Żaglowce wracają do Gdańska

zaglowce.info 3 miesięcy temu

Gdańsk znów wypełni się masztami żaglowców, które tym razem zacumują w dwóch miejscach: tradycyjnie w sercu starego portu na Motławie oraz przy nabrzeżu Westerplatte. Jakie atrakcje czekają sympatyków żagli na Baltic Sail 2024?

Krzysztof Romański, 21.08.2024 r.

Gdański zlot jak zwykle rozpocznie się w piątek (tym razem to 23 sierpnia) i potrwa do poniedziałku (26 sierpnia). Bez wątpienia najbardziej spektakularnym momentem imprezy będzie sobotnia parada żaglowców. Po raz drugi z rzędu jednostki pokażą się widzom zgromadzonym na gdańskich plażach. Szyk paradny zostanie uformowany pomiędzy główkami Portu Gdańsk i molem w Brzeźnie, skąd żaglowce oraz asystujące im jachty i motorówki pożeglują w stronę Jelitkowa (start o godz. 11.30). Na tę chwilę na liście zarejestrowanych uczestników parady jest 140 jednostek. Oczywiście, tylko kilkanaście z nich to żaglowce, ale liczba i tak jest imponująca. jeżeli stawią się wszyscy, którzy się zgłosili, horyzont będzie biały od żagli.

Zachęcamy do obserwowania Parady z molo w Brzeźnie oraz jego okolicy, gdzie będzie najlepsza widoczność na żaglowce. Dodatkowo na ekranach ustawionych na molo będzie można oglądać relację na żywo i posłuchać komentatorów parady: Władysława Cebuli i Krzysztofa Romańskiego – mówi Milena Mieczkowska, rzeczniczka prasowa Baltic Sail Gdańsk.

Jubileuszowe Szanty pod Żurawiem

Organizująca imprezę Fundacja Gdańska przygotowała interesujący program wydarzeń towarzyszących, na czele z jubileuszową – 25. edycją festiwalu Szanty pod Żurawiem. Na zlokalizowanej na Ołowiance estradzie, która w hołdzie Jerzemu Porębskiemu zostanie nazwana Poręba Stage, wystąpi czołówka polskich szantymenów. Starym zwyczajem podjęta zostanie próba pobicia rekordu w liczbie osób śpiewających jednocześnie morską pieśń. Tym razem będzie to standard Morze, nasze morze. Koncerty będą odbywać się także w dwóch innych miejscach, na mniejszych scenach plenerowych na Wyspie Spichrzów i na przedprożu Dworu Artusa. Wstęp na wszystkie występy jest wolny.

Pokazy rekonstruktorów

Ciekawie zapowiadają się inscenizacje historyczne. Pierwszą, połączoną z salwą honorową, zaplanowano w piątek o godz. 17.00 pod napisem Gdańsk na Ołowiance. Natomiast w sobotę rekonstruktorzy będą zmieniali miejsca pokazów: o godz. 14.30 przy Moście Wapienniczym zaprezentują scenkę Rozładunek Statku, a pół godziny później w okolicy ulicy Wartkiej i Targu Rybnego Pobór do marynarki. O godz. 16.00 na Ołowiance będzie miał miejsce pokaz tańców historycznych, zaś o 17 i 18 – ponownie na Moście Wapienniczym – odbędą się starcia grup rekonstrukcyjnych.

Popłyń żaglowcem

Największą atrakcją Baltic Sail niezmiennie są rejsy żaglowcami, w trakcie których jednostki przemierzają kanały portowe i wychodzą na otwarte wody Zatoki Gdańskiej, gdzie również stawiają żagle. Bilety na te 3-godzinne wyprawy można już nabywać za pośrednictwem strony zlotu. Wyjściowa cena to 100 zł. Posiadacze gdańskiej karty mieszkańca zapłacą o 20 zł mniej, natomiast dzieci poniżej trzeciego roku życia popłyną za 10 zł.

Jakie żaglowce zobaczymy w Gdańsku w tym roku?

