Zanim wyszłam za mąż, naprawdę bardzo lubiłam moją teściową. Wtedy jeszcze była dla mnie sympatyczną kobietą – nie wtrącała się w nasze sprawy, nie krytykowała swojego syna, choćby wtedy, gdy przez rok mieszkaliśmy razem „na kocią łapę”, wynajmując kawalerkę i ledwo wiążąc koniec z końcem. Byliśmy biednymi studentami – ciągle zajęci pracą i nauką, więc wizyty u rodziców męża były dla nas prawdziwym luksusem

przytulnosc.pl 2 tygodni temu

Ślubu jako takiego nie mieliśmy – nie było nas na to stać. Ważniejsze było odłożenie pieniędzy, by rozkręcić własny biznes. Mój mąż z kolegą otworzyli mały warsztat samochodowy – zaczynali dosłownie od garażu, potem wynajęli boksy, dziś mają już własną myjnię, wulkanizację i mały sklepik z częściami. Stało się lepiej: jest mieszkanie (co prawda na kredyt), mamy pięcioletniego syna i życie wreszcie zaczęło się układać.

I właśnie wtedy pojawiły się problemy.
Rodzice męża uznali, iż skoro syn ma pieniądze, to powinien częściej ich odwiedzać… i oczywiście pomagać finansowo. Najpierw chodziło o „drobiazgi”: tapety, nowy płot na działce, potem kolejne remonty. A iż mój mąż jest człowiekiem słowa – jak coś obieca, to musi zrobić – więc każde spotkanie u rodziców kończy się listą nowych obowiązków.

Najgorsze, iż przez to zaczęły rozpadać się nasze rodzinne plany. Chcieliśmy iść na piknik – on musiał jechać do rodziców na działkę. Planowaliśmy zakupy hurtowe – nagle „trzeba” jechać do Castoramy po listwy dla mamy. Chcieliśmy pójść całą trójką do parku – trzeba było zawieźć teściową do lekarza, bo teść nie znosi kolejek i przychodni. I tak w kółko.

Przy mnie mąż potrafi powiedzieć mamie „nie”, ale gdy zostaje z nią sam, daje się ugadać i wraca z kolejnymi zobowiązaniami. Dlatego teściowa woli go „zapraszać” pod byle pretekstem, najlepiej beze mnie.

Nie powiedziałabym słowa, gdyby byli starzy, chorzy, naprawdę potrzebujący. Ale teściu ma 63 lata, teściowa jeszcze nie skończyła 60 – zdrowi, silni, samodzielni. A jednak zachowują się tak, jakby syn był im winien pół życia.

To zaczyna wpływać choćby na jego pracę. Wspólnik męża coraz częściej jest niezadowolony – bo mój mąż bierze wolne „dla rodziców”, a serwis samochodowy nie może stać bez nadzoru. Jeszcze trochę i cała ich przyjaźń oraz biznes się rozpadną.

Próbowałam tłumaczyć teściowej przez telefon, iż to przesada, ale usłyszałam tylko:
– To nasz syn, mamy prawo liczyć na jego pomoc i uwagę!

A ja wiem jedno – jeżeli tak dalej pójdzie, to ucierpi nie tylko nasza rodzina, ale i firma, na którą tyle pracowaliśmy. Muszę jakoś sprytnie odciągnąć męża od tych wizyt – żeby jeździł do rodziców tylko w naprawdę poważnych, ważnych sprawach. Tylko jak to zrobić…?

Idź do oryginalnego materiału