Dwa tygodnie temu leciałyśmy z Frejką do Gdańska. To był dziwny dzień. Najpierw na kontroli bezpieczeństwa przetrząsnęli mój bagaż i Frejki od góry do dołu. Frejkę sprawdzili na narkotyki. Po zapakowaniu na nowo wszystkich rzeczy do plecaków z wywieszonym jęzorek i szałem w oczach zaczęłam szukać sklepu wolnocłowego z napojami. Tak byłam zakręcona, iż nie zauważyłam znajomych wracających z wakacji. Kiedy w końcu usiadłyśmy w pobliżu naszej bramki, zaczęłam obserwować dziwne sytuacje. Czegoś takiego w swojej karierze podróżnika jeszcze nie widziałam. Najpierw pojawił się pan na wózku, który coś miał z nogą. Był już nieco spóźniony i panie wpuszczające na samolot do Luleå zapytały, co się stało. Odpowiedział, iż pędził, ale, iż jeszcze czeka na swoją partnerkę. Wyglądało to tak, iż ona gdzieś jest z tyłu za nim, ale nie była. Czas mijał, pan dzwonił przez telefon i informował, iż kobieta jest w drodze. W międzyczasie zerwała się z krzykiem kobieta, która siedziała pod bramką do Gdańska i podbiegła do bramki Luleå. Okazało się, iż się zagapiła. W tym samym czasie z korytarza wyszedł pilot samolotu i wkurzonym tonem zapytał, co się dzieje i ile to ma jeszcze trwać. I to był koniec. Panie z bramki zwinęły manele i zostawiły starszego pana, który przez cały czas wypatrywał swojej partnerki. I teraz dopiero się zaczęło. Nagle rozległ się krzyk i płacz. Jedna z kobiet siedzących przy bramce do Luleå, wstała i rzuciła się na kolana na podłogę. Zaczęła zawodzić, a potem wstała i gdzieś pobiegła z telefonem przy uchu. Wyglądało to tak, jakby dostała jakąś tragiczną informację. Po chwili wróciła i…okazało się, iż jest z tym panem, który miał lecieć do Luleå. Zacząła go opieprzać, na koniec powiedziała, iż to koniec i iż go zostawia. Usiadła przy bramce, a pan po chwili podreptał o własnych nogach do wyjścia z lotniska. Nie wiem, o co w tym wszystkim chodziło, ale sprawiło to, iż pomyślałam, iż mam nadzieję, iż to nie jest jakiś znak i iż nasz lot przebiegnie bez zakłóceń. To był lot wieczorny o godzinie 22:30. Zapakowali nas do samolotu i…zaczęliśmy czekać nie wiadomo na co. Na Arlanda nie jest to w sumie niczym dziwnym. To duże lotnisko, sporo lotów i czasami trzeba poczekać na start, ponieważ spóźnione samoloty wciskają się pomiędzy te punktualne. Nic, co mogłoby zaniepokoić. Samolot z reguły i tak to potem nadrabia. Po pięciu minutach od zamknięcia samolotu nic się nie działo, tzn. personel jakoś dziwnie się kręcił no i się w końcu wykręcił, bo po chwili usłyszeliśmy „ciekawy” komunikat. Pilot poinformował nas, iż są jakieś problemy nawigacyjne, ale on sobie z tym da radę, gorzej, iż o północy zamyka się lotnisko w Gdańsku, ponieważ na płycie lotniskowej został zorganizowany jakiś event. Pilot planował wystartować wcześniej, przycisnąć gaz do dechy i wylądować przed rozpoczęciem eventu. Niestety lotnisko Arlanda nie wydało zgody na szybszy wylot, więc nie damy rady szybciej wylądować. Teraz po czasie wydaje mi się to trochę naciągane, ponieważ, w chwili kiedy mieliśmy startować trwało jeszcze sadzanie ludzi, a wylądować mieliśmy o 23:50 i gdyby teoretycznie podkręcił prędkość to by i może zdążył zaparkować przed eventem. Następnie poinformował nas, iż event potrwa około trzech godzin, w związku z tym musimy poczekać trzy godziny w zamkniętym samolocie, ponieważ lotnisko Arlanda również się zamyka na noc. Dostaliśmy dwie propozycje: albo rezygnujemy z lotu i sami dochodzimy zwrotu kosztów od linii lotniczych, albo zostajemy w zamkniętym samolocie i czekamy na wylot. Nie dostaliśmy darmowego posiłku/napoju, który przysługuje w momencie kilkugodzinnego opóźnienia, co jest normalne w przypadku tych linii lotniczych. Kiedyś byłam świadkiem podobnej sytuacji, kiedy lecąc liniami WIZZ Air, dostaliśmy voucher na posiłek, a Ryanair kazał wejść pasażerom na pokład samolotu i trzymał ich do momentu zezwolenia na start. Na pytania o odszkodowanie szefowa personelu informowała głosem nieznoszącym sprzeciwu, iż zostając na pokładzie, godzimy się na warunki przewozu i nie mamy prawa do odszkodowania. Wszystko to też tak wyglądało, jakby event w Gdańsku pojawił się z dnia na dzień, a Ryanair właśnie się o tym dowiedział. W samolocie było mnóstwo dzieci, panny młode lecące na swój wieczorek panieński, ludzie, dla których Gdańsk był miejscem przesiadki. Zamiast przed północą byliśmy w Gdańsku po 3 nad ranem. Dodam, iż oprócz nas lądowały samoloty z Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Turcji. Jeden z samolotów był zmuszony wylądować w Poznaniu. Wszystko to dlatego, ponieważ na lotnisku postanowiono zorganizować nocny Duathlon po to, żeby iluś pajaców tam mogło sobie pobiegać i pojeździć na rowerach wśród samolotów. Szkoda, iż nie zorganizowali eventu w trakcie startu i lądowania samolotów, bo wyszłoby to tylko na dobre ludzkości, likwidując kilku cymbałów. Z drugiej strony ktoś się zgodził na organizację takiej imprezy na lotnisku, ktoś to sponsorował i przede wszystkim linie lotnicze na pewno zostały szybciej poinformowane o tej imprezie, czyli mogły odwołać lot albo go przesunąć. Winnych jest sporo. Samo to, iż na stronie eventu i lotniska podana jest informacja, iż event zaczyna się po tym jak wszystkie samoloty wylądują – czyli miało się to stać po lądowaniu mojego samolotu i tych kilku innych. Oczywiście nie mam zamiaru tego tak zostawić. To jak Ryanair potraktował swoich klientów, jest karygodne. Kłamstwa, którymi nas poczęstowano i fakt, iż gwałtownie wpakowano nas do samolotu, żeby nie ponieść dodatkowych kosztów darmowych posiłków dla pasażerów, jest niewiarygodne. Dlatego też pierwszy raz postanowiłam skorzystać ze swojego prawa i złożyć wniosek o odszkodowanie. Wiem, iż linie lotnicze bronią się rękami i nogami przed takimi wnioskami, ale ja nie będę robić tego samodzielnie, tylko skorzystam z pośrednictwa firmy prawniczej. Trzymajcie kciuki, żeby się udało. A gdyby ktoś potrzebował pomocy w podobnej sprawie to polecam firmę Prospectiagroup https://www.airport.gdansk.pl/lotnisko/aktualnosci/za-nami-iii-nocny-duathlon-w-porcie-lotniczym-gdansk–n2299.html Nocny Duathlon – Port Lotniczy Gdańsk