Przy gdańskich nabrzeżach zacumuje spora flota żaglowców, z których największym będzie niemiecka Santa Barbara Anna – trzymasztowy szkuner urejony o długości całkowitej 44,2 m. Wybudowany w 1951 roku w Lowestoft statek słynny jest sławą właściciela – Joey Kelly’ego, członka bijącego w latach 90. rekordy popularności zespołu The Kelly Family. Nazwa jednostki upamiętnia matkę muzyka. Zanim jednak Santa Barbara Anna pojawiła się na burcie, statek przez ponad dwie dekady pływał jako trawler. Początkowo bez imienia, tylko z numerami rybackimi: LT254 i FD133, wreszcie pod nazwą Vanessa Ann. Najpierw bazował w Grimsby, potem zaś we Fleetwood, niewielkim porcie rybackim na wschodnim wybrzeżu Anglii. W 1973 roku odstawiony na sznurek, po 11 latach został sprzedany i przebudowany na żaglowiec. Z pomalowanym na czerwono kadłubem woził pasażerów po Karaibach. Bez stałego nadzoru właścicieli, którzy przebywali w Wielkiej Brytanii, stan statku zaczął się gwałtownie pogarszać. W 1990 roku, po powrocie z tropików, okazało się, iż nie nadaje się do dalszej żeglugi. Unieruchomiona w porcie w Plymouth, niszczejąca jednostka wpadła w oko Kelly’emu, który szukał statku zdolnego pomieścić jego liczną rodzinę. I tak żaglowiec trafił w ręce artystów. W trakcie długiego remontu w 1994 roku przemalowano jego kadłub na niebiesko. Zmieniono też sporo w rozkładzie i dekoracjach wnętrz. Muzykująca familia z czasem straciła entuzjazm do morskich przygód i w 2005 roku przekazała statek pod kuratelę niemieckiej organizacji pozarządowej Odin-Stiftung z Rostocku. Dziś operatorem jednostki jest rostockie stowarzyszenie Bramschot e.V., które realizuje pod żaglami rejsy czarterowe z pasażerami i sailtrainingowe z młodzieżą. Poprzednio Santa Barbara Anna miała okazję cumować w Gdańsku w 2017 roku.

Żaglowce Baltic Sail 2017: Santa Barbara Anna i Joanna Saturna / fot. Krzysztof Romański
Zawisza Czarny

To spora niespodzianka! Drugą co do wielkości jednostką tegorocznej imprezy będzie Zawisza Czarny, który właśnie powrócił do regularnej żeglugi po dłuższym okresie bezczynności. Harcerski szkuner ma zbyt duże zanurzenie, by wejść na Motławę, dlatego cumować będzie przy Westerplatte (podobnie jak Santa Barbara Anna).

Zawisza Czarny II to trzymasztowy szkuner o długości całkowitej 42,7 m. Zbudowano go w Stoczni Północnej w Gdańsku w 1952 roku jako rybacki lugrotrawler pod nazwą Cietrzew. 15 lipca 1961 roku przebudowana na żaglowiec jednostka weszła do służby jako statek szkolny Związku Harcerstwa Polskiego – sukcesor przedwojennego, drewnianego Zawiszy, który ze względu na fatalny stan techniczny został osadzony na dnie Zatoki Puckiej w okolicy Rzucewa w 1949 roku. Ze starego żaglowca zachowano jednak drewniany galion przedstawiający legendarnego rycerza z Garbowa. Rzeźba do dziś znajduje się pod bukszprytem harcerskiego szkunera, który w 1967 roku został jeszcze raz przebudowany i przedłużony.

Przez ponad 60 lat pod żaglami Zawiszy wychowało się wiele pokoleń żeglarzy. W swej bogatej historii statek brał wielokrotnie udział w zlotach i regatach wielkich żaglowców, choć nigdy nie słynął z szybkości. Dwukrotnie odwiedził USA: w 1976 roku dołączył do floty Operacji Żagiel organizowanej na 200-lecie Stanów Zjednoczonych, a w 1984 roku popłynął na Wielkie Jeziora Amerykańskie w ramach obchodów 450. rocznicy wyprawy Jacques’a Cartiera. Po drodze, w trakcie regat w okolicy Bermudów, wsławił się brawurową akcją ratowniczą, w której udzielono pomocy rozbitkom z brytyjskiego żaglowca Marques. W 1978 roku Zawisza Czarny II wziął udział w Festiwalu Młodzieży i Studentów w Hawanie. Jednak największym wyczynem harcerskiego szkunera jest, jedyna jak dotąd, podróż dookoła świata. Wyprawa trwała ponad rok (dokładnie 392 dni). Gdy statek wyruszał z Gdyni 19 marca 1989 roku, w Polsce panował jeszcze socjalizm. Gdy wracał, 13 kwietnia 1990 roku, inny był nie tylko ustrój, ale i nazwa kraju – Polska Rzeczpospolita Ludowa zamieniła się w Rzeczpospolitą Polską.

