Zabrała dzieci na wakacje w środku roku szkolnego. "Mogę stracić pracę i grożą mi konsekwencjami"

gazeta.pl 4 godzin temu
Zdjęcie: Shutterstock/Andrew Angelov


Jedna z brytyjskich matek chciała zabrać swoją córkę na wakacje, ale w okresie nie stać jej było na wyjazd. Zdecydowała się na urlop w trakcie roku szkolnego, kiedy ceny wycieczek są dużo tańsze. Teraz ma poważne kłopoty.
Natalie Saunders z West Sussex w Wielkiej Brytanii w trakcie roku szkolnego zdecydowała, iż zabierze córkę na wakacje do Turcji. Cena poza sezonem była wyjątkowo atrakcyjna, bo cała podróż kosztowała zaledwie 900 funtów, co w przeliczeniu na naszą walutę wynosi około 4 tys. 600 zł. Kobieta nigdy wcześniej nie wylatywała z córką na urlop w trakcie semestru. Zabierając dziewczynkę ze szkoły, zdawała sobie sprawę, iż za jej sześciodniową nieobecność podczas zajęć rodzicom grozi grzywna w wysokości 60 funtów. Świadoma ryzyka zdecydowała, iż poniesie ten koszt, aby skorzystać z dużo tańszej opcji wyjazdu za granicę, na co w okresie nie mogłaby sobie pozwolić.

REKLAMA





Po powrocie mama dziewczynki nie dostała pocztą żadnej informacji o grzywnie i była przekonana, iż tym razem ominęła ją kara. Kobieta nie dociekała, dlaczego jej nie otrzymała, bo wielokrotnie słyszała, iż czasem po prostu kara nie jest przyznawana. Ku jej zdziwieniu kilka tygodni później dostała wezwanie do sądu, w związku z nieopłaconą karą.
Zgodnie z brytyjską ustawą o edukacji z 1996 roku jeżeli dziecko w wieku szkolnym nie uczęszcza regularnie na zajęcia, to jego rodzic jest winny wykroczenia. W takiej sytuacji musi mieć rzetelne wyjaśnienie, dlaczego dziecko nie pojawiło się w szkole. Teraz kobiecie grozi sprawa sądowa, która może zaszkodzić jej karierze. To nie wszystko, bo wyznaczono jej także karę tysiąca funtów. Sprawa nie jest jednak taka oczywista, bo mama dziewczynki upiera się przy tym, ze nie otrzymała korespondencji z informacją o karze, więc nie miała możliwości jej opłacić.


Zobacz wideo 300 zł to za mało? Rodzice mówią, ile kosztuje wyprawka szkolna [SONDA]



W trakcie roku szkolnego zabrała córkę na wakacje. Teraz ma poważne problemy
Jak Natalie Saunders wyjawiła w rozmowie z "The Sun", w świetle prawa nie jest żadnym usprawiedliwieniem fakt, iż nie otrzymała pocztą informacji o wyznaczonej karze pieniężnej. Zgodnie z przepisami urząd nie musi udowadniać, iż korespondencja została wysłana. Przeciwnie ten obowiązek leży po stronie odbiorcy. To on powinien udowodnić, iż takiej korespondencji nie otrzymał. Saunders już po czasie zapłaciła karę, ale pieniądze zwrócono jej na konto. Cała sprawa w kontekście i skali przewinienia wydaje się kobiecie absurdalna i winę zrzuca na niedorzecznie skonstruowane zasady.
"Pojechałyśmy na wakacje między 13 i 20 maja, a to znaczyło, iż moja córka opuściła szkołę na sześć dni. Kiedy zabrałam ją z zajęć, wiedziałam, iż nieobecność powyżej pięciu dniu wiąże się z karą. Byłam gotowa ją zapłacić. Zabranie ją na wakacje w tym okresie było o wiele tańsze" - powiedziała mama dziewczynki w rozmowie z "The Sun". Natalie Saunders przyznała, iż jej córka jest dobrą uczennicą i wcześniej nie miała zaległości.




Moja córka ma tylko osiem lat i w tym okresie nie miała żadnych ważnych sprawdzianów i testów. Do tej pory w ogóle nie opuszczała szkoły i jest na bieżąco z materiałem. Pomyślałam, iż to tylko sześć dni. Nie otrzymałam pocztą informacji o karze, więc nie drążyłam tematu, bo znajomi i rodzina mówili, iż czasami się jej po prostu nie dostaje. Pierwszą korespondencję, którą otrzymałam w tej sprawie, dostałam dopiero 24 sierpnia, ale koperta była datowana na 18 lipca. Zgodnie z treścią korespondencji dowiedziałam się, iż był to już drugi list wysłany przez urząd. Pierwszym była wspomniana kara, której nie miałam szansy opłacić

- wyznała kobieta w rozmowie z "The Sun". W dalszej części wypowiedzi podkreśliła, iż zgodnie z treścią listu, poinformowano ją, iż w związku z nieopłaceniem kary, sprawa zostanie przekazana do sądu. Saunders podkreśliła, iż jest uczciwą osobą, a poczuła się jak zwykły przestępca. Nie miała możliwości wcześniejszego opłacenia kary, bo taka informacja po prostu do niej nie dotarła. Sprawa w sądzie może niekorzystnie wpłynąć na jej pracę. Urząd, który wysłał zawiadomienie, nie chce też zaakceptować żadnych "okoliczności łagodzących".
Warto wspomnieć, iż w okolicy mieszkania kobiety już od dawna pojawiały się doniesienia, iż w związku z problemami poczty i brakami w kadrach, zdarza się, iż korespondencja nie dociera do adresatów. W okolicy grasują także złodzieje, którzy często kradną paczki spod domów. "Przez cały ten bałagan powiedziano mi, abym w sądzie lepiej przyznała się do winy. Zarzucają mi, iż zabrałam córkę ze szkoły bez uzasadnionego powodu. Powiedziano mi, iż choćby jeżeli się do tego nie przyznam, to i tak uznają mnie za winną. Tak, jestem winna zabrania mojej córki ze szkoły, ale opłaciłabym karę, gdyby dotarła do mnie taka informacja" - podkreśliła kobieta.


Lokalny poseł wstawia się za matką. Podkreśla, iż najważniejsze jest dobro dziecka
Mama dziewczynki korespondowała w tej sprawie z jednym z lokalnych posłów, który twierdzi, iż nie pozwalanie matce na opłacenie grzywny z opóźnieniem, naraża dobro samego dziecka, więc mija się z celem. Kobieta chciała opłacić karę, kiedy tylko otrzymała taką informację. Przedłużanie sprawy może mieć wpływ na jej sytuację zawodową, a w konsekwencji na dobrostan samego dziecka. Od sprawy umywa ręce także poczta.
Idź do oryginalnego materiału