„Mizerna”
– Dobry wieczór, państwu – sąsiadka z dołu zgłosiła hałas i krzyki z waszego mieszkania – na progu stał dzielnicowy. – Pozwolą wejść?
– Oczywiście, – drżącym głosem odparła Wiola, – tylko uspokoję dziecko.
Wiola drżała nie z powodu wizyty policjanta, ale dlatego, iż mąż znowu ją pobił. Tym razem za to, iż wylała całą wódkę do kibla. Jakub, odkrywszy to, wpadł w szał:
– Jestem mężczyzną i mam prawo się zrelaksować po pracy! Ty siedzisz w domu na macierzyńskim, odpoczywasz, a ja haruję na budowie! Idź i kup mi butelkę!
– Nie pójdę – odparła Wiola. – Codziennie jesteś pijany, syn cię już boi. Jasiek ma rok, a już widział za dużo! Dość tego pijaństwa, Jakub!
Pod wrzask dziecka matka ponownie oberwała. Hałas usłyszała sąsiadka, Gertruda Bronisławówna, i jak zwykle zrobiła to, co zawsze robiła w podejrzanych sytuacjach – wezwała policję.
Gertruda Bronisławówna była nie lada osobą. Sąsiedzi nie tyle ją nie lubili, co nie znosili. Na każdego z nich kiedyś doniosła – nie tylko na policję, ale i do administracji, spółdzielni, a choćby opieki społecznej.
– Wie pani, wydaje mi się, iż matka tego Sławka z piątego piętra go w ogóle nie karmi – dzwoniła Gertruda do opieki. – Tak schudł i chodzi jak obdartus. Trzeba tę rodzinę sprawdzić, matka zawsze taka zadowolona, pewnie ćpa albo co gorsza.
Pracownica opieki przyjęła zgłoszenie i obiecała działać.
A biedna matka Sławka, który miał skłonność do nadwagi, przeżyła szok, gdy do drzwi zapukała cała komisja. Okazało się, iż chłopiec był na diecie, bo w wieku dziewięciu lat ważył jak nastolatek. Matka cieszyła się, bo dieta działała. A co do ubrań – Sławek, choć pulchny, był bardzo ruchliwy, więc spodnie i koszulki na nim „paliły się”.
Ale Gertruda o tym nie wiedziała, bo unikała sąsiadów.
Starsi mieszkańcy opowiadali, iż dawno temu do jej mieszkania włamali się bandyci. Od tamtej pory przestała ufać sąsiadom, wierząc, iż to przez ich donos zbiry dowiedzieli się, iż z mężem wyciągnęli pieniądze na starego Malucha. Mąż zginął w bójce, broniąc dobytku, a Gertruda nigdy się po tym nie pozbierała i już nie wyszła za mąż.
Młodsi sąsiedzi nie znali tej historii.
– Posprzątaj po swoim psie! Moda na rozrzucanie kupek? Lepiej posprzątaj, bo będzie gorzej! – wrzeszczała Gertruda na młodego sąsiada, wyprowadzającego psa wieczorem.
– Chcesz, to sobie posprzątaj, stara małpo – prychnął chłopak.
Ogromny kundel, autor kupy, warknął na kobietę i szarpnął smyczą. Gertruda cofnęła się, tłumiąc urazę, która miała się zemścić.
I zemsta nadeszła – rano sąsiad znalazł kupę pod drzwiami, depcząc w nią nowymi białymi adidasami.
– Żeby cię! – wrzasnął, zmywając dzieło ukochanego psa.
Gertrudzie się upiekło – chłopak nie wiedział, w którym bloku mieszka. Klął, wyrzucając buty do śmietnika.
A za białymi firanką uśmiechała się babcia, dumna z siebie. Od tamtej pory chodniki przy placu zabaw były czyste. Wieść o incydencie rozeszła się wśród psiarzy…
– Więc co się stało? – dzielnicowy rozejrzał się po pokoju, gdzie w łóżeczku płakał Jasiek.
– Nic – burknął Jakub. – Oglądałem mecz i za głośno komentowałem. Nie umieją choćby kopnąć, pełzają po boisku jak ślimaki!
Wiola spojrzała na męża ze strachem. Musiała podtrzymać jego kłamstwo, inaczej będzie źle. Policjant spojrzał na nią pytająco. Wiedział, o co chodzi, ale bez jej zeznań awanturnika nie ukarze.
– Tak, to przez telewizor – potwierdziła Wiola. – Przepraszamy.
Dzielnicowy westchnął: zawsze tak – najpierw bronią oprawców, a potem bywa za późno.
– Dam upomnienie, ale następnym razem będzie mandat – powiedział. – I nie przede mną przepraszajcie, tylko przed sąsiadką. Ma dobry wzrok – rzadko tacy uważni ludzie się trafiają. Zawsze dzwoni, jeżeli coś się dzieje, zna już wszystkich dyżurnych po głosach.
– No tak – mruknął Jakub, tłumiąc irytację.
Policjant rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, pokiwał znacząco głową Wioli i wyszedł.
– Następnym razem skończę z tobą cicho, choćby nie pisniesz – warknął Jakub, gdy drzwi się zamknęły.
A Wiola stała z synkiem na rękach, przeklinając dzień, w którym została żoną Jakuba.
– Nie jest dla ciebie – mówiły przyjaciółki. – Jesteś dobra i wesoła, a on choć się uśmiecha, ma spojrzenie jak z horroru. Nie wiąż się z nim.
– Nie znacie go tak jak ja. Kocha mnie – odpowiadała Wiola, przewracając oczami. – Jest silny i odważny, kiedyś mnie obronił na ulicy.
Wyszła za Jakuba, który gwałtownie pokazał swoje prawdziwe oblicze: zazdrość, awantury, upokarzanie. A Wiola myliła to z miłością. Teraz Jakub zazdrościł jej każdego słupa i krytykował za wszystko, ciesząc się, gdy czuła się winna bez powodu.
– To ma być wyprasowana koszula? Masz ręce zamiast dłoni?! – wrzeszczał.
– Starałam się, choćby nie jadłam. Jasiek ząbkuje, cały dzień przy nim – tłumaczyła Wiola, licząc na zrozumienie.
Ale Jakub nie rozumiał. Oskarżał: zupa za gorąca, kotlety niesmaczne, ona złą matką, bo dziecko płacze.
– Obudziłeś go krzykiem – broniła się Wiola. – Chyba się przeziębiłam.
– Nie rozpuścisz się – odparł obojętnie. – Baby rodziły w polu i szły dalej pracować. Wam dziś za dużo pobłażają.
Wiola myślała, iż Jakub zły, bo zmęczony pracą. Ale z czasem zrozumiała, iż była dla niego tylko wygodną opcją – dziewczyną z mieszkaniem i dobrą pracą.
Los jednak pomógł nieśmiałej Wioli – koledzy z pracy przyszli złożyć jej życzenia z okazji Dnia Kobiet. Wiola przygotowała poczęstunek, na ile pozwoliły siły.
– Jak się cieszę, iż was widzę! – Wiola ucieszyła się na widok ludzi z dawnych, wolnychWiola spojrzała za okno, gdzie wiosenne słońce oświetlało plac zabaw, na którym Jasiek śmiał się w ramionach Gertrudy, a ona sama po raz pierwszy od lat odważyła się uwierzyć, iż jej życie może być naprawdę dobre.