Zapiski z życia

newskey24.com 2 godzin temu

Dziennik

Po śmierci ojca Kinga z mężem postanowili sprzedać dom w wiosce. Kinga spodziewała się dziecka, potrzebowali pieniędzy na większe mieszkanie w mieście.

Był ciepły wrzesień. Kinga patrzyła na wieś i nie mogła jej poznać. W ciągu roku pojawiły się wysokie płoty, a na miejscu starych ruder stały nowe domy z kolorowymi dachami. Tylko ich dom pozostał taki sam.

Mariusz zatrzymał „Skodę” przed gankiem. Kinga wysiadła i przeciągnęła się. Cisza, a od świeżego powietrza aż zakręciło jej się w głowie. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Dom wydał się jej jakiś pomniejszony, ciasny.

Rok w nim nikt nie mieszkał. Po śmierci mamy tata przyjeżdżał tu sam. Działka była duża, ale nic nie sadził, chodził tylko do lasu albo na ryby. choćby w zeszłym roku ciągnęło go tutaj, choć już mocno chorował. Mówił, iż tu łatwiej się oddycha, iż powietrze leczy.

Na początku maja przywieźli go tu. Dopiero w domu Kinga zrozumiała, jak bardzo ojciec osłabł. Nie dałby rady żyć tu sam. Udało jej się namówić go, żeby wrócił z nimi do miasta. Miesiąc później położył się do łóżka, a pod koniec września odszedł.

Ona i Mariusz byli typowymi miastowymi – nie będą tu często przyjeżdżać. Za daleko, a urlopy wolą spędzać nad morzem. Bez regularnej opieki dom zacznie niszczeć. Już teraz wyglądał na opuszczony. Postanowili sprzedać, póki jeszcze był w dobrym stanie. jeżeli z wiekiem zatęsknią za ciszą i wiejskim powietrzem, kupią coś bliżej miasta.

Łzy napłynęły Kingi do oczu pod naporem wspomnień. Dom odziedziczyli po dziadkach. Najpierw zmarła mama, potem jedno po drugim dziadkowie, a w zeszłym roku ojciec.

Kinga stała przed portretem młodej dziewczyny na ścianie. Mariusz wnosił torby, podszedł do niej i objął ją od tyłu.

„Nie widziałem u ciebie takiego zdjęcia. Ile ty tam miałaś lat?” – zapytał, patrząc na fotografię.

„To nie ja, to mama. Chyba szesnaście czy siedemnaście, jeszcze w szkole.”

„Jesteś do niej bardzo podobna. Myślałem, iż to ty.” – Zajrzał jej w twarz. – „Daj wiaderko, pójdę po wodę, a ty zagotujesz na herbatę.”

Kinga pociągnęła nosem i poszła do kuchni. Wróciła z blaszanym wiadrem.

„Stało odwrócone do góry dnem. Opłucz je. Pompa dwa domy dalej” – powiedziała, podając wiadro mężowi.

„Pamiętam.” – Mariusz wyszedł na zewnątrz, skrzypiąc pustym wiadrem.

Kinga wróciła do kuchni, włączyła elektryczną kuchenkę, ale ta nie zadziałała. „Korki wykręcone” – przypomniała sobie. Leżały na półce pod licznikiem. Wkręciła je z powrotem, dotknęła dłonią – metalowy krążek już się nagrzewał.

Rozejrzała się. Nic stąd nie zabierze, chyba iż zdjęcie mamy. Trzeba pójść do sąsiadów, może komuś się przydadzą ich rzeczy.

Po herbacie Kinga wpadła do sąsiadki. Nie dzieliły ich wysokie płoty.

„Sprzedajecie?” – zapytała pani Grażyna.

„Tak” – kiwnęła głową Kinga.

„Wpadnę, popatrzę, choć u mnie samego syfu dostatek. Powiedzieć innym?”

„Oczywiście” – ucieszyła się Kinga.

Wróciła do domu. Mariusz wybierał, co można spalić. I tak trzeba było napalić w piecu. W domu było wilgotno. Zajął się tym, a Kinga weszła na strych po skrzypiących schodach.

„Może ja?” – zapytał mąż, odrywając się od papierów na stole.

„Nie, sama.”

Dawniej Kinga bała się wchodzić na strych. W nocy słyszała czyjeś kroki nad głową. Tata mówił, iż to koty albo domKinga spojrzała w okno i zobaczyła, jak słońce zachodzi za lasem, a myśl o tym, iż to ostatni wieczór, który spędzają w tym domu, wypełniła ją dziwnym spokojem, jakby dom sam szeptał jej, iż nadeszła pora iść dalej.

Idź do oryginalnego materiału