— Nie chcę iść do taty… Ciocia Kasia powiedziała, iż tata już mnie nie kocha — Maksymilian objął kolana i ukrył w nich twarz, siedząc na łóżku.
Alicja zamarła. Wszystko wydawało się takie zwyczajne. Pomięta piżama z samochodami, plecak z zabawkami w kącie, kurtka na krześle. Wszystko takie domowe, takie swojskie. Tylko iż syn nie biegał jak szalony po całym domu, tylko skulił się w kącie.
Dziś miał jechać do ojca, ale nagle błagał, by został w domu. Gdy się nad tym zastanowiła, od jakiegoś czasu te wyjazdy nie wzbudzały w nim już takiego entuzjazmu. Alicja próbowała go przekonać, ale nagle chłopiec wyznał, iż Kasia, nowa kobieta Artura, go krzywdzi.
— Maks… — ostrożnie usiadła obok niego. — Opowiedz mi, proszę, co się stało?
Milczał. W końcu uniósł głowę i spojrzał na nią spod rzęs. Nie wyglądał już jak pięciolatek. W jego oczach była taka zmęczona smutkiem powaga, jakby dorosły człowiek, który wie, iż nikt mu nie uwierzy.
— Tylko się bawiłem… A ona się wściekła, bo zabawka była głośna. Ten robot. Pamiętasz? Zabrala go i powiedziała, iż niedługo będą mieli inne dziecko, a tata o mnie zapomni. I iż jestem… niepotrzebny. A jak komuś powiem — westchnął ciężko — to wszyscy pomyślą, iż kłamię. Bo ciocia Kasia powie, iż to nieprawda. A ona jest dorosła. Uwierzą jej.
Mówił wolno, zacinając się, niemal łkając. W Alicji wrzeło od gniewu, strachu i poczucia winy, iż dopuściła do takiej sytuacji. W gardle ściskał ją gorzki guz niepokoju. Maksymilian odwrócił głowę i zaczął drapać paznokciem prześcieradło. Alicja dotknęła jego dłoni.
— Wierzę ci. Wiesz dlaczego? Bo nigdy nie kłamiesz. No, chyba iż jak znajdziesz kryjówkę z cukierkami.
Chichotał cicho, ale się nie uśmiechnął.
— Tata wybrał ją zamiast mnie…
— Tata po prostu nie zna jeszcze całej prawdy — powiedziała Alicja, starając się brzmieć pewnie. — Ale zrozumie. Na pewno.
Gdy położyła syna spać, postanowiła napić się herbaty. W ciszy nagle przypomniała sobie, jak poznała Kasię. jeżeli to w ogóle można nazwać poznaniem.
Rok temu dostała wiadomość od anonimowego profilu: *„Dzień dobry! Nie przedstawię się, ale wiedz, iż życzę ci dobrze. jeżeli chcesz wiedzieć, gdzie twój mąż spędza wieczory, przyjdź w poniedziałek o dziewiętnastej do restauracji przy ulicy Długiej 8. Stolik przy oknie.”*
Wtedy jeszcze się zastanawiała, kto kryje się za maską życzliwego anonima. Teraz wiedziała — to była Kasia. „Życzliwa” z nutką jadu.
Tamtego wieczoru zobaczyła wszystko. Artur naprzeciwko Kasi. Ich dłonie na stole. Splecione palce. Pocałunek w policzek. Potem bredził coś o interesach, o koleżance, na końcu — iż „to nic poważnego”. Ale Alicja nie zamierzała wybaczyć zdrady.
Rozstali się. Ale Maksymilian został. Tak jak Kasia, która niedługo została żoną Artura.
Jej wizerunek był nieskazitelny: uprzejmość, cukrowa dobroć, umiejętność dogadywania się z dziećmi. Wszystko w jednym. choćby dawała Maksymilianowi prezenty — puzzle, zestawy z dinozaurami, raz choćby wielkiego pluszowego żółwia.
Ale te podarki nie były dla dziecka. Były dla Artura. Kasia nie zabiegała o miłość chłopca, tylko o uwagę mężczyzny. Jej czułość była narzędziem, uśmiech — przynętą. A teraz, gdy jej cierpliwość się skończyła i pojawiła się perspektywa własnego dziecka, Kasia zmieniła ton.
Popełniła jeden błąd: Alicja mogła oddać mężczyznę. Ale nie uczucia syna.
Na lodówce wisiała lista spraw na jutro, ale Alicji już to nie obchodziło. Miała jeszcze jedną rzecz do załatwienia. Bardzo ważną. Musiała porozmawiać z Arturem.
Długo wpatrywała się w ekran, zanim nacisnęła „połącz”. Dzwonki wydawały się dłuższe niż zwykle. Gdy dawny mąż odebrał, w jego głosie było lekkie rozdrażnienie. Było późno.
— Coś pilnego?
— Pilne. Musimy porozmawiać. O Maksie.
Od razu się spiął. Czuła to choćby przez telefon.
— Co z nim? Zachorował?
— Nie. Nie chce już do was przyjeżdżać. Mówi, iż Kasia mówi mu paskudne rzeczy. Że go nie kochasz. Że będziesz miał inne dziecko i o nim zapomnisz.
Na drugim końcu zapadła cisza. Wreszcie Artur odezwał się ostro, z jakimś żalem, jakby to jego oskarżano o tę obrzydliwą scenę.
— Alicja, no bez jaj! Naprawdę się spodziewasz, iż uwierzę w tę bzdurę? Znowu zaczynasz. Znowu próbujesz wleźć w moje życie i w moje związki przez dziecko!
— Nie zaczynam. Jestem jego matką. I wiem, kiedy go słuchać. A ty, widzę, nie — odparła stanowczo. — Bał ci się powiedzieć. I chyba miał rację.
— Po prostu wykorzystujesz dziecko! — wybuchnął. — Chcesz, żeby przestał się z nami widywać. Żebym czuł winę i biegał za tobą. To kuriozum, Alicja. Po prostu kuriozum.
Nie odpowiedziała od razu, bo bała się, iż rozmowa zamieni się w kłótnię. A powstrzymać gniew było trudno. W skroniach pulsowało.
Oto Artur. Nie najgorszy ojciec, ale z wiecznymi młodzieńczymi fochami: wszyscy są przeciwko niemu. Potrafił być czuły wobec syna, tak. Ale gdy w grę wchodziła Kasia, jego mózg się wyłączał.
— Mówię ci o synu. O tym, iż go krzywdzą. A ty słyszysz tylko siebie. Kasia mu wmawia, iż jest ci niepotrzebny. Że jest zbędny. To według ciebie normalne?
— Ona by tak nie powiedziała. Nigdy. Ona… Ona się stara. Po prostu jej nienawidzisz. Jesteś wkurzona, iż odszedłem. Więc wymyśliłaś, jak się odegrać.
— Odegrać? — powtórzyła. — Przy tobie się uśmiecha, a potem… Słyszałeś choć raz, jak mówi do mnie, gdy jesteśmy same?
Nie słyszał. Oczywiście, iż nie słyszał. Pewnie choćby gdyby Kasia robiła to przy nim, i tak by znalazł usprawiedliwienie.
— Przy ludziach — taka słodka owieczka, wzrok w podłogę, uśmiech. AArtur westchnął ciężko, odwrócił wzrok i po raz pierwszy od dawna zobaczył w oczach syna to, czego tak długo nie chciał dostrzec — prawdę.