Za późno dostrzegł swój błąd

newsempire24.com 1 dzień temu

Za późno zrozumiał swój błąd

Kinga ściskała w dłoni wyniki badań. Papier był wilgotny od potu. W korytarzu poradni ginekologicznej tłok był niesamowity.

— Kinga Nowak! — zawołała pielęgniarka.

Kinga wstała i weszła do gabinetu. Lekarka — pulchna kobieta o zmęczonych oczach — wzięła od niej teczkę, przejrzała dokumenty.

— Proszę usiąść. — Rzuciła okiem na wyniki z obojętnym wyrazem twarzy.
— Wszystko jest w porządku. Niech się pani mąż przebada.

Kinga zdrętwiała. Wojtek? Ale przecież…

***

W domu teściowa siekła kapustę na kapuśniak. Nóż w jej dłoniach pracował zawzięcie, jakby kosiła wrogów.

— No i co, córeczko, jakie wieści? — zapytała Helena, nie podnosząc głowy.

— Ze mną wszystko w porządku — mruknęła Kinga, zdejmując kurtkę.

— To dlaczego… — Teściowa w końcu uniosła wzrok. W jej oczach błysnęło niepokojem.
— Wojtek musi się przebadać.

Nóż zawisł nad deską. Helena wyprostowała się jak struna.

— Co za bzdury? Mój syn jest zdrowy! To wasze lekarze nic nie rozumieją. Dawniej baby rodziły bez badań.

Kinga przeszła do pokoju. Na kanapie leżały skarpetki — jedna niebieska, druga czarna. Podniosła je machinalnie i wrzuciła do kosza na brudną bieliznę.

Przez trzy lata małżeństwa te skarpetki stały się symbolem ich życia — rozrzucone, niedopasowane.

Wojtek wrócił późno.

— Co się tak mizdrzysz? — burknął, waląc się na fotel.
— Wojtek, musimy porozmawiać.
— O czym?

Podsunęła mu dokumenty. Przerzucił wzrokiem i odrzucił na stół.

— I co?
— Musisz się przebadać.
— Z jakiej racji? — Wojtek zerwał się i zaczął chodzić po pokoju. — Jestem zdrowy facet! Spójrz na mnie!

Faktycznie wyglądał zdrowo — barczysty, z bujnymi ciemnymi włosami. Ale zdrowie nie zawsze widać na pierwszy rzut oka.

— Wojtek, proszę cię…
— Dość! — warknął. — Nie chcesz dzieci, to mów wprost! Po co te cyrki z lekarzami?

Z kuchni dobiegło szuranie kapci. Helena czyhała za drzwiami, oddychając tak głośno, iż było słychać każdy oddech.

— Dzieci to moje największe marzenie — cicho powiedziała Kinga.
— To dlaczego ich nie ma? Może coś ukrywasz? Aborcje robiłaś, a teraz nie możesz?

Cios był bolesny. Kinga się cofnęła.

— Jak możesz…
— A jak mam? Trzy lata razem — zero efektu! A tu jakieś lekarze mówią, iż ja… — Urwał, zaciskając pięści.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Wpadła Helka, