Zamiana mieszkań z teściową, ale najpierw przepisz swoje na nią

twojacena.pl 17 godzin temu

Teściowa zaproponowała wymianę mieszkań – ale pod jednym warunkiem: muszę przepisać swoje na nią.

Nie wiem, co czują inne kobiety, ale ja wiem jedno: nie zamierzam ryzykować tym, co należy do mnie według prawa. Szczególnie gdy chodzi o nieruchomości. A już najbardziej – gdy w grę wchodzi rodzina mojego męża, w której od dawna czułam, iż za każdymi „dobrymi intencjami” kryje się coś podejrzanego.

Rodzina Jakuba – delikatnie mówiąc – nie należy do najprostszych. Jego młodszy brat siedzi już kilka lat w więzieniu. Za co? Możecie się domyślić. Zawsze lubił ryzykowne przygody. To wciągnął kogoś w podejrzany interes, to wziął odpowiedzialność, a potem szukał winnych. W końcu zapłacił za wszystko pełną cenę. A jego matka, moja teściowa, za każdym razem mówiła: „No przecież to tylko chłopak…”.

Giedy pobraliśmy się z Jakubem, nie mieliśmy zbyt wielu możliwości, gdzie zamieszkać – wybraliśmy moje mieszkanie. Nie nalegałam, ale miałam je po babci. Jednopokojowe, ale przytulne, jasne, z wysokimi sufitami. Miejsce starczało nam z nawiązką. Jakub jest dokładny, domowy. choćby na początku wspólnego życia nie zostawiał mokrej podłogi w łazience i sam prał swoje skarpety.

Minęły trzy lata. I wtedy – urodziła się nasza córeczka. Cicha, jasnowłosa dziewczynka o imieniu Zosia. Bałam się nieprzespanych nocy, histerii, zmęczenia. Ale Zosia okazała się prawdziwym aniołem. Spokojna, czuła. Wszystko z nią było proste.

Jakub okazał się dobrym ojcem. Tak, chciałabym, żeby zarabiał więcej, ale kto by nie chciał? Radziliśmy sobie. Ale moja teściowa, gdy została babcią, rozkwitła. Raz z prezentami, raz z dziesięcioma telefonami dziennie. Wszystko starała się – szczególnie dla mnie. Na początku myślałam, iż po prostu chce być bliżej wnuczki. Ale wtedy zrozumiałam – coś knuje.

Plan był prosty. Teściowa zaproponowała nam z Jakubem, żebyśmy przeprowadzili się do jej dwupokojowego mieszkania. A ona, „starsza już babcia”, pobędzie w naszej kawalerce. Mówi, iż nam będzie łatwiej, dziecko będzie miało swój kąt, więcej miejsca, no i oczywiście pomoc babci pod ręką.

Słowami – idealny układ. Ale był jeden haczyk. Teściowa postawiła warunek: oficjalny akt notarialny wymiany. Czyli miałam przepisać swoje mieszkanie na nią. A to dwupokojowe, do którego byśmy się wprowadzili, miało pozostać wyłącznie na Jakuba. Tylko na niego.

Najpierw choćby nie zrozumiałam podstępu. Ale gdy usiadłam i przeliczyłam wszystko… zrobiło mi się strasznie. W przypadku rozwodu zostałabym z niczym: moje mieszkanie – jej, to, w którym mieszkam – jego. I wszystko zgodnie z prawem.

Nie wiem, czy to sprytny plan, czy dalekowzroczność, ale teściowa stoi twardo. Namawia, naciska, używa każdego argumentu. choćby mówi, iż jeżeli teraz odmawiam, znaczy, iż już myślę o rozwodzie. A skoro myślę – to znaczy, iż nie kocham.

Jakub słucha. Jest zagubiony. Rozumie, iż to może być ryzykowne, ale przecież matka – nie doradzi niczego złego, prawda? Porozmawialiśmy poważnie. Powiedziałam: „Kubuś, jesteś moim mężem, ojcem naszej córki. Tobie ufam. Ale twojej matce – nie. Nie chcę. Nie potrafię. Mam złe przeczucie.”

Odpowiedział, iż wszystko komplikuję. Że powinnam być bardziej elastyczna, iż to tylko papiery. Że nic się nie zmieni i nikt nikogo nie zostawi. Ale ja wiem, jak to bywa. Dziś – „nikt”, a jutro – „obcy ludzie”. I zostanę z dzieckiem – bez niczego.

Zaproponowałam kompromis: zwykłą wymianę – bez przepisywania, bez darowizn. jeżeli chcecie – żyjmy jak rodzina, bez tych papierowych gier. Ale teściowa odmówiła. Powiedziała wprost: „Nie ufam. A jeżeli się rozstaniecie – to połowa mojego mieszkania pójdzie na ciebie.”

Otóż to. Boi się o swoje, ale chce zabrać moje.

Teraz każdego dnia – tylko presja. Jakub narzeka, mówi, iż ma dość kłótni. Teściowa dzwoni, przekonuje. Wszystko pod płaszczykiem dobroci. A ja siedzę w swojej kawalerce, patrzę na śpiącą Zosię i myślę – czyżby to znaczyło, iż jestem złą matką, skoro nie chcę oddać wszystkiego obcym ludziom?

Nie wiem, co zrobić. Rozwodzić się nie zamierzam. Ale i mieszkania oddawać też nie. Jestem zmęczona. To nie chciwość. Po prostu nie chcę znaleźć się na ulicy, jeżeli jutro wszystko się rozpadnie. Zbyt wiele takich przykładów wokół.

Co byście zrobili na moim miejscu?

Idź do oryginalnego materiału