Zawisza Czarny / fot. Krzysztof Romański

Zawisza Czarny II ma też w dorobku opłynięcie pod żaglami przylądka Horn. Szkuner zdobył „żeglarski Everest” dwa razy – w odstępie zaledwie tygodnia. Najpierw, płynąc z zachodu na wschód, 25 stycznia 1999 roku. Tego dnia Neptun nie był w dobrym humorze – przejście było trudne, przy silnym wietrze i wysokiej fali, z postawionymi jedynie kliwrami i grotem. Drugi raz na Hornie był już łatwiejszy. 2 lutego 1999 roku pogoda pozwoliła wciągnąć na maszty wszystkie żagle. Kapitanem jednostki w tym pamiętnym rejsie był Waldemar Mieczkowski.

Wyprawę zorganizowano, aby uczcić 100-lecie ekspedycji antarktycznej z udziałem Henryka Arctowskiego na żaglowcu badawczym Belgica. Drugim, nie mniej ważnym celem rejsu był udział harcerzy w Światowym Jamboree skautów w Chile. Pamiętne wydarzenie miało miejsce w Ushuai, gdzie Zawisza stanął burta w burtę z Fryderykiem Chopinem. Bryg odbywał wówczas rejs dookoła Ameryki Południowej w ramach Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami.

W ostatnich latach Zawisza Czarny pływa głównie po Bałtyku i Morzu Północnym. Dużym echem odbiły się m.in. rejsy z osobami niewidomymi z cyklu „Zobaczyć Morze” i tzw. „Onkorejsy”, których załogę tworzyły kobiety stawiające czoła nowotworom. Długą tradycję mają także harcerskie wyprawy w ramach akcji Betlejemskie Światło Pokoju.

J.R. Tolkien

Holenderski J.R. Tolkien, dwumasztowy szkuner urejony, którego długość całkowita wynosi 41,7 m. W 1968 roku zbudowała go stocznia rzeczna w Magdeburgu, leżącym wówczas w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Jednostka służyła pod nazwą Dierkow jako holownik w porcie w Rostocku. W 1995 roku przeznaczony na złom statek kupiła para Holenderów: Anna i Jaap Van der Rest. Własnym sumptem i w swoim tempie przebudowali go na żaglowiec, który nazwali na cześć swojego ulubionego pisarza. Powierzchnia ożaglowania jednostki to 628 m. kw., a jej portem macierzystym jest Amsterdam. Szkuner i jego załoga prawdopodobnie poczują się w Gdańsku znakomicie, wszak – to fakt potwierdzony w źródłach historycznych – prapradziadkowie Johna Ronalda Tolkiena w 18. wieku mieszkali w grodzie nad Motławą. W ubiegłym roku na Baltic Sail mieliśmy okazję oglądać drugą jednostkę Van der Restów – Loth Lorien.

Szkuner urejony J.R. Tolkien / fot. Volker Gries
Brabander

Litwę w Gdańsku reprezentuje Brabander – największy żaglowiec tego kraju. Jest dwumasztowym szkunerem urejonym o długości całkowitej 36 metrów. Został zbudowany przez stocznię Dricon w Holandii w celu szkolenia tamtejszej młodzieży. Stępkę położono w 1977 roku, wodowanie miało miejsce dwa lata później. Nazwa nawiązuje do regionu Braband w Niderlandach. Od 1 listopada 2006 roku armatorem jednostki jest Uniwersytet w Kłajpedzie. Litwini zdecydowali się jednak pozostać przy pierwotnej nazwie żaglowca. Po podniesieniu żółto-zielono-czerwonej bandery statek ruszył w rejs z Holandii do nowego portu macierzystego. Już w dziewiczej podróży litewska załoga została poddana prawdziwie morskiej próbie, gdy na Bałtyku rozszalał się sztorm. Na szczęście po 9 dniach żeglugi udało się bezpiecznie dotrzeć do Kłajpedy.

Największy żaglowiec Litwy Brabander / fot. Krzysztof Romański

Brabander odbywa rejsy szkoleniowe ze studentami oceanologii, hydrologii a choćby archeologii podwodnej. Jest też przystosowany do prowadzenia badań dna morza z użyciem sonaru. Kadłub żaglowca pomalowano w charakterystyczny sposób z czarnym pasem imitującym otwory strzelnicze. W 2018 roku litewscy harcerze na jego pokładzie urządzili rejs pod nazwą SAIL4INDEPENDENCE w celu uczczenia setnej rocznicy niepodległości swojego kraju. Odwiedzili kilka bałtyckich portów, w tym Gdańsk, Gdynię, Kołobrzeg i Darłowo. By symbolicznie podkreślić wspólną przeszłość obu państw, do załogi dołączyło kilkoro polskich harcerzy.

