak informacji o nieobecności to nie tylko nieuprzejmość, ale działanie ze szkodą dla innych.
Kultura odwoływania – do poprawki
Nie każda nieobecność wynika ze złej woli. Zdarzają się choroby, nagłe sytuacje rodzinne, a czasem zwyczajne zapomnienie. Ale problem leży głębiej – w braku przyzwyczajenia do odpowiedzialności za wspólne dobro. SMS-y przypominające o terminach pomagają, ale nie rozwiązują problemu. Brakuje nawyku, by w razie rezygnacji uprzedzić przychodnię.
Kto za to płaci? Wszyscy
Choć wizyty w ramach NFZ są bezpłatne, ich koszt ponosi całe społeczeństwo. Każde puste miejsce w gabinecie to zmarnowane środki publiczne – od wynagrodzenia lekarza po koszty zużycia sprzętu czy energii. Gdy pacjent się nie zjawia, nikt inny nie może wskoczyć na jego miejsce – a potrzebujących nie brakuje.
Przesunięcie, nie mandat
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, pacjent powinien niezwłocznie powiadomić placówkę, jeżeli nie może stawić się na wizytę. W przeciwnym razie jego termin zostaje przesunięty na koniec kolejki. To w tej chwili jedyna formalna konsekwencja.
Na razie więc zamiast kar, mamy apele i kampanie. Ale jeżeli problem będzie narastał, temat powróci. Bo jedno jest pewne: nieodwołane wizyty kosztują – czas, pieniądze i zdrowie innych.