**Śmiertelna Trasa**
Koła podmiejskiej kolejki rytmicznie stukotały po szynach. Wzdłuż torów, jak strażnicy, stały rozłożyste świerki, przez które przebijało się niskie zimowe słońce. Grupa studentów medycyny żywo dyskutowała o czymś, a przy wejściu do wagonu stały ich narty.
Motorem wyprawy był Krzysztof Nowak – przystojniak o sportowej sylwetce, duma uczelni, kandydat na mistrza w biegach narciarskich. Każdej zimy reprezentował uczelnię na zawodach, zdobywając zawsze przynajmniej drugie miejsce. Jego ojciec zajmował wysokie stanowisko w miejskim urzędzie. w uproszczeniu – lokalna gwiazda.
Tuż przed Świętami Krzysztof zaproponował wyjazd do schroniska w lesie. Mało kto o nim słyszał. Można było odpocząć i pojeździć na nartach. Większość się zgodziła, choć poza nim nikt nie był zapalonym narciarzem. Ale kto by odmówił wyjazdu na łono natury?
Magda stała na nartach tylko na szkolnej wuefie. Ale jak odmówić, gdy sam Nowak zaprasza? Zgodziłaby się na wszystko, byle być przy nim.
W wagonie przytuliła się do jego ramienia, zatopiona w szczęściu, nie widząc, jak Leon Kowalczyk rzuca w jej stronę zazdrosne spojrzenia. Nie tylko on. Kasia też niepokojąco zerkała na Krzysztofa i Magdę. *„Co on w niej widzi?”* – mówił jej wzrok.
Nawet Magda była zdziwiona. Tyle pięknych dziewczyn wokół, a on wybrał ją – nieśmiałą, choć prymuskę. Niedawno choćby wspomniał, iż po studiach się pobiorą. Jego wpływowy ojciec zażądał, by syn dotrzymał słowa – ślub dopiero po dyplomie, nie wcześniej. W przeciwnym razie straciłby pomoc w dostaniu się do najlepszej kliniki w mieście.
Do końca studiów jeszcze półtora roku. Wiele mogło się zmienić. Ale Magda nie myślała tak daleko. Przytulona do Krzysztofa w pociągu, czuła się szczęśliwa i kochana.
Wysiedli i stanęli jak zahipnotyzowani przed białą ciszą lasu, gdzie kryło się schronisko. Mróz szczypał w policzki. Wesoło maszerowali z nartami na ramionach, ciesząc się dniem, młodością i nadchodzącymi Świętami.
Zakwaterowali się w drewnianych domkach, a Krzysztof natychmiast zarządził wyjście na trasę.
– Na początek mała pętla – pięć kilometrów. Zabierzcie telefony i dzwońcie, jeżeli coś się stanie. Ale tu spokojnie. Żadnych dzikich zwierząt. Trasa przygotowana, dobra. Ja idę pierwszy, Leon zamyka – oznajmił, stając na starcie.
Magda nie spieszyła się, by stanąć za nim. Wiedziała, iż jest kiepska i tylko spowolni grupę. Zajęła ostatnie miejsce. Za nią stanął Leon. Krzysztof to zauważył, ale nic nie powiedział.
Kilku narciarzy pod wodzą Krzysztofa gwałtownie zniknęło w głąb lasu. Magda mocno odstawała. Narty się ślizgały, mięśnie nóg płonęły, dłonie zdrętwiały. Łapała ustami mroźne powietrze, a za plecami słyszała szelest nart Leona.
– Wyprzedzaj! – krzyknęła, odwracając się.
Ale on powlókł się za nią. Magda już żałowała, iż pojechała. Lepiej zostać w cieple i pić herbatę. Nagle tuż obok chrupnęła gałąź, jakby coś przedzierało się przez zaspy. Wystraszona, potknęła się i upadła. Pod nią coś trzasnęło. Ból przeszył nogę, a z ust wyrwał się krzyk.
– Co się stało? – Leon był już przy niej.
– Noga… – jęknęła przez zaciśnięte zęby.
Leon ukląkł, ostrożnie dotknął jej łydki. Magda warknęła z bólu.
– Złamanie – stwierdził, sięgając po telefon. Ale nie było zasięgu. Klął pod nosem.
– Nie płacz. Krzysztof jeździ szybko. Może zrobi drugie okrążenie i wróci.
– Mówił, iż tylko jeden raz dziś jedziemy – szlochała.
– Jesteśmy gdzieś w połowie trasy. Daleko. Musimy czekać. Wytrzymasz?
Siedziała na śniegu, drżąc.
– Spróbuję pójść dalej, może złapię zasięg. Nie zostawię cię. – Odsunął się, sprawdził, wrócił.
– Mam! – zawołał. Po krótkiej rozmowie wrócił.
– Krzysztof już jedzie. Trzymaj się.
Zauważył, iż dygocze, więc zdjął kurtkę i okrył ją. Po chwili sam zsiniał z zimna, więc podskakiwał, by nie zamarznąć. Wreszcie na trasie pojawił się Krzysztof.
– Jak to się stało? – spytał.
Magda nie mogła mówić.
– Zdejmiemy narty i położymy cię na nosze – powiedział Krzysztof twardo.
Przenieśli ją na plastikową płachtę.
– Sanna zepsuta. Będziemy ciągnąć – rzucił Leonowi.
Każdy dotyk wywoływał krzyk Magdy. Krzysztof stracił cierpliwość:
– Rusz się! Pomóż nam, chcesz tu zamarznąć?!
Leon milczał, wiedząc, iż od Krzysztofa zależy życie dziewczyny.
Gdy dotarli do schroniska, Magda leżała na kanapie z zabandażowaną nogą. Zastrzyk uśmierzył ból.
„Karetka” przyjechała po dwóch godzinach. Oboje wsiedli, ale Krzysztof został. – Nie mogę zostawić reszty – powiedział krótko.
Magda płakała całą drogę. W szpitalu okazało się, iż złamanie jest proste. Założyli gips i zostawili na kilka dni. Leonowi opatrzyli odmrożenia i odesłali do domu.
Następnego dnia przyszedł z pomarańczami i książką.
– Po co ja tam pojechałam? Całe Święta w domu… – jęczała.
– Będziemy razem. Z moją twarzą i tak nikogo nie przestraszę – żartował, ale kilka to pomogło.
Krzysztof zadzwonił tylko raz. Potem przyszedł na chwilę. Tymczasem Kasia wyjawiła, iż na wyjeździe Krzysztof związał się z Anią.
Cios był druzgocący.
Leon zabrał Magdę do domu. Pomagał z zaliczeniami, był przy niej.
Nowy Rok spędziła z rodzicami. Pod dzwon zegara życzyła sobie tylko jednego – by ukochany nie odszedł.
Ale los miał inny plan.
Po pięciu latach, na kursie dokształcającym, spotkali Krzysztofa. Udawał, iż ich nie zna.
Leon się zasępił.
– Co? Nie zazdrościsz? – spytała.
– Trochę. Wiem, iż wyszłaś za mnie z zemAle gdy spojrzała na swojego męża, zrozumiała, iż prawdziwe szczęście odnalazła dopiero teraz, u jego boku.