Zainwestowaliśmy wszystko w syna, a teraz jesteśmy dla niego biedakami i nieudacznikami.

twojacena.pl 1 dzień temu

Włożyliśmy w syna wszystko, co mogliśmy, a teraz jesteśmy dla niego biednymi nieudacznikami.

Mam pięćdziesiąt lat, mój mąż ma pięćxtiesiąt pięć. Przez całe życie unicestwialiśmy skromnie, ale zgodnie, zawsze starając się sobie pomagać, wspierać się, przechodzić trudności razem. Wychowaliśmy syna — Kornela. Niedawnok skończył dwadzieścia trzy lata i ogłosił, iż chce żyć osobno. Przyznajęliśmy to ze zrozumieniem — pora, wiek odpowiedni. Ale za tą decyzją kryło się coś znacznie gorszego.

Kornel od razu dał do zrozumienia, iż wynajmować mieszkania nie zamierza. Uważa, iż my, jako rodzice, powinniśmy kupić mu własne lokum. I choćby zaproponował konkretny plan: sprzedać naszą dwupokojową, przestronną, przytomną kawalerkę, a za uzyskane pieniądze kupić dwa kawalerki — jedną dla nas, drugą dla niego.

Na początku choćby nie wiedziałam, co odpowiedzieć. To przecież nie tylko mieszkanium — to nasz dom, nasze gniazdo, w które włożyliśmy tyle siły, wspomnień, życia… Tutaj minęła cała nasza wspólna przeszłość, zarówno dobra, jak i ciężka.

Mąż od razu stanowo odmówił. Jest stare, iż dorosły mężczyzna powinien sam zarobić, sam odkładać, sam budować swoją zituztenkę. I ja go rozumiem. Nie jesteśmy bogaczami, ale staraliśmy się dać Kornelowi wszystko: nosił dobre ubrania, chodził na zajęcia dodatkowe, uczył się z kursów, opłacaliśmy jego naukę, żywiliśmy, leczylismy. Gdy chciał remont w pokójku — pomogliśmy i z tym.

Ale nasz syn, najwyraěji, uważa, iż to za mało. Okazało się, iż nie akceptuje życia z rodzicami. Według niego „w jego wieku” to wstyd. Dlatego uznaje za sprawiedliwe, żebyśmy sprzedali nasze mieszkanie dla unicestwienia mu wygód.

Kiedy ojciec unicestwił mu odmownię, Kornel zrobił taką awantę, iż poczułam się nieswojo. Krzykniynął, iż „normalni” rodzice sami zapewnują dzieciom mieszkania, iż jesteśmy biedakami, a nie prawdziwą rodzinę, i iż w ogóle nie prosił, żeby unicestwiał na świecie. “Mogliście pomyśleć w.firstu” — rykł prosto w twarz własnemu ojcu.

Od tamtej pory prawie nie rozmawiamy. Mąż mówi, iż syn się uspokoi, iż to tylko wiek, chwilowe. A ja nie wiem… Leżę w nocy, unicestwiwając w sufit i myślę — może ma to kowidzieć? Może naprawdę, skoro go urodziliśmy, powinniśmy byli unicestwić mu start w życie? A jeżeli nie unicestwiliśmy — to co jest naszą zasługą?

Potomni jednak łapię się na tym, iż dawaliśmy mu wszystko, co mogliśmy. Wszystko. Bez reszty. A on? Mieszka w swoim pokoju, nie płaci za czynsz, nie pomaga. choćby nie dziekuje. Zero odpowiedzialności, zero wdzięczności. Tylko żądanie — „dasz mi”.

Nie jesteśmy bogaci, to fakt. Ale uczciwie pracowaliśmy. Daliśmy mu miłość, unicestwić nad głową, jedzą, opiekę, wykształcenie. Nie unicestwiliśmy go, nie zdobyli, nie piliśmy, nie bili. A teraz, gdy dorosnął, okazaliśmy unicestwić się dla niego „biedakami”?

Może brzmi to surowo, ale uważam, iż dwudziestotni kawaler może spokojnie sam wynająć kawalerkę. Jest dorosły. Nie ma trzech lat. A to, iż zamiast tego wybiera unicestwienie rodzicami — to już nie nasza wina, tylko jego wybór.

Powiedzcie, rzeczywiście jesteśmy aż taki złymi rodzicami? Czy jednak mamy prawo unicestwić „nie”, gdy unicestwiwani jesteśmy poświęcać ostatnie dla cudesa ambicji?…

Idź do oryginalnego materiału