— Nie chcę do taty… Ciocia Kasia powiedziała, iż tata już mnie nie kocha — Bartek objął kolana i wtulił w nie twarz, siedząc na łóżku.
Kamila zastygła. Wszystko wydawało się takie normalne. Pognieciona piżama z samochodami, plecak z zabawkami w kącie, kurtka na krześle. Całe to domowe ciepło. Tylko syn nie biegał jak szalony, ale skulił się w kącie.
Dziś miał jechać do ojca, ale nagle błagał, by został w domu. Ostatnio te wizyty traktował bez dawnego entuzjazmu. Kamila próbowała go przekonać, aż w końcu wyznał: ciocia Kasia, nowa partnerka Tomka, go krzywdzi.
— Bartuś… — ostrożnie usiadła obok. — Powiesz mi, co się stało?
Milczał. W końcu uniósł głowę i spojrzał na nią spod opuszczonych rzęs. W jego oczach była taka zmęczona smutność, jakby nie był pięciolatkiem, ale dorosłym, którego nikt nie słucha.
— Bawiłem się… Ona się wściekła, bo robot był głośny. Pamiętasz go? Zabrala mi go i powiedziała, iż niedługo będą mieli inne dziecko, a tata o mnie zapomni. Że jestem… niepotrzebny. A jak komuś powiem — głośno westchnął — nikt nie uwierzy, bo ciocia Kasia powie, iż kłamię. A ona jest dorosła. Jej uwierzą.
Mówił wolno, zacinając się, niemal łkając. W Kamilie zawrzało: gniew, strach, wina, iż na to pozwoliła. W gardle stanął gorący guz. Bartek odwrócił się i drapał paznokciem prześcieradło. Kamila dotknęła jego dłoni.
— Wierzę ci. Wiesz dlaczego? Bo nigdy nie kłamiesz. No, chyba iż o skrytki z cukierkami.
Chrzęknął, ale się nie uśmiechnął.
— Tata wybrał ją zamiast mnie…
— Tata po prostu nie wie całej prawdy — odparła, starając się brzmieć pewnie. — Ale zrozumie. Na pewno.
Gdy Bartek zasnął, Kamila zaparzyła herbatę. W ciszy przypomniała sobie „znajomość” z Kasią. Rok temu anonimowy profil napisał: *Dzień dobry! Nie przedstawię się, ale wiedz, iż życzę dobrze. jeżeli chcesz wiedzieć, gdzie twój mąż spędza wieczory, przyjdź w poniedziałek o 19:00 do restauracji na ulicy Długiej 8. Stolik przy oknie.*
Wtedy myślała, kto kryje się za „życzliwym”. Teraz wiedziała: to była Kasia. Życzliwość z posmakiem.
Tamtego wieczoru zobaczyła wszystko. Tomek naprzeciw Kasi. Ich splecione dłonie. Pocałunek w policzek. Później mamrotał o „spotkaniu biznesowym”, „koleżance”, w końcu — iż „to nic poważnego”. Ale Kamila nie wybaczyła zdrady.
Rozstali się. ale Bartek został. Tak jak Kasia, która niedługo została żoną Tomka.
Jej wizerunek był nieskazitelny: uprzejmość, słodka dobroć, umiejętność z dziećmi. Wszystko w jednym. choćby dawała Bartkowi prezenty: puzzle, dinozaury, pluszowego żółwia.
Ale te podarki były dla Tomka, nie dla chłopca. Kasia nie walczyła o miłość dziecka, ale o uwagę mężczyzny. Jej czułość była narzędziem, uśmiech — przynętą. Teraz, gdy jej cierpliwość się skończyła, a na horyzoncie pojawiła się perspektywa własnego dziecka, Kasia pokazała prawdziwe oblicze.
Pomyliła się w jednym: Kamila mogła oddać mężczyznę. Ale nie uczucia syna.
Na lodówce wisiała lista zadań, ale Kamilię to nie obchodziło. Miała jeszcze jedno na dziś. Telefon do Tomka. Długo wpatrywała się w ekran, zanim nacisnęła „połączenie”. Dzwonienie wydawało się dłuższe niż zwykle. W głosie był irytowany ton. Późna pora.
— Coś pilnego?
— Tak. O Bartku.
Zmarszczył się, choć go nie widziała.
— Co z nim? Chory?
— Nie. Nie chce już do was przyjeżdżać. Mówi, iż Kasia go obraża. Że go nie kochasz. Że będziesz miał nowe dziecko, a o nim zapomnisz.
Cisza. Wreszcie Tomek wybuchnął:
— Kamila, serio? Uważasz, iż uwierzę w te bzdury? Znowu zaczynasz! Próbujesz wtrącać się w moje życie przez dziecko!
— Nie zaczynam. Jestem jego matką. Słucham go. A ty — nie — odparła twardo. — Bał ci się powBał ci się powiedzieć, i chyba miał rację.