Zakupy, które odseparowały dwoje ludzi.

newsempire24.com 22 godzin temu

Gdy Kasia płaciła za zakupy, Wojtek stał z boku. A gdy zaczęła pakować je do siatek, w ogóle wyszedł na zewnątrz. Kasia wyszła ze sklepu i podeszła do Wojtka, który właśnie palił papierosa.
— Wojtek, weź torby — poprosiła, podając mu dwie ciężkie siatki z jedzeniem.

Wojtek spojrzał na nią, jakby kazała mu zrobić coś nielegalnego, i zdziwiony zapytał:
— A ty co?
Kasia zaniemówiła, nie wiedząc, jak zareagować. Co miałoby znaczyć to „a ty co?”? Przecież to naturalne, iż mężczyzna pomaga kobiecie. I cóż to za widok, gdy kobieta dźwiga ciężary, a mężczyzna idzie obok z gracją, jakby nic go nie obchodziło.

— Wojtek, one są ciężkie — odparła cicho.
— No i? — upierał się Wojtek.
Widział, iż Kasia zaczyna się denerwować, ale z uporu nie chciał wziąć siatek. Ruszył gwałtownie przed siebie, wiedząc, iż nie zdąży za nim. „Weź torby? Jakbym był parobkiem albo sługusem! Jestem mężczyzną i sam decyduję, czy coś noszę! Niech sobie sama dźwiga, niech się namęczy!“ — myślał z przekorą. Dzisiaj miał ochotę postawić żonę do pionu.

— Wojtek, dokąd idziesz? Zabierz torby! — krzyknęła za nim Kasia, ledwo powstrzymując łzy.

Torby naprawdę były ciężkie. I Wojtek o tym wiedział, bo sam wrzucał większość tych produktów do koszyka. Do domu było niedaleko, zaledwie pięć minut piechotą. Ale z obciążonymi rękami droga wydawała się znacznie dłuższa.

Kasia szła powoli, ledwo powstrzymując płacz. Miała nadzieję, iż Wojtek tylko żartuje i zaraz wróci po nią. Ale nie — widziała, jak oddala się coraz bardziej. Chciała rzucić te przeklęte torby, ale w jakimś odrętwieniu ciągnęła je dalej. Dotarłszy do klatki, opadła na ławkę, nie mając już siły iść. Chciało jej się płakać ze zmęczenia i upokorzenia, ale powstrzymywała łzy — nie wypadało szlochać na ulicy. Nie mogła jednak przegryźć tej sytuacji: nie tylko ją obraził, ale i poniżył takim zachowaniem. A przecież przed ślubem był taki czuły… I nie chodziło o to, iż nie rozumiał — rozumiał doskonale. Zrobił to celowo.

— Dzień dobry, Kasiu! — głos sąsiadki wyrwał ją z zamyślenia.
— Dzień dobry, babciu Marysiu — odpowiedziała cicho.

Babcia Marysia, czyli Maria Nowak, mieszkała piętro niżej i przyjaźniła się z babcią Kasi, dopóki ta żyła. Kasia znała ją od dziecka i traktowała jak drugą babcię. Po śmierci babci, gdy dziewczyna zmagała się z pierwszymi domowymi trudnościami, to właśnie sąsiadka zawsze jej pomagała. Nie miała już nikogo — matka mieszkała w innym mieście z nowym mężem i dziećmi, a ojca nigdy nie poznała. Babcia była jej jedyną rodziną. Teraz została tylko babcia Marysia.

Kasia bez wahania postanowiła oddać jej wszystkie zakupy. Niech przynajmniej nie poszły na marne. Emerytura Marii była niewielka, więc Kasia często kupowała jej drobne smakołyki.
— Chodźmy, babciu, odprowadzę was do mieszkania — powiedziała, znów unosząc ciężkie torby.

W mieszkaniu babci Marysi Kasia zostawiła zakupy, mówiąc, iż to wszystko dla niej. Gdy sąsiadka zobaczyła szproty, pasztetową, konserwowe brzoskwinie i inne przysmaki, na które rzadko mogła sobie pozwolić, wzruszyła się tak bardzo, iż Kasi zrobiło się wstyd, iż nie częściej ją obdarowuje. Po serdecznym uścisku dziewczyna wróciła na górę. Gdy tylko przekroczyła próg, Wojtek wyszedł z kuchni, właśnie coś przeżuwając.

— A gdzie torby? — zapytał, jakby nic się nie stało.
— Jakie torby? — odparła tym samym tonem. — Te, które mi pomogłeś nieść?
— Oj, daj spokój! — próbował żartować. — Co, obraziłaś się?
— Nie — odpowiedziała spokojnie. — Po prostu wyciągnęłam wnioski.

Wojtek zaniemówił. Spodziewał się krzyku, awantury, łez i wyrzutów, a tu taka zimna krew, iż aż go zatkało.
— I jakie to wnioski?
— Nie mam męża — westchnęła. — Myślałam, iż wyszłam za mąż, a okazało się, iż poślubiłam głupca.
— Nie rozumiem — udawał obrażonego.
— Co tu rozumieć? — spojrzała mu prosto w oczy. — Chcę, żeby mój mąż był mężczyzną. A ty, widzę, też chcesz, żeby twoja żona była mężczyzną — dodała po chwili: — W takim razie tobie też potrzebny jest mąż.

Twarz Wojtka poczerwieniała z wściekłości, a pięści mu się zacisnęły. Ale Kasia tego nie widziała — już weszła do pokoju, by spakować jego rzeczy.

Bronił się do końca. Nie chciał odchodzić. Nie pojmował, jak można zniszczyć małżeństwo przez taką drobnostkę:
— Przecież wszystko było dobrze, pomyśl tylko, sama torby doniosłaś. Wielka mi sprawa! — protestował, gdy ona bezceremonialnie wrzucała jego ubrania do torby.
— Swoją torbę, mam nadzieję, sam doniesiesz — przerwała mu, choćby na niego nie patrząc.

Kasia dobrze wiedziała, iż to dopiero pierwszy dzwonek. Gdyby teraz to przełknęła, z każdym kolejnym razem byłoby tylko gorzej. Więc przecięła sprawę, wyrzucając go za drzwi…

Idź do oryginalnego materiału