Generał Zaruski

Miejscowy kecz pełni honory gospodarza imprezy. Ten przepiękny drewniany kecz gaflowy jest flagową jednostką miasta Gdańska. Zbudowany w 1939 roku w miejscowości Ekenas w Szwecji. Powstał na zamówienie Ligi Morskiej i Kolonialnej. Inicjatorem jego budowy był sam generał Mariusz Zaruski. Według założeń na bazie projektu jednostki powstać miało dalszych 9 bliźniaczych żaglowców, na których mogliby szkolić się polscy harcerze. Te ambitne plany pokrzyżował wybuch wojny.

Budulcem kadłuba była dębina pozyskana w polskich lasach, natomiast pokład zrobiono z sosny. Infrastruktura stoczni nie była przystosowana do produkcji jednostek o takich gabarytach. Aby zwodować jacht, musiała wcześniej powstać dość stroma rynna, po której kadłub z impetem zjechał do wody prosto z hali montażowej. Podczas gdy świat przeżywał największą tragedię w swojej historii, w neutralnej Szwecji życie toczyło się w miarę normalnym torem. Nie zaprzestano również szkolenia żeglarskiego. W październiku 1940 roku, gdy przeznaczony dla Polski kecz był już gotowy, postanowiono nadać mu imię Kryssaren i wcielić do floty Svenska Segarskolan. Dołączył w niej do swojego bliźniaka-protoplasty Kaparena.

Generał Zaruski / fot. Krzysztof Romański

Kiedy kurz pól bitewnych opadł, a ciemne chmury rozwiały się znad Europy, Szwedzi wywiązali się z umowy. Poinformowali stronę polską, iż zamówiony i opłacony przed wojną żaglowiec można odebrać. 7 stycznia 1946 roku kecz po raz pierwszy zobaczył ojczyznę. Do kraju przypłynął na holu. W hołdzie inicjatorowi budowy, który w 1941 roku zmarł w sowieckim więzieniu w Chersoniu, nazwano go Generał Zaruski. Armatorem statku została reaktywowana Liga Morska, a jego pierwszym portem macierzystym była Ustka. W debiutancki rejs bałtycki we wrześniu 1946 roku kecz wyprowadził Wiesław Wichura- Bohusiewicz. Od 1947 roku jednostką naprzemiennie dowodzili Zbigniew Szymański oraz Michał Sumiński. Ten sam, którego później znała cała Polska jako prowadzącego telewizyjny program Zwierzyniec.

Postać Zaruskiego, tak bardzo zasłużona dla dziejów Drugiej Rzeczpospolitej, kłuła w oczy komunistyczne władze. W 1950 roku nazwę statku zmieniono na „Młoda Gwardia”, od tytułu radzieckiej powieści wojennej Aleksandra Fadiejewa, sławiącej walkę komsomołców z Niemcami. Kraj wszedł w najciemniejszy okres stalinowskiego terroru, na każdym kroku wyszukiwano wrogów klasowych. Na cenzurowane trafił także armator żaglowca – Liga Morska, która za bardzo kojarzyła się z przedwojenną Polską. W 1953 roku włączono ją w struktury Ligi Przyjaciół Żołnierza, pomyślanej jako komunistyczna organizacja paramilitarna. Po kolejnej reorganizacji, w 1962 roku LPŻ stał się Ligą Obrony Kraju. LOK miał swoją bazę w Jastarni i tam trafił też kecz. W tym czasie na jego burtach znów widniało nazwisko Zaruskiego. W 1957 roku, na fali odwilży, statek przemianowano na Mariusz Zaruski. Powrót do obecnej formy Generał Zaruski nastąpił dopiero w 1969 roku.

Generał Zaruski / fot. Krzysztof Romański

Na początku XXI wieku wskutek kłopotów finansowych i braku remontów Generał Zaruski stracił klasę Polskiego Rejestru Statków. Wycofany z eksploatacji, przez kilka miesięcy 2003 roku, cumował w porcie w Jastarni. Wydawało się, iż lepsze czasy nadejdą po przekazaniu jej pod opiekę fundacji Polskie Żagle. Statek został przetransportowany do stoczni remontowej we Władysławowie, jednak po 2 latach wycofał się główny sponsor prowadzonych prac – Poczta Polska – i roboty utknęły w martwym punkcie. Nad żaglowcem zebrały się ciemne chmury. Pomocną dłoń wyciągnął Gdańsk i jego prezydent Paweł Adamowicz. Pod koniec 2008 roku miasto kupiło statek za 150 000 złotych. Po niemal 4-letnim remoncie w Gdańskiej Stoczni Remontowa, 30 października 2012 roku na zrewitalizowanej jednostce podniesiono banderę. Uroczystość miała miejsce w Gdańsku, a obecnością uświetnił ją ówczesny prezydent RP Bronisław Komorowski. Długość całkowita Generała Zaruskiego to 29 metrów. Załoga może maksymalnie składać się z 25 osób. Armatorem jednostki jest Gdański Ośrodek Sportu, a dobrym duchem statku jego kapitan Jerzy Jaszczuk, który w tym roku otrzymał nagrodę Wiktorowicza, za realizację pod żaglami Generała Zaruskiego 5-tygodniowego rejsu z socjoterapeutycznego z podopiecznymi ośrodka w Łomiankach.

Bonawentura

Innym interesującym żaglowcem obecnym w Gdańsku będzie Bonawentura. To jedyny w Polsce kecz o rzadko spotykanym takielunku zwanym Va Marie, z żebrowym gaflem. Jednostkę zbudowano w 1948 roku w Stoczni Północnej w Gdańsku (działającej wówczas pod nazwą Stocznia nr 3). Powstała jako drewniany, dębowy kuter rybacki typu MIR-20A, zmodyfikowanej wersji popularnego przed wojną kutra MIR-20. Dokumentację, jeszcze w czasie okupacji, opracował zespół inżyniera Wojciecha Orszuloka, późniejszego konstruktora licznych statków i jachtów, m.in. szkunera Zew Morza. Kutrów z tej serii zbudowano 16. Do dziś zachował się tylko jeden.

Rodzinne Zdjęcie Polskich Żaglowców – Bonawentura / fot. Krzysztof Romański

Jednostka weszła do służby 17 czerwca 1948 roku pod nazwą Arka 16, z numerem burtowym GDY-137. Dołączyła do floty Przedsiębiorstwa Połowów Morskich i Handlu Zagranicznego „Arka”. Miała 19,5 metra długości całkowitej, czterocylindrowy silnik i ożaglowanie pomocnicze typu kecz, o łącznej powierzchni 84 metrów kwadratowych. Jej załoga składała się z 14 osób. Z przystani w Basenie Prezydenta w Gdyni jednostka ruszała na bałtyckie łowiska w poszukiwaniu dorsza i śledzia. W 1950 roku kuter przebazowano do Ustki (numer burtowy UST-54), a rok później trafił do Władysławowa (WŁA-59). W 1961 roku w tamtejszym porcie zderzył się z innym kutrem. Na szczęście obyło się bez ofiar i większych uszkodzeń. W 1967 roku zakończyła jego kariera rybacka, ale za wcześnie było jeszcze na emeryturę. Przebudowany na portowy holownik, pod nieoficjalną nazwą Władek, został stałym rezydentem Władysławowa. W 1970 roku skreślono go z rejestru aktywnych jednostek. Przez cztery lata stał bezczynnie, w oczekiwaniu na kasację. Uratował go zapał młodego kapitana Krzysztofa Bussolda, któremu zamarzył się żaglowiec. Kadłub Władka przetransportowano na barce do przystani Akademickiego Klubu Morskiego przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku. Tam zaczął się żmudny proces przebudowy, która rozciągnęła się na ponad 20 lat! Przebudowy – dodajmy – realizowanej na przekór przeciwnościom i rachunkowi ekonomicznemu. W nagrodę, wiosną 1994 roku, już jako dojrzały kapitan, Krzysztof Bussold mógł stanąć za sterami imponującego 20-metrowego kecza sztakslowego, który nazwał Bonawentura. Jego pierwszym portem macierzystym została Gdynia, obecnym jest Gdańsk.

Elegancki drewniany kecz jest ozdobą mariny w gdańskim starym porcie. Efektownie prezentuje się również po zmroku, kiedy włączane jest ledowe podświetlenie pokładu. Często bierze udział w zlotach żaglowców Baltic Sail, paradach żeglarskich, lubi też na Hanse Sail do Rostocku. W tym roku wziął udział w regatach The Tall Ships Races oraz w niedawnym Rodzinnym Zdjęciu Polskich Żaglowców. Czasami wypuszcza się poza Bałtyk. W 2015 roku pożeglował aż na Wyspy Kanaryjskie. Do dyspozycji załogi są dwa czteroosobowe kubryki i dwie koje w mesie. Armatorem jednostki jest biuro Błękitny Piotruś.

Bryza H

Pierwotnie jednostka nie miała nic wspólnego z żeglarstwem. Powstała na zamówienie Polskiego Ratownictwa Okrętowego jako kuter pomocniczy.

Po II wojnie światowej krajobraz polskiego wybrzeża, a zwłaszcza Zatoki Gdańskiej i Puckiej, usiany był wrakami statków i okrętów. Niektóre zatonęły w walce, inne – jak ogromny pancernik Gneisenau – zostały zatopione przez wycofujących się Niemców z premedytacją, np. by zablokować podejście do gdyńskiego portu. Usuwanie powojennych artefaktów trwało wiele lat i wymagało wielkich nakładów sił i środków. Wykonanie tych prac nie byłoby możliwe bez nurków. To właśnie dla nich powstał pomocniczy kuter holowniczo-nurkowy Pucka Bryza, który wybudowano w 1952 roku w Rybackiej Bazie Remontowej w Pucku. Statek miał drewniany kadłub o długości 18,44 metra, a sylwetkę jednostki dominowała dość wysoka nadbudówka znajdująca się na śródokręciu. Bryza, bo pod taką – skróconą – nazwą kuter ostatecznie wszedł do służby, mogła rozwinąć prędkość 9 węzłów i zabrać w rejs 6 osób. Jej portem macierzystym była Gdynia, w której siedzibę ma ówczesny armator – Polskie Ratownictwo Okrętowe.

Libava, Bryza H i Szkwał w Gdańsku / fot. Krzysztof Romański

Z czasem, gdy problem wraków nie był już tak palący, Bryza przejęła rolę kutra ratowniczego, którą pełniła do 1982 roku. Wycofany z eksploatacji statek rok później za symboliczną kwotę oddano Lidze Obrony Kraju. Nowy właściciel nie miał pomysłu na wykorzystanie jednostki. Postawiona przy Twierdzy Wisłoujście w Gdańsku Bryza niszczała. Pozbawiona opieki, była stopniowo rozkradana, a amatorzy napojów wyskokowych pod chmurką urządzili sobie w niej toaletę. W takim stanie statek zastał Waldemar Heisler, prawnik z Gdańska, którego ojczym uczestniczył w budowie Bryzy. LOK chętnie pozbył się problemu i sprzedał jednostkę. Rozpoczęła się żmudna, trwająca 16 lat, przebudowa kutra na żaglowiec. Prace trwały tak długo, bo armator prowadził je własnym sumptem w wolnym czasie. kilka brakowało, by jego plany nigdy nie doszły do skutku. Podczas przejścia z Gdańska do Gdyni jednostka bowiem… zatonęła. Na szczęście gwałtownie udało się ją podnieść z dna i dokończyć renowację.

Ostatecznie w 2000 roku Waldemar Heisler mógł z dumą pokazać światu nowy żaglowiec. Zdecydował się pozostać przy nazwie Bryza, którą rozszerzył o inicjał swojego nazwiska. Udało mu się stworzyć kecz o długości całkowitej 23,8 metra i wysokiej dzielności morskiej. Mocarną, położoną na środku nadbudówkę zastąpiła mniejsza, zlokalizowana w części rufowej. Na dwóch masztach statek nosi żagle o łącznej powierzchni 180 metrów kwadratowych. Jego portem macierzystym został Gdańsk, z którego wypływa w rejsy po Bałtyku. Regularnie bierze udział w okolicznych zlotach i imprezach żeglarskich, podczas których na krótkie przejażdżki zabiera choćby 28 osób. Na dalsze wyprawy na pokładzie Bryzy H może się wybrać 14 osób.

Antica

W Gdańsku będzie można też zobaczyć również Antikę, która także ma za sobą przeszłość rybacką. Jednostka powstała w 1953 roku w Ustce. Po zakończeniu kariery kutra, w 1980 roku kupił ją Jerzy Wąsowicz i własnym sumptem przebudował na jacht oceaniczny o długości całkowitej 16,2 metrów. W 1991 roku właściciel mógł rozpocząć realizację wielkiego marzenia – opłynięcia globu. Etapowy rejs dookoła świata rozciągnął się aż na 6 lat! W tym czasie Antica przemierzyła 60 840 mil morskich, odwiedzając 36 portów.

Baltic Sail Gdańsk / fot. Krzysztof Romański

Po powrocie do kraju w 1997 roku na kapitana posypały się laury: III Nagroda „Rejs Roku 1997” oraz nagroda „Conrada”. Na kolejną oceaniczną wyprawę nie trzeba było długo czekać. W latach 1998-2000 statek opłynął Amerykę Południową i trawersował Przylądek Horn, za co armatora wyróżniono I Nagrodą „Rejs Roku 2000”, tytułem Żeglarza Roku 2000, nagrodę Bractwa Kaphornowców, kolejną Nagrodą „Conrada” oraz „Kolosem” podczas Ogólnopolskich Spotkań Podróżników, Żeglarzy i Alpinistów. Trzecia znacząca eskapada kapitana Wąsowicza miała miejsce w latach 2003–2004. Jej trasa wiodła wokół północnego Atlantyku.

Libava

Z Łotwy do Gdańska przypłynie Libava – stały uczestnik Baltic Sail. To wierna replika 17-wiecznego żaglowca z floty księcia Jakuba Kettlera, regenta Kurlandii. Tego typu statki były wówczas popularne na królewskich dworach i wśród arystokracji jako jachty wypoczynkowe, potwierdzające wysoki status społeczny i bogactwo właściciela.

Libava / fot. Krzysztof Romański

Zobacz nasz wideoreportaż z rejsu Libavą

Projekt żaglowca powstał w oparciu o materiały muzealne, przede wszystkim rysunki holenderskich żaglowców, które zachowały się w zbiorach Muzeum Morskiego w Petersburgu oraz niemieckich książkach historycznych. Prace nad Libavą w rosyjskiej stoczni Varyag w Pietrozawodsku trwały dwa lata (2007-2008). Stosowano wyłącznie tradycyjne metody i materiały, takie jakie dostępne były trzy stulecia wcześniej. Całkowita długość jednostki to 17 metrów.

Polski Hak

Z długością całkowitą 31 metra, Polski Hak jest dziewiątym pod względem długości polskim żaglowcem. Banderę podniesiono na nim 14 sierpnia 2009 roku, przy nabrzeżu na gdańskiej Ołowiance. W uroczystości uczestniczył m.in. śp. prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, który przekazał armatorowi flagę miasta.

Budowa żaglowca na zlecenie grupy Eco-Classic w stoczni Yacht Building Management Ltd. w Gdańsku trwała dwa lata. Korzystano także z usług firm kooperujących, m.in. Cristu (wówczas gdańskiego), który przygotował stalowy kadłub wraz z aluminiowymi nadbudówkami. Projekt wykonawczy jednostki sporządził doktor Jan Młynarczyk z Politechniki Gdańskiej. Co ciekawe, w gustownie zaaranżowanych mahoniowych wnętrzach żaglowiec ma kominek, zaś przestronna kabina armatorska wyposażona jest w łazienkę z wanną, co na morzu nie jest zbyt częstym luksusem. Na dwóch wysokich na 27 metrów masztach szkuner nosi żagle o łącznej powierzchni ponad 390 metrów kwadratowych (wersja podstawowa). Osobliwością jest posiadanie dwóch wielkich genakerów (o powierzchni 150 i 250 metrów kwadratowych), stawianych przy korzystnych warunkach wiatrowych. Dzięki temu szkuner ma bardzo dobre walory nautyczne. Już podczas pierwszych rejsów odnotowano świetne przebiegi dobowe wynoszące choćby 240 mil morskich. Do obsługi jednostki nie potrzeba wielkiej załogi – żagle na rolerach może z łatwością postawić choćby 3-osobowa wachta, aczkolwiek miejsc w pięciu kabinach jest 20.

Polski Hak na Grenlandii / fot. Florian Ledoux

Statek został wybudowany z myślą o dalekich wyprawach, głównie na podbiegunowe wody północnej Europy. Stąd duża dzielność morska i autonomiczność, którą zapewnia posiadanie obfitych zbiorników wody i paliwa, a także dwóch odsalarek. Jednostka odbyła wiele ciekawych podróży – już w pierwszych latach po wejściu do eksploatacji popłynęła m.in. na Spitsbergen. Potem odwiedzała również Grenlandię i eksplorowała północny Atlantyk – zawinęła na Wyspy Zielonego Przylądka, Azory i Wyspy Kanaryjskie.

Nazwa Polski Hak nawiązuje do gdańskiego półwyspu, zlokalizowanego przy ujściu Motławy do Martwej Wisły. Słowo hak w gwarze flisackiej oznaczało mieliznę. Jednostki z towarami z głębi Polski musiały przepłynąć obok niej, by bezpiecznie trafić do portu w Gdańsku. W okresie Wolnego Miasta Gdańska teren ten należał do Polski, która go odkupiła.

Zobacz TOP 10 największych polskich żaglowców

Kapitan Borchardt

To najstarszy żaglowiec pływający pod biało-czerwoną banderą, choć polski rozdział swojej historii pisze od zaledwie 2011 roku. Jest trzymasztowym szkunerem gaflowym o długości całkowitej 45 metrów. Powstał w stoczni J. J. Pattje und Zoon w położonej nad kana­łem Winschoterdiep holenderskiej miej­sco­wo­ści Waterhuizen. Zwodowano go w 1917 roku, a do służby wszedł w kwietniu 1918 roku jako żaglowy statek towarowy (co ciekawe, bez silnika pomocniczego) pod nazwą Nora. Zresztą, wprawne oko dostrzeże jeszcze tę nazwę i ówczesny port macierzysty – Nijmengen – wytłoczone na rufie, częściowo przykryte aktualnymi napisami. Późniejsze nazwy jednostki to Harlingen, Möwe, Vadder Gerrit, In Spe, Utskär oraz Najaden. Statek jeszcze w latach 20. przeszedł w ręce niemieckich armatorów, którzy kontynuowali na jego pokładzie żeglugę kabotażową. Zainstalowali też pierwszy napęd o mocy 100 KM. Po drugiej wojnie światowej jednostka powróciła do Holandii, wreszcie w 1953 roku kupili ją Szwedzi.

Kapitan Borchardt chwyta wiatr / fot. z archiwum armatora

30 sierpnia 2011 roku żaglowiec nabyła spółka Skłodowscy Yachting, która sprowadziła go do Polski. Po remoncie w Gdyni statek przeszedł do Gdańska, gdzie 8 października 2011 roku odbyła się huczna ceremonia chrztu i podniesienia biało-czerwonej bandery. Jednostka cumowała wówczas na Motławie w pobliżu Targu Rybnego, bowiem to Gdańsk został jej pierwszym polskim portem macierzystym. W 2017 roku żaglowiec przeniósł się do Szczecina, a oficjalna uroczystość wciągnięcia na maszt szczecińskiej flagi miała miejsce podczas finału The Tall Ships Races.

Nie należący do najszybszych szkuner przez załogę pieszczotliwie nazywany jest „blaszanką”. W 2017 roku osiągnął największy regatowy sukces. Wygrał dwa etapy w swojej klasie (B) na trasie z Halmstad do Kotki i z Turku do Kłajpedy. Co prawda nie przekraczał linii mety jako pierwszy, a rewelacyjne rezultaty były po części wynikiem dobrego przelicznika (to skomplikowany system, który stosuje organizator regat – Sail Training International – by wyrównać szanse jednostek o różnej wielkości i powierzchni ożaglowania), niemniej sukces i tak jest ogromny. Koniec końców liczy się to, co zostaje w regatowych annałach i statkowej gablocie, a tam znalazły się dwa okazałe puchary.

Patronem statku jest Karol Olgierd Borchardt – słynny pisarz-marynista, opisujący pierwsze lata polskiej floty, autor m.in. „Znaczy Kapitana” czy „Szamana Morskiego”. Do postaci Kapitana nawiązuje hymn żaglowca – napisany przez Monikę Szwaję i Andrzeja Koryckiego (wystąpią na Szantach pod Żurawiem!), którego refren znają wszyscy, którzy choć raz płynęli na „blaszance”:

Póki żagle białe, nad naszym pokładem
Damy radę, Kapitanie, damy radę!

Joanna Saturna

Finlandię reprezentuje dobrze znana w Polsce Joanna Saturna. Statek mierzy 34 metry. Zbudowano go w 1903 roku w stoczni braci Van der Windt we Vlaardingen. Pod holenderską banderą, z numerem burtowym VL74, służył przez 24 lata jako lugier do połowy śledzi na Morzu Północnym.

Joanna Saturna podczas Baltic Sail 2023 / fot. Krzysztof Romański

W 1927 roku został sprzedany do Niemiec i przechrzczony na Marie. Na przebudowanej na frachtowiec jednostce zainstalowano pierwszy silnik pomocniczy. Nowym portem macierzystym został Hamburg. Po drugiej wojnie światowej, w 1955 roku Marię kupili Norwegowie i nadali jej kolejną nazwę: Ran. Pod koniec lat 70. statek z Haugesund przeszedł do Bergen i wykorzystywany był głównie do transportu piasku. W 1996 roku jednostka ponownie zmieniła imię – tym razem na Fjordsand. Gdy w 2000 roku jej ówczesny właściciel i szyper Einar Hernar przeszedł na emeryturę, na zakup zdecydował się Fin Mikko Karvonen z intencją przebudowy na żaglowiec. W 2003 roku, jeszcze w trakcie remontu, z okazji stulecia jednostki, nowy właściciel przywrócił jej pierwotną, historyczną nazwę Joanna Saturna. W 2005 statek rozpoczął nowe życie pod białymi żaglami. Od tego czasu jest stałym gościem bałtyckich imprez żaglowcowych, także tych w Szczecinie. Portem macierzystym szkunera jest miejscowość o dźwięcznie brzmiącej nazwie Uusikaupunki.

Krzysztof Romański

21 sierpnia 2024 roku
Zdjęcie w nagłówku: Krzysztof Romański
Idź do oryginalnego materiału