Klucze do swojego mieszkania zabieram. Nie dostaniesz już ode mnie ani grosza, mamo…
Zosia poznała Marcina na ulicy. Spieszyła się na zajęcia do klubu sportowego, ale światła nie chciały się zmienić. Rozejrzała się – między samochodami pojawiła się luka, więc postanowiła przebiec. W tym momencie zza zakrętu wyłonił się rozpędzony samochód. Żółte światło zachęciło kierowcę do dodania gazu. Wydawało się, iż zderzenie jest nieuniknione. Ale kierowca zdążył na hamulec i skręcił kierownicę. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Czerwone światło zatrzymało ruch.
Zosia stanęła jak wryta, z zamkniętymi oczami, spodziewając się uderzenia. Zamiast niego usłyszała jednak krzyk mężczyzny, który wyskoczył z samochodu.
– Życie ci się znudziło? jeżeli nie dbasz o siebie, to pomyśl chociaż o innych! Po co rzucasz się pod koła? Nie mogłaś chwili zaczekać?!
Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą mężczyznę po czterdziestce, z twarzą wykrzywioną złością.
– Na litość boską, przepraszam – złożyła błagalnie ręce. – Mój syn ma zawody, byłby na mnie zły, gdybym nie zdążyła. Tak się przygotowywał… Już i tak się spóźniam. Szef nie pozwolił wyjść wcześniej. Muszę być na jego występie. Każda minuta się liczy – zasypała go słowami, aż nagle się zatrzymała.
Mężczyzna patrzył na nią uważnie. Gdy przestał krzyczeć, okazał się całkiem przystojnym i sympatycznym facetem. Zosia się speszyła.
Światła zmieniły się na zielone, samochody ruszyły. Mężczyzna chwycił ją i odciągnął na chodnik.
– Do klubu sportowego się pani spieszyła? – spytał już spokojniej.
– Tak. Skąd pan wie? – odparła Zosia, powoli odzyskując zimną krew.
– Właśnie pani powiedziała, iż na zawody. Wsiada pani, podwiozę.
– Och, nie trzeba… – zaczęła się wymawiać.
– Wsiada pani! – rzucił ostro.
Zosia podreptała do samochodu. W trzy minuty byli przed wejściem do klubu. Mężczyzna też wysiadł.
– Dam sobie radę, dziękuję… – bełkotała.
– Nie chodzi o panią.
– Tato! – Do mężczyzny podbiegła nastoletnia dziewczyna z plecakiem.
Przytulili się i wrócili do auta. Zosia patrzyła na nich jak zahipnotyzowana, nim otrząsnęła się i wbiegła do budynku.
Tak poznała Marcina. Czasem z przypadkowego spotkania i niebezpiecznej sytuacji rodzi się coś więcej.
Zosia zdążyła na występ syna. Weszła na salę, gdy ogłaszano jego numer. Zajął trzecie miejsce.
– No więc? Na lody? Świętujemy twój sukces? – spytała, gdy Wojtek wyszedł z szatni.
– Nie wygrałem. Tylko trzecie miejsce – burknął.
– „Tylko trzecie” – przedrzeźniła go. – Ile chłopaków startowało? A podium to tylko trzech, i ty jesteś wśród nich. Jestem z ciebie dumna. Następnym razem będziesz pierwszy. – Poklepała go po ramieniu. – Denerwowałeś się?
– Troszkę. Jedźmy do domu. Jestem zmęczony. Myślałem, iż nie przyjdziesz.
Trzy dni później Zosia znów spotkała tamtego mężczyznę pod klubem.
– Pan? Znowu po córkę?
– Marcin. Nie, jej zajęcia skończyły się dwie godziny temu. Czekałem na panią. – Zawahał się. – Chciałem spytać, jak syn? Wygrał? Zdążyła pani?
– Tak, dzięki panu. Zajął trzecie miejsce.
– Świetnie! Więc nie na darmo ryzykowała pani życie. – Roześmieli się.
– Mamo! – Do Zosii podszedł chłopiec.
– Twój syn? – spytał Marcin.
– Tak, Wojtek. A to Marcin…
– Bez „panowania”. Po prostu Marcin. – Wyciągnął rękę.
Wojtek uścisnął ją mocno. Gdy podjechali pod ich dom, Marcin zaproponował wspólny wyjazd na zawody w weekend.
– Naprawdę? Mamo, chodźmy! – ucieszył się Wojtek.
– Umówieni? – Marcin spojrzał na Zosię z nadzieją.
– Nie jestem wielką fanką sportów walki – wzruszyła ramionami.
– Oto moja wizytówka. Zapisz numer, żebyś wiedziała, iż to ja dzwonię.
– Ja nie mam wizytówek. – Zosia wyjęła telefon i wprowadziła numer.
– Dziękuję, zapisałem – odrzucił połączenie.
– Kto to, mamo? – spytał Wojtek, gdy wchodzili po schodach.
– Pamiętasz, jak spóźniałam się na twoje zawody? On mnie podwiózł, chociaż wcześniej się na mnie wściekł.
– Nie mówiłaś mi.
– No bo nie potrącił. A ja zdążyłam i widziałam, jak wygrywasz – odparła z uśmiechem.
Zaczęli się spotykać. Coraz częściej Zosia zostawała po pracy, a w dni treningów razem z Marcinem odbierali Wojtka.
– Mamo, on się w tobie zakochał? – spytał kiedyś chłopiec.
– A co, we mnie nie można? Jestem stara czy brzydka?
– Nie. Jesteś bardzo ładka.
– Dobrze, iż to widzisz. Mam trzydzieści dwa lata. Dla ciebie jestem mamą, a dla innych – atrakcyjną kobietą. Masz coś przeciwko?
– Nie. A ty go lubisz?
– No… Tak – lekko się zarumieniła.
– A jego córka będzie moją siostrą?
– Za wcześnie, żeby o tym mówić. Ale nie chciałbyś mieć siostry?
– Nie wiem – szczerze przyznał.
Nie pamiętał ojca. Zostawił ich, gdy Wojtek miał dwa i pół roku. Zawsze marzył, żeby mieć tatę. Najbardziej bolało go, gdy koledzy chwalili się nowymi telefonami. „Tata mi kupił” – mówili z dumą. Wojtkowi było smutno. Nie przez gadżety, ale przez to, iż oni mieli ojców. U mamy zawsze brakowało pieniędzy.
Gdy na urodziny Marcin podarował mu najnowszy model telefonu, chłopiec się ucieszył i przestał patrzeć na niego z nieufnością. Zaczęli się zaprzyjaźniać.
Po trzech miesiącach Marcin oświadczył się i zaproponował wspólne mieszkanie.
– Dość ukrywania się. Jesteśmy dorośli.
– Ale czy to nie za szybko? Wojtek wszystko rozumie. Spotykać się to jedno, a razem mieszkać – to co innego. A twoja żona może wrócić – wahała się Zosia.
– Już o tym rozmawialiśmy. Ty byś wybaczyła mężowi, gdyby wrócił? Ja nie potrafię. ZakPo roku Zosia i Marcin stanęli na ślubnym kobiercu, a Wojtek z dumą trzymał obrączki, uśmiechając się do swojej nowej siostry, która mocno ściskała jego rękę.