Dzisiaj musieliśmy wymienić zamki, żeby teściowa przestała rządzić w naszym mieszkaniu.
Z mężem, Jackiem, jesteśmy małżeństwem już rok. Przez cały ten czas jego matka jakby nie mogła pogodzić się z tym, iż jej syn wybrał nie według jej scenariusza. Marzyła, żeby ożenił się z córką jakiegoś biznesmena, żeby nie tylko tonął w luksusie, ale i ciągnął ją za sobą w ten słodki świat dostatku. Skąd u niej takie ambicje? Zagadka. W rzeczywistości mamy zwykłe zarobki: na początku mocno zacisnęliśmy pasa, wzięliśmy kredyt, teraz mieszkamy w moim kawalerku, a nowe mieszkanie wynajmujemy. Planujemy kupno samochodu. Zwyczajnie, jak większość młodych par. Bez przepychu, ale też nie na skraju wytrzymałości.
Teściowa jednak uparcie odrzuca rzeczywistość i wciąż snuje swoje fantazje. Nie ustaje w próbach rozbicia naszego małżeństwa. Jej metody zadziwiają: na koszulach Jacka nagle pojawiały się ślady szminki, ubrania pachniały obcymi perfumami, a w mojej torebce „znajdowały” się prezerwatywy. Oczywiście, kończyło się kłótniami, nieufnością, wyjaśnieniami. Na szczęście za każdym razem wychodziło na jaw, iż to jej sprawka, ale posmak zostawał.
Niedawno Jackowi zaproponowano pracę w innym mieście na dwa miesiące — otwierali nowy oddział, a on miał nadzorować start. To była szansa na awans, więc się zgodziliśmy. Wyjechał, zostałam sama i żyłam swoim rytmem.
Po kilku dniach zauważyłam dziwne rzeczy: ubrania przestawione, w szafie ktoś grzebał. Myślałam, iż Jacek przyjechał i czegoś szukał, bo droga niedaleka. Zadzwoniłam — zdziwił się i zapewnił, iż nie było go w mieście. Godzinę później oddzwonił. Głos miał ponury. Powiedział, iż to pewnie jego matka. Kiedyś, przed naszym wyjazdem, dał jej klucze „na wszelki wypadek”… i zapomniał je odebrać.
Następnego dnia wzięłam wolne i od razu wezwałam ślusarza. Jackowi obiecałam, iż jeżeli jeszcze raz komuś odda klucze, będzie spał na klatce. Wieczorem wszystko wróciło na swoje miejsce. Więc to jednak była teściowa. Sprawdziłam szafy i znalazłam… malutką kamerę ukrytą na najwyższej półce.
Natychmiast zadzwoniłam do męża. Najpierw zamilkł, potem wybuchnął śmiechem — chyba osłupienie. Przeszukałam mieszkanie w nadziei, iż nie ma więcej niespodzianek. Na szczęście nic. Awantury nie robiłam — Jacek poprosił, żeby poczekać na jego powrót. Sam się z nią rozprawi.
Nazajutrz teściowa sama zadzwoniła. Pewnie odkryła, iż klucze nie działają, i chciała wejść. Zapronowała „wpadać na herbatę”. Odpowiedziałam, iż mnie nie ma, ale może innym razem. Po trzydziestu minutach Jacek dzwonił, zdenerwowany — matka już mu doniosła, iż „łażę po mieście”, a dom pusty.
Zaczął nas to bawić. Żartowaliśmy, zgadując, jaki następny pretekst wymyśli. I rzeczywiście — codziennie dzwoniła: to kurier rzekomo przyniósł paczkę pod nasz adres, to zapomniała okularów, to chciała przynieść pierogi.
Gdy Jacek wrócił, niemal od razu zapowiedziała „wizytę”. Czekaliśmy. Weszła, podała worek z pierogami, poszła „umyć ręce”, ale skierowała się nie do łazienki, tylko do sypialni. Poszliśmy za nią. Zastaliśmy ją grzebiącą w szafie. Zobaczyła nas i zbaraniała, zaczęła bełkotać. Jacek wyciągnął z kieszeni kamerę i pokazał jej.
Wtedy się zaczęło. Krzyczała o moich rzekomych „zdradach”, iż oszukuję syna, a on jest ślepy i naiwny. Zagrała choćby scenę z łzami i chwytaniem za serce. Na koniec trzNa szczęście Jacek w końcu stanowczo powiedział, iż jeżeli nie przestanie, to przestaniemy się z nią widywać, a teściowa, widząc jego determinację, w końcu spuściła z tonu.