ŻAK TERAZ #31 – Via Vitae

pch24.pl 1 miesiąc temu

Mamy w naszej kulturowej tradycji takie pojęcia jak „rozstaje” i „rozdroża”. Wciąż te wyrazy są dla nas czytelną metaforą sytuacji, w której ktoś musi dokonać wyboru drogi. I nie chodzi o tę banalność szukania w Google Maps optymalnej trasy dotarcia do jakiegoś celu, ale o wybór „drogi życia”. A wtedy, gdy przed takim wyborem staniemy, to czeka nas kłopotliwa niespodzianka, bowiem, jak zostało to zapisane w średniowiecznej „Księdze przypowieści”: „Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu”. Jak to zrozumieć?

Naszym dzieciom w sposób bezwzględny zabierany jest dzisiaj świat bajek i baśni, które przez całe pokolenia wychowywały do dorosłości. Dorosłym natomiast obrzydza się i ośmiesza wszelkie ewangeliczne przypowieści, które zawsze były wykładnią adekwatnych życiowych wyborów.

Znacie opowieść o „Głupim Jasiu”? Znacie – no to posłuchajcie… Gdzieś w krainie dalekiej żyła stara matka z trzema synami. No i ciężko zachorowała. Z dnia na dzień czuła się gorzej i śmierć zaczęła zaglądać do okna ich domostwa. Synowie, którzy bardzo kochali swoją rodzicielkę, poszli po pomoc do starego kowala, który zawsze widział co i jak. On pokiwał głową, zamyślił się przez chwilę i rzekł: „Za górami, za lasami jest góra wielka, a u jej wierzchołka bije źródło wody życia. Trzeba przynieść choć garnuszek tej wody i wystarczy jeden łyk, a wasza matka wyzdrowieje”. Dodał jeszcze: „Ale droga to trudna i niebezpieczna. Trzeba mieć siłę, moc i czyste serce”.

Wiecie co było dalej, prawda? Że poszedł najstarszy, co drzewa rękami wyrywał – poszedł i wrócił z niczym. Że poszedł średni, co konie w biegu wyprzedzał – poszedł i wrócił z niczym. Że w końcu poszedł ten najmłodszy Jasiek, co go Głupim zwano – poszedł i przyniósł garnuszek z wodą życia. Dał napić się matce, a ta od razu wyzdrowiała…

Jakże łatwo, a jakże bezmyślnie z naszych ust wychodzą takie słowa jak: „masakra”, „armagedon” czy „apokalipsa”. No to poczytajmy, cytując za Biblią ks. Wujka, co św. Jan Apostoł zapisał na temat „wody” w swej księdze zwanej „Apokálypsis”, czyli „Objawienie”:

Ukazał mi rzekę wody żywota, jasną jako kryształ, wychodzącą z stolice Bożej i Barankowej.

A w innym miejscu:

I rzekł mi: Stało się. Jam jest Alfa i Omega, początek i koniec. Ja pragnącemu dam darmo ze źródła wody żywota.

Przytoczone Baśń i Przypowieść kojarzą mi się ze wspinaczką w górach. Z tą, tak trudno akceptowaną przez wszystkich „zdobywców” prawdą, iż wyprawa będzie sukcesem nie wtedy gdy osiągną szczyt, ale dopiero wtedy, gdy ze szczytu zejdą w doliny. Innymi słowy, tę „wodę życia” trzeba przynieść do domu; a tak w ogóle, chcąc jej zaczerpnąć, koniecznym jest tego „pragnąć”, a więc mieć czyste serce (być w stanie błogosławionym).

Na rozdrożach chrześcijanie od zawsze stawiali krzyże i kapliczki. Miały definiować Bożą intencję każdej podróży i każdemu wędrowcowi dodawać sił duchowych wobec wszelkiego złego, przy okazji przypominając, jaki jest ostateczny cel każdej drogi. Na Via Appia zatrzymał się kiedyś św. Piotr, który uciekał z Rzymu przed prześladowaniami, przed więcej niż możliwą śmiercią i to w męczarniach. Zatrzymał się, bo zobaczył, iż naprzeciwko idzie Pan Jezus. Nie zdziwił się, iż to On, ale zadziwił, iż idzie tam, skąd on właśnie wyszedł, a na dodatek mija go bez przywitania.

– Dokąd idziesz, Panie? – zapytał.

– Do Rzymu, by dać się ponownie ukrzyżować – usłyszał w odpowiedzi…

No i co z tego, iż to znamy. Co z tego, iż miliony „zaliczają” wizytę w kościółku Santa Maria delle Piante (Madonny od Stóp, jak się to tłumaczy). Co z tego, iż miejsce to, zwany od wieków Domine Quo Vadis, jest pewnie pierwszą kapliczką postawioną na naszym człowieczym rozdrożu. Co z tego, kiedy nie chcemy zawracać ze złej drogi i iść tam, gdzie mamy do spełnienia swój obowiązek stanu. A przecież trzeba to zrobić bez względu na wszystko i choćby wtedy, kiedy ta nasza Via może będzie Dolorossa.

W posadzkę tej znanej na całym świecie kapliczki/kościoła wmurowano kamienny czworokąt z odciskiem stóp Jezusa, który na tej drodze, na tym kamieniu, na moment się zatrzymał, by odpowiedzieć Piotrowi. Tak, to jest symbol – i nie ma znaczenia, iż patrzymy na kopię, a oryginał znajduje się w rzymskiej Bazylice św. Sebastiana. Symbole są konieczne, jak i ten, iż Madonnę tutaj patronującą zwą „ad transitum” – Matką Bożą podróżników.

Metafora drogi od zawsze przyciągała i fascynowała filozofów, artystów. Jedno jest pewne, iż każdy trakt wcześniej czy później doprowadza do rozdroża, na którym trzeba świadomie się rozstać z tym co niedobre już za nami oraz bez żalu z tą drogą, której nie wybierzemy, choć nas kusiła. Bo tak to już jest na rozstajach, nie tylko rzymskich.

Tomasz A. Żak

Idź do oryginalnego materiału