Drogi pamiętniku,
Rano obudziłam się z gorączką i dreszczem zimna. Dzień wcześniej byłam na cmentarzu w Warszawie. Mój mąż, Stanisław, poprosił mnie, żebym posprzątała grob jego babci. Gdy on szukał miejsca pochówku, zauważyłam stado kruków siedzących na zardzewiałej siatce ogrodzeniowej. Jakby wyczuły mój niepokój, spojrzałam na metalowy pomnik. Na czarno-białym zdjęciu ukazywała się starsza kobieta w chustce. Nagle usłyszałam surowy, męski głos:
Na co tak patrzysz? Posprzątaj!
Nie wiedząc, dlaczego, zaczęłam sprzątać obcy grób. To nie był koniec dziwactw. Gdy Stanisław wreszcie odnalazł miejsce spoczynku swojej babci, wydawało się, iż stary pomnik został wymieniony na nowy, marmurowy. Fotografia również uległa zmianie zamiast starszej babci, patrzyła na młodą kobietę z uśmiechem na ustach.
Nic nie rozumiem! wymamrotał zdezorientowany Stanisław. Kto mógł to zrobić? Nie ma już żadnych krewnych. Tu wszyscy leżą.
Nie mam pojęcia, jak to się stało wymamrotałam, trzymając się za bolące ręce.
Moje ręce pulsowały bólem, a myśl o tym, kto podmienił pomnik babci mojego męża, nie dawała mi spokoju.
Czy to halucynacje, a może czary? zapytałam Stanisława.
Udaj się do lekarza poradził Stanisław. A z pomnikiem sam nic nie ogarniam.
W szpitalu rozpoczęła się moja mała epopeja. Chirurg zlecił zastrzyki do stawów, które odrzuciłam. Rentgen nie wykazał niczego, a lekarze wystawili receptę na maść i przeciwbólowe. Ból rąk połączył się z osłabieniem i niskim ciśnieniem. Czułam, iż w moim ciele nie ma już żadnego zdrowego organu. Dni mijały, a badania nie dawały odpowiedzi przygotowywałam się na śmierć.
Moja sąsiadka z osiedla, Wera, weszła po sól i nie rozpoznała mnie:
Co ci się stało, kochana? zapytała z troską. Wyglądasz źle.
Opowiedziałam jej historię o nieznanym głosie, który kazał mi sprzątnąć obcy grób i o przemienionym pomniku.
Mówisz o głosie? Pomnik i fotografia się zmieniły? mruknęła staruszka. To chyba właściciel cmentarza, który kazał ci wziąć czyjąś chorobę na siebie. Może żałował, a może wziął zapłatę.
Co to ma znaczyć? załamałam się.
Czarna magia! wydała z siebie sąsiadka. Musisz iść do kościoła.
Kościół nie przyniósł ulgi. Mijał rok, a ja wciąż cierpiałam z niewiadomą chorobą. Musiałam odejść z pracy, a poruszanie się po mieszkaniu stało się trudne. Po Wielkanocy, w dzień Zaduszny, Stanisław zaproponował, żebym odwiedziła zmarłych krewnych:
Dasz radę?
Spróbuję odpowiedziałam.
Ty jesteś tym, który steruje cmentarzem! wydała z siebie słabnąca kobieta. Przyjmij mój dar! Nie chcę umrzeć! Mam dzieci, męża! Zabierz choroby, które nie są moje!
Płacząc, wykrzyknęłam, iż nie chcę umrzeć na cudzym grobie. Wydawało się, iż wszystkie dusze patrzą na mnie z żalem, a w oczach mężczyzny na zdjęciu migało współczucie.
Zabierz pieniądze! szepnęły moje uszy. Idź z Bogiem! Ten, co cię wezwał, dostanie odpowiedź.
Po co płaczesz przy cudzym grobie? usłyszałam podniecany głos Stanisława. Chodźmy!
Pomnik babci pozostał taki, jak przedtem. Na zdjęciu wciąż stała smutna starsza kobieta.
Co to było! wykrzyknął ze strachu Stanisław.
Chcę żyć! wydała płaczliwy krzyk Waleria. Panie, chroń mnie!
Następnego ranka obudziłam się zupełnie zdrowa. Myśli krążyły wokół wczorajszych zdarzeń. Domyślałam się, kto spośród krewnych mógł sprowokować tę klątwę. Moja szwagierka, która od pierwszego spotkania nie darzyła mnie sympatią, niedługo zachorowała i zmarła. Trudno mi było uwierzyć w to, co się stało, ale serce już nie chciało ukrywać prawdy.
Zapisuję to, by nie zapomnieć, jak cienka granica dzieli codzienność od niewyjaśnionych tajemnic.
Z wyrazami zmęczenia,
Lidia.











