Przeżyłam z mężem 35 wspaniałych lat i ze świecą szukać tak dobrego człowieka, jakim był mój Henryk. Niestety odszedł dwa lata temu i zostałam sama.
Powiedzieć, iż jest mi teraz ciężko bez niego, to mało powiedziane. Henryk zarabiał pieniądze, ja całe życie byłam gospodynią domową. Kupował wszystko do domu i zawsze rozwiązywał wszystkie problemy, a ja nie musiałam się o nic martwić.
Stałam za nim murem. Żyliśmy serce w serce, nigdy się nie kłóciliśmy, a ja traktowałam męża z wielką miłością, tak jak on traktował mnie.
Wychowaliśmy dwoje dzieci. Mój syn i córka mają już własne małżeństwa i również stworzyli wspaniałe rodziny, w których panuje miłość i harmonia. Jestem z nich taka dumna. Oboje z mężem byliśmy.
Ale, niestety, życie nie stoi w miejscu. Mój Henryk odszedł jako pierwszy, zostawiając mnie samą.
Na początku moje dzieci pomagały mi, przyjeżdżały do mnie na zmianę, zabierały mnie do swoich domów, a choćby kupiły mi pakiet wakacyjny do sanatorium.
Od tej podróży zaczęła się moja nowa historia. Poznałam tam miłego mężczyznę, Jana.
Mieliśmy wiele wspólnego, byliśmy w tym samym wieku, oboje samotni, on był wdowcem, tak samo jak ja, a nasze dzieci mieszkały daleko.
Zaczęliśmy rozmawiać przez telefon, a potem Jan przyjechał do mojej wioski.
Rozejrzał się, zastanowił i poprosił mnie o rękę. Powiedział, iż nie będzie nam tak smutno, gdy razem stawimy czoła starości, będziemy mieli z kim porozmawiać wieczorami i pomóc w razie potrzeby.
I zgadzam się z nim, lepiej żyć razem niż samemu. A on okazał się być dobrym człowiekiem, dobrym gospodarzem i realizował się też w swojej pracy.
Jan jest na emeryturze, ale przez cały czas pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Najważniejsze jest to, iż wszystko może zrobić sam.
Kiedyś mieszkał w domu z synem i synową. Mówi, iż jego synowa ma trudną osobowość, a on czuje się jak obcy we własnym domu.
Jednym słowem, postanowiliśmy być razem i już zarezerwowaliśmy termin w urzędzie. Chociaż jestem starszą kobietą, uważam, iż nie jest dobrze żyć na kocią łapę. Związki powinny być zawarte prawnie.
Ale kiedy moje dzieci dowiedziały się o moich planach i powiedziały, iż są temu kategorycznie przeciwne.
Zadzwoniłam do w czwartek i powiedziałam, iż wychodzę za mąż. Zaprosiłam ich do siebie na sobotę i pomyślałam, iż możemy usiąść i przedstawię im Jana, ponieważ będziemy teraz jedną rodziną.
Mój syn i córka przyszli do mnie w piątek rano. Nie czekali do soboty. I od razu mnie zbesztali za to, co wymyśliłam na starość!
Ani mój syn, ani moja córka nie podzielają mojego pragnienia bycia szczęśliwą.
– jeżeli jesteś smutna, mamo, zamknij dom i zamieszkaj ze mną – powiedziała mi córka.
– Albo przyjedź do mnie, a będziesz mogła zabierać swoje wnuki do szkoły – zaproponował mój syn.
Poszli do domu bez niczego i byli na mnie bardzo obrażeni.
I szczerze nie rozumiem, co robię źle? Czy ja już nie mam prawa do szczęścia, bo jestem seniorką?