Za sprawą miłości

newsempire24.com 15 godzin temu

Przez miłość

— Dziewczyno, nie powiesz mi, gdzie jest ulica Sobieskiego? Kręcę się w kółko, nikt nie wie.

Przed Anią stał przystojny chłopak z dużą czarną torbą przewieszoną przez ramię.

— To taki nowy sposób na zaczepianie? — zapytała.

— Jestem Krzysztof. A ty?

— Weronika — zaśmiała się Ania i ruszyła dalej, ale chłopak ją dogonił.

— Naprawdę szukam tej ulicy. Kolega zaprosił mnie na wesele, a ja kompletnie nie znam miasta.

Dopiero teraz Ania zauważyła, iż ma na sobie koszulę w kratę i luźne spodnie, a nie te obcisłe, które teraz wszyscy noszą. I tą podróżną torbę. Wyglądał na przyjezdnego.

— Idź prosto tą ulicą, na światłach skręć w prawo w alejkę. To będzie ulica Sobieskiego — powiedziała, zmiękczając ton.

— Dzięki. — Krzysztof szeroko się uśmiechnął, a jego twarz rozpromieniła się. — Więc jednak… jak masz na imię?

— A ty?

— Moja mama uwielbia Mickiewicza, więc nazwała mnie Krzysztofem. Mogło być gorzej, mogłem być Zbyszkiem, prawda? — Rozśmiał się własnemu żartowi.
Ania nigdy nie słyszała, żeby chłopaki śmiali się tak pięknie — szczerze, od serca.

— Nie wiem, czy moja mama lubi Mickiewicza, ale nazwała mnie Anną. — Ania też się zaśmiała.

— Pójdziesz ze mną jutro na to wesele? Kolega się żeni. A ja tu nikogo nie znam. — Patrzył na nią z nadzieją w oczach.
Zawahała się. Wydawał się sympatyczny, autentyczny.

— Przepraszam, jutro mam kolokwium, muszę się uczyć. — Znów próbowała odejść.

— Daj mi numer telefonu, a odejdę. Jak inaczej mogę ci powiedzieć, o której zaczyna się wesele?

— A czy ja powiedziałam, iż pójdę z tobą? — zdziwiła się Ania.

— Nie, ale… Studiujesz? Niech zgadnę… — Krzysztof udawał, iż się zastanawia. — Będziesz lekarzem.

— Tak. Skąd wiedziałeś? — zdumiała się Anna.

— Moja mama mówi, iż najbardziej pomocni ludzie to nauczyciele i lekarze. Nie odejdę, dopóki nie powiesz mi numeru. Pójdę za tobą, żeby sprawdzić, gdzie mieszkasz. Jutro przyjdę, stanę na środku podwórka i będę krzyczeć twoje imię.

Niechętnie Ania podała mu numer.

— Zadzwonię! — krzyknął za nią, gdy odchodziła.

Mama bardzo chciała, żeby Krzysztof poszedł na studia po szkole. Ale na państwową uczelnię nie miał wystarczająco punktów, a na płatną nie było ich stać. Krzysztof, jak większość chłopaków, wolał grać w piłkę niż siedzieć nad książkami.

Mieszkali z mamą we dwójkę w małej miejscowości, gdzie była tylko jedna szkoła, w której mama uczyła polskiego. choćby szpital tam był, ale z poważnymi problemami zdrowotnymi jechało się do wojewódzkiego miasta.

Krzysztof dostał pracę w warsztacie samochodowym u znajomego ojca. Na studia miał iść po wojsku. Dziewczyny go lubiły, ale żadna nie poruszyła jego serca. Ojciec zginął w pożarze. Był budowlańcem i postawił dla rodziny duży, piękny dom.

Pewnego wieczoru szedł do domu i zobaczył, jak z okien drewnianego domu wydobywa się dym. Tamtego lata panował upał, pożary nie były rzadkością. Kobieta wybiegła na ulicę, błagając o pomoc. Wyszła do sąsiadki, a w domu został syn…

Płomienie już lizały okna, ludzie zbiegali się na miejsce. Drzwi były zamknięte od środka. Ojciec Krzysztofa wybił okno i zniknął w ogniu. Chłopca znalazł szybko. Szczęśliwym trafem trafił do jego pokoju. Ale ten już był nieprzytomny od dymu. Ojciec podał go przez okno, ale sam nie zdążył uciec.

Okazało się, iż mąż kobiety wrócił do domu pijany. Nie zastawszy żony, zamknął drzwi od środka, położył się z papierosem…

Następnego dnia Krzysztof zadzwonił do Ani. Zapytał, jak poszło kolokwium, przypomniał o weselu.

Była sobota, nie musiała się uczyć, więc zgodziła się pójść z nim. Miał miejsce ciepły maj. Bez już przekwitał, zasypując chodniki białymi płatkami jak śniegiem. Gdy Krzysztof zobaczył wychodzącą do niego Anię, zamarł z zachwytu.

Po weselu odprowadził ją do domu, rozmawiali, całowali się pod klatką.

— Jutro wyjeżdżam. Przyjedź do mnie. U nas jest pięknie. Z wieży kościoła roztacza się widok, aż dech zapiera. Mamy swój dom, ojciec go zbudował. Rzeka dzieli naszą miejscowość na pół.

Kiedy ojciec żył, często chodziliśmy razem na ryby. Wczesnym rankiem nad wodą unosi się mgła, rosa na trawie, i taka cisza, iż słychać, jak ryby pluskają się w wodzie. Przynosiliśmy do domu okonie, płocie, raz choćby złowiliśmy szczupaka. Taki. — Krzysztof rozłożył szeroko ręce. — No dobra, trochę mniejszy. Gdy byłem w wojsku, śnił mi się nasz dom. Tak bardzo chciałem wrócić…

— Dlaczego nie poszedłeś od razu na zaoczne? — spytała Ania.

— Mama uważała, iż studia powinny być dzienne. Ale myślę, iż chciała, żebym wyjechał, żył w mieście. U nas z pracą kiepsko. Przyjedź po sesji. Zobaczysz, jakie u nas piękne miejsca. Spora miejscowość. Wiele bloków. Dwie godziny autobusem, a jesteś w raju.

Nie chciało im się rozstawać. Gadaliby do rana, ale Krzysztof zauważył, iż dziewczyna zaczyna drżeć.

Rano, już w autobusie, napisał do niej, iż tęskni i czeka. Ania właśnie jadła śniadanie, przeczytała wiadomość i uśmiechnęła się.

— Tamten chłopak napisał? — spytała mama.

— Widziałaś nas?

— Oczywiście. Kim on jest? Też student?

— Tak, studiuje na politechnice — skłamała Ania.
Wiedziała, iż mama marzyła dla niej o najlepszym. Nie spodobałoby się jej, iż Krzysztof pracuje w warsztacie w małej miejscowości.

Od tamtego dnia godzinami rozmawiali przez telefon, pisali do późna. W jeden z weekendów Krzysztof wyrwał się do Ani. Do miejscowości zjeżdżali letnicy, w warsztacie była praca, więc musiał wracać ostatnim autobusem.

— ObKilka lat później, nad rzeką w ich ukochanej miejscowości, stali już we trójkę – Ania, Krzysztof i ich mały synek, który z zachwytem patrzył, jak tata rzuca wędkę w miejsce, gdzie mgła delikatnie unosi się nad wodą.

Idź do oryginalnego materiału