Zapisała dziecko do "dobrej" szkoły. "Zaczęło się sprawdzanie, czy buty są oryginalne. Było dużo hejtu"

gazeta.pl 4 godzin temu
Wybór szkoły dla dziecka ma znaczenie. Jednak w dużej mierze nie chodzi tylko o kadrę nauczycielską czy standardy nauczania. Tu nie bez znaczenia są pozostali uczniowie i ich status materialny. Brzmi brutalnie? O tym przekonała się jedna z matek, która zapisała dziecko do prywatnej placówki. Efekt? Powrót do szkoły osiedlowej, bo trudno było dotrzymać kroku "wyśrubowanym standardom".Prywatne szkoły dla wielu rodziców jawią się jako inwestycja w przyszłość dziecka. Często oferują większe możliwości rozwoju, klasy nie są tak liczne, jak w państwowych placówkach, co pozwala na lepsze dostosowanie nauki do potrzeb danego ucznia. Jednak jest też jeden minus. Mowa oczywiście o kosztach, bo w prywatnych przedszkolach, szkołach podstawowych, czy też liceach, opłaty za czesne są naprawdę wysokie. Jednak niektórzy zaciskają pasa i mimo trudności, posyłają tam dzieci. Potem przychodzi zderzenie z rzeczywistością. Na naszym portalu przytoczyliśmy historię jednej z mam, która zdecydowała się posłać syna do szkoły pod miastem. Nowoczesnej, z dobrym zapleczem i świetną kadrą. Z czasem jednak okazało się, iż większość uczniów to dzieci bardzo zamożnych rodziców. "Syn zderzył się z nową rzeczywistością, iż buty mogą być za 500 zł, iż na długi weekend leci się za granicę" - relacjonuje kobieta. Historie naszych czytelników pokazują jednak, iż tego typu opowieści to nie są odosobnione przypadki.
REKLAMA


Zobacz wideo


Aleksandra Żuraw w szczerym wyznaniu o stracie ciąży. "Nie dopuszczałam tego do siebie" [MAMY CZAS]


"Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, tak, jak i one"Historia mamy, która zapisała syna do prywatnej szkoły pod miastem, wywołała burzę wśród naszych czytelników. Ich opowieści i komentarzy przybrały podobny ton. Było podobnie, bo jak się okazuje, wyniki w nauce nie są tu jedyną wyrocznią. Uczniowie na swoich kolegów patrzą przez pryzmat zasobności portfela rodzica. W myśl starego porzekadła: "Jeśli wejdziesz między wrony, musisz krakać, tak, jak i one".U nas było podobnie. Oglądanie butów, czy na pewno są oryginalne - czy mają szwy w odpowiednich miejscach. Na zająca nowe play station. A potem moje dziecko się dziwi, iż u nas tylko czekoladowe jajko i ferie u dziadków. Dużo hejtu wśród rówieśników. Wróciliśmy do szkoły osiedlowej- napisała w komentarzu pod naszym FB postem jedna z mam.Jednak czy zasobność portfela rodziców, markowe buty, najnowsze gadżety i zagraniczne wakacje są dziś wyznacznikiem tego, jakim kto jest człowiekiem? "Od zawsze tak było, tylko teraz jeszcze mocniej jest to widać"; "Takie rzeczy się zdarzają. Chodziłam do przeciętnych szkół, ale też tak było" - czytamy w komentarzach. Mieć czy być? To pytanie, na które trudno odpowiedziećCzasy się zmieniają i jak się okazuje, nie zawsze idzie to w dobrym kierunki. Dziś wielu zamiast "być" wybiera "mieć", a to widać już w szkole.


Jestem nauczycielem w podstawówce i muszę przyznać, iż niektóre dzieci mają plecaki czy kurtki, za które zapłacili więcej, niż wynosi moja pensja. Tu też jest duża presja, którą niestety nakręcają rodzice. Kupują im markowe ciuchy, torby, plecaki. Zabierają na zagraniczne wakacje. Po drugiej stronie mamy dzieciaki z nieco mniej zamożnych domów, które chodzą w ubraniach nowych, ale kupionych w sieciówce. Co jest przykre? Dziś dziecko potrafi wrócić ze szkoły zapłakane, bo "ma najtańszą kurtkę w klasie i telefon, który nie jest flagowcem". Naprawdę tak się dzieje- opowiada nauczycielka z Torunia, która dodaje, iż również jako matka chciałaby wychować dziecko w przekonaniu, iż liczy się wartość drugiej osoby, a nie metka przyczepiona do ubrania. - To trudne, szczególnie dziś, kiedy widzę, jak dzieci na lekcjach przechwalają się prezentami od rodziców - dodaje. Co myślisz o opisanym zjawisku? Chcesz podzielić się swoimi przemyśleniami? Zapraszam do kontaktu: [email protected].
Idź do oryginalnego materiału