"W tym roku skończę 40 lat. Oczywiście nie czuję się ‘staro’, jestem w miarę dobrej kondycji – niekiedy chodzę na siłownię, jeżdżę na rowerze. Moja forma nie jest najgorsza, jednak tak jak sobie pomyślę, mogłaby być lepsza. Nadchodzące urodziny skłoniły mnie do wielu zmian. Zmotywowały.
Nie jest źle
Od kiedy pamiętam, starałem się o siebie dbać. W liceum grałem z kolegami w nogę, kosza, czasami siatkówkę. Często organizowaliśmy sobie wycieczki rowerowe. Na studiach trochę się ‘zaniedbałem’, ale potem powoli zacząłem powracać do aktywności fizycznej.
Obecnie co najmniej raz w tygodniu chodzę na siłownię, dwa razy w tygodniu staram się jeździć na rowerze. Ostatnio zacząłem ćwiczyć sztuki walki. O ile z aktywnością fizyczną nie jest źle, to mój sposób odżywiania zostawia wiele do życzenia.
Czas na zmiany
Uwielbiam dania smażone na głębokim tłuszczu, fast foody, słodycze. Jestem fanem żeberek, golonki i makaronów. Ostatnimi czasy chyba trochę przybrałem na wadze. Czuję się bardziej ociężały. 40 urodziny skłoniły mnie do zmian. Postanowiłem się za siebie wziąć, tak na poważnie.
Pierwszy krok – zmiana sposobu odżywania. Nie wiedziałem, od czego zacząć, żony nie chciałem obciążać, dlatego wybrałem się do dietetyka. Po kilku dniach otrzymałem
szczegółowy plan odżywiania. Sam nie wiedziałem, co o tym myśleć – dużo warzyw, trochę owoców, żytni makaron, kasze. Mięso i ryby przygotowywane wyłącznie na parze. Pomyślałem, iż zacisnę zęby i dam radę.
Początek najtrudniejszy
Za kilka dni żona miała wyjechać na tygodniową delegację. Pomyślałem, iż to będzie dobry moment na zmiany. Chciałem zrobić jej niespodziankę. Wróci, a ja będę kilka kilogramów szczuplejszy.
Pierwsze dni były najgorsze. Byłem nieustannie głodny, nie mogłem przyzwyczaić się do tych ‘lekkich’ dań. Nie było łatwo, nie będę ukrywał i udawał, iż jestem bohaterem. Kiedy miałem chwile zwątpienia, koncentrowałem się na sporcie. Tak, by nie myśleć. Po 5-6 dniach zacząłem się powoli przyzwyczajać, a kiedy zauważyłem, iż brzuszek nieco ‘spadł’, poczułem jeszcze większą motywację.
O co jej chodzi?
Na powrót żony z delegacji przygotowałem kolację, tym razem z mojego przepisu. Warzywa i ryba na parze, a do tego kasza. Monika (bo tak jej na imię) nie wiedziała, co się dzieje. Wyjaśniłem jej, na jakie zmiany się zdecydowałem. Opowiedziałem o wizycie u dietetyka, nowym menu.
Nie mogła uwierzyć. choćby nie próbowała. Od razu zaczęła płakać. Zapytała, co to za choroba. Czy już rozpocząłem leczenie. Nie słuchała, co do niej mówię. Wciąż prosiła, żebym powiedział, mówiła, iż razem damy radę. Przekonywała, iż znajdziemy najlepszego lekarza.
Nie uwierzyła
Od kilku dni próbuję żonę przekonać, iż nic mi nie dolega, iż jestem zdrowy. Inny styl odżywiania to po prostu chęć zmiany na lepsze. Monika w to nie wierzy. Wie, jak uwielbiam golonkę, makaron z boczkiem czy żeberka w sosie BBQ. Uparcie twierdzi, iż coś przed nią ukrywam. Powoli zaczyna mieć pretensję i żal, iż jej nie ufam".