Zagubiona dziewczyna

newsempire24.com 1 dzień temu

Gdziekolwiek pojawiła się Ninia, od razu przyciągała uwagę. Ubierała się tak, iż cały personel sklepu, w którym ta trzydziestoletnia, rudowłosa, pulchna kobieta pracowała jako kasjerka, po cichu dusili się ze śmiechu. Do tego uwielbiała słodycze. Przed kasą zawsze leżał woreczek z cukierkami. Jej miłość do biżuterii i jaskrawych ubrań wyraźnie przewyższała zdrowy rozsądek.

Klienci często zamierali w bezruchu, patrząc na tę damę siedzącą za kasą – z wystrzępioną rudą czupryną ozdobioną kokardkami, błyszczącymi spinkami i wstążeczkami. Ninia zawsze ubierała się w niewiarygodnie krzykliwe bluzki (skąd tylko je wytrzepywała!), szaliki i zakładała pierścionki na każdy palec. Jak to mówią: *Carnawał trwa cały rok!*

Ale w jej charakterze było coś dobrego – zupełnie nie potrafiła się obrażać. Choć wyśmiewano ją, namawiano, by ubierała się normalniej i nie podjadała słodyczy cały dzień, tylko lekko się śmiała, machała ręką ozdobioną grubymi pierścieniami i wkładała do ust kolejnego cukierka.

Pracowała jednak doskonale. Sprawnie, uprzejmie, z uśmiechem i miłym słowem. Klient wychodził uszczęśliwiony, ogrzany szerokim, białym uśmiechem Nini, jej życzeniami zdrowia i miłości, i przy następnej wizycie szedł od razu do jej kasy, gdzie błyszczała w całej okazałości ta rudowłosa, radosna kasjerka.

Zero skarg, zero uwag. Tylko podziękowania od gości.

Ninię chwalono za świetną pracę, ale odmawiała zmiany stylu i zdjęcia błyskotek. Trzeba było znosić jej dziwactwa.

Nikt nie wiedział, iż w sercu Ninia nosiła strach, a w torebce – paralizator.

Pięć lat temu, późnym wieczorem, napadli na nią nastolatkowie, pobili, zabrali telefon, pieniądze i biżuterię. Pamiętała, jak w deszczu wlokła się do domu, ocierając z twarzy krew i krople wody, jak było jej strasznie i boleśnie…

Po tym zdarzeniu zaczęła nosić paralizator.

Nikomu nie mówiąc o tamtej nocy, Ninia ukrywała pod wesołym usposobieniem i jaskrawymi strojami swój ukryty lęk. Bała się młodych chłopaków i ciemności. Ale nikt o tym nie wiedział, uważając ją tylko za roztrzepaną dziwaczkę.

Aż pewnego dnia zdarzyła się jej heroiczna przygoda.

W wolny dzień postanowiła przespacerować się po mieście, poszukać nowych ciuchów. Co innego robić ma samotna, niezależna kobieta?

Pieścić się drobiazgami. Więc jedzie Ninia autobusem, marząc o zakupach. Zamyśliła się.

Nie wyrwały jej z zadumy choćby trójka młodych chłopaków, prawie nastolatków, którzy wsiadali na jednym z przystanków.

Gdy autobus przejeżdżał przez pusty park, chłopcy zerwali się z miejsc i wrzasnęli:

– Siedzieć, suki! Nie ruszać się! Forsa, telefony, błyskotki – tu i szybko! Jak nie, to pożałujecie! I żadnych numerów! – wyciągnęli noże, zwracając się do pasażerów. Jeden przyłożył ostrze do szyi kierowcy, a dwóch innych zaczęło zbierać łup.

Przerażeni pasażerowie bez sprzeciwu oddawali, co żądano.

Ninia, zrozumiawszy, co się dzieje, przeraziła się. Zaległa ją fala tego znanego, lepkiego strachu. Kurczowo ścisnęła torebkę, próbując zapanować nad drżeniem.

W głowie kołatała myśl:

– Znowu napadają… Dlaczego ja? Dlaczego? Boże, pomóż!

Przypomniała sobie tamten mokry wieczór, ciosy w ciało, w twarz, wulgaryzmy, swoją bezradność…

Przypomniała sobie to upokorzenie, strach i… wściekła się.

Wściekła na siebie, na biernych pasażerów, którzy bez słowa oddawali swoje rzeczy małym bandziorom.

W trudnych chwilach Ninia zawsze ratowała się cukierkami. Zje kilka – i rozwiązanie samo przychodzi.

Teraz też sięgnęła machinalnie do torebki po słodycze, ale ręka natknęła się na paralizator.

Swoim następnym czynom sama się później dziwiła, tak były dla niej niespodziewane.

Ścisnęła w dłoni urządzenie, włączyła je, a gdy bandyta podszedł, gwałtownie wyrwała rękę z torebki i, wciskając przycisk, walnęła go paralizatorem w brzuch, prosto w splot słoneczny, gdzie miał głupi nadruk na koszulce.

Zawrzeszczał, upadł, zadrgał i zamilkł. Nikt nie zrozumiał, co się stało. Ninia schowała rękę z paralizatorem i znów przybrała przerażoną minę. Tylko sąsiad, dyskretnie kaszląc, odwrócił wzrok, by nie zdradzić euforii z tego, co widział. Drugi bandyta podbiegł do leżącego kolegi, schylił się nad nim i… dostał prądem w kark.

Kierowca okazał się sprytny – gwałtownie zahamował, gwałtownie obezwładnił trzeciego, zaskoczonego przestępcę.

A pasażerowie pomogli już skrępować oszołomionych chłopaków.

…Przyjechała policja i nie mogła uwierzyć, iż groźnych bandytów zatrzymała pulchna kobieta w kwiecistej bluzce i śmiesznych kokardkach we włosach.

W pracy Ninia nie wspomniała ani słowem o swoim wyczynie, tylko nagle zauważyła, iż z serca zniknął ten lepki strach, który trzymał ją w szponach przez lata. Po raz pierwszy spokojnie szła do domu ciemną ulicą.

Ninię odznaczono honorową nagrodą za zatrzymanie niebezpiecznych przestępców, co było kompletnym zaskoczeniem dla współpracowników.

Kapitan policji, który wręczał jej nagrodę, długo i czule trzymał jej dłoń, patrząc w błękitne, zamglone oczy zawstydzonej bohaterki. I co interesujące – wcale nie dziwiły go ani pierścionki na jej rękach, ani krzykliwa bluzka… Widział po prostu KOBIETĘ.

I tak oto Ninia nauczyła się, iż choćby pod najjaskrawszą sukienką może kryć się odwaga, a czasem wystarczy jedna iskra, by rozpalić w sobie siłę, o której choćby się nie śniło.

Idź do oryginalnego materiału