Zadzwonię do Ciebie jutro

newsempire24.com 2 dni temu

Bartosz leżał na wznak. W zagłębieniu pod obojczykiem spoczywała głowa Kaliny. Jedną nogę zarzuciła na niego, dłoń przycisnęła do jego piersi, tuż nad sercem. Nasłuchiwał jej równych oddechów, rozmyślając o tym, jak dobrze jest tak po prostu być. „Gdyby tak móc tak leżeć całe życie…” – pomyślał i zamkną oczy.

Drgnął, jakby ktoś szturchnął go w bok, i ocknął się. Kalina poruszyła się obok.

– Co, już czas? – zamruczała przez sen.

Bartosz nie widział z kanapy okna, ale po tym, jak w pokoju zrobiło się ciemno, zrozumiał, iż to już wieczór – dawno powinni opuścić swoje tymczasowe gniazdko. A tak nie chciało mu się wychodzić…

Poznali się za późno, gdy oboje byli już związani obowiązkami wobec rodziny i dzieci. Żyli od spotkania do spotkania, w męczącym oczekiwaniu na te kilka słodkich godzin tylko z sobą. Bartosz mimowolnie westchnął, a Kalina uniosła głowę.

– Już zupełnie ciemno! – wykrzyknęła, nagle rozbudzona, i zerwała się z łóżka.
W miejscu na piersi, gdzie chwilę wcześniej spoczywała jej dłoń, zrobiło się zimno. Była tuż obok, a serce Bartosza już bolało z tęsknoty i samotności.

– Wstawaj, jeszcze musimy jechać. Co ja powiem mężowi?

– Prawdę. – Bartosz odsunął prześcieradło i też wstał.

Ubierali się w pośpiechu, nie patrząc na siebie. Jemu było wszystko jedno, co czeka go w domu. Dawno był gotowy na wszystko. Męczyło go kłamanie i ukrywanie się. Ona za to była nerwowa i zirytowana, iż niepotrzebnie przespali ten czas, zmarnowali te cenne chwile.

– Powiesz, iż wstąpiłaś do sklepu, spotkałaś koleżankę, dawno się nie widziałyście, zagadałyście się – podsunął Bartosz.

– On zna wszystkie moje koleżanki. Może do której zadzwonić. – Kalina uparcie unikała jego wzroku.

– Wymyśl kogoś z przeszłości, ze szkoły, ze studiów. Nie koleżankę, taką dawną znajomą.

– A ty co powiesz swojej żonie? – Kalina przerwała zapinanie bluzki i wbiła w niego wzrok.

Podszedł do niej, objął, spojrzał w oczy.

– Ona już dawno mnie o nic nie pyta, domyśla się. – Bartosz zaczął całować Kalinę, a ona rozluźniła się, wiotczejąc w jego ramionach.
Ciemność gęstniała, otulała ich niewidzialnym całunem, jakby nie chciała ich wypuścić.

Kalina lekko, ale stanowczo odepchnęła Bartosza.

– W ten sposób nigdy stąd nie wyjdziemy – powiedziała i pośpiesznie zapięła bluzkę.

Bartosz chciał coś powiedzieć, uspokoić ją. Setki razy proponował, by powiedzieć wszystko jej mężowi, swojej żonie, wyrwać się z błędnego koła kłamstw. Ale dzieci… Uwielbiał swoją dziesięcioletnią Zosię, a Kalina martwiła się o swojego dwunastoletniego syna.

Gdy zaczęli się spotykać, myślał, iż prześpią się kilka razy i skończy się na tym, ale okazało się to znacznie poważniejsze. Był gotów dla niej na wszystko, ale czy ona była gotowa? Kalina unikała odpowiedzi, zwlekała, prosiła, by jej nie naciskać. Bartosz znów westchnął.

– No nie gniewaj się, przecież się umówiliśmy… – W jej głosie pojawiła się nutka przeprosin.

– Zejdź do samochodu, klucze są w kieszeni kurtki. A ja posprzątam – powiedział i zabrał się za składanie pościeli.

– Tylko się nie spóźnij – krzyknęła do niego Kalina z przedpokoju.

Jak gwałtownie minęło tych kilka godzin. Zwykle, gdy nasycili już pragnienie, leżeli i rozmawiali, snuli plany. A dziś tak niefortunnie zasnęli. Pozostało jakieś niedopowiedzenie, niedokończona chwila.

Przygaszone światło słabej żarówki w przedpokoju ledwo oświetlało pokój. Drzwi zatrzasnęły się. Kalina wyszła. Bartosz złożył kanapę, schował prześcieradła do szuflady pod spodem. Gospodyni ich nie ruszała. Wyprostował się, rozejrzał po pokoju – czy nie zostawili śladów. Nie, wszystko było w porządku.

W ciasnym przedpokoju gwałtownie się ubrał, wyjął z kieszeni przygotowane wcześniej banknoty (zawsze wypłacał je w bankomacie) i położył na komodzie. Kliknął wyłącznik i wyszedł.

Mieszkanie na krótkie spotkania wynajmował od starszej, samotnej kobiety. Pomysł i kontakt podsunął kolega z pracy, który kiedyś też z niego korzystał.

Gospodyni wychodziła o umówionej porze. Nie interesował się, dokąd. Ona potrzebowała pieniędzy, on i Kalina – miejsca.

Mógł wynająć pokój w hotelu. Ale po pierwsze, łatwo było wpaść na kogoś znajomego, a po drugie, nie chciał kłaść się na łóżku, na którym przed nimi leżało wiele innych par.

Schodząc po schodach, Bartosz minął kobietę z ciężkimi siatkami w rękach. Machinalnie się przywitał i przecisnął bokiem. Ona nie odpowiedziała. Czuł, jak wierci mu plecy podejrzliwym wzrokiem.

W swoim bloku, gdzie mieszkał z żoną i córką, wszyscy się witają, choć prawie nikogo nie znał. Tak po prostu było.

A tu z nieznajomymi się nie witało. Może dlatego, iż mieszkańcy tej kamienicy znali się od lat, a obca twarz budziła ciekawość i podejrzenia. Starzy ludzie są zawsze podejrzliwi.

Bartosz wsiadł do samochodu i spojrzał na Kalinę.

– Jedziemy?
W ciemności wnętrza nie mógł dostrzec wyrazu jej twarzy.

– Może masz rację. Powiedzieć, skończyć z tym kłamstwem raz na zawsze. Tyle iż nam tak dobrze razem. A gdzie będziemy mieszkać? Gdybyśmy jednak zdecydowali się zostać razem…

Chyba też czuła, iż coś zostało niedopowiedziane.

– Coś wymyślimy. Na początek wynajmiemy mieszkanie.

– Jak to? – głos Kaliny zadrżał.

Nie odpowiedział, patrzył przed siebie, wyjeżdżając z podwórka. Na obrzeżach nie było korków, zaczynały się dopiero bliżej centrum. Zatrzymał samochód, zanim dojechali do domu Kaliny. Pochyliła się ku niemu, by pocałować go po raz ostatni przed rozstaniem.

– Do wtorka? – Kalina odsunęła się.
Jej oczy błyszczały – może od ulicznych latarni, a może od łez.

– Zadzwonię jutro – odpowiedział Bartosz.

Kalina otworzyła drzwi i wyszła,Wiedział, iż choć droga przed nimi będzie trudna, to nigdy nie pozwoli, by znów musieli się ukrywać, i mocno ścisnął jej dłoń, gdy samochód ruszał w stronę nowego życia.

Idź do oryginalnego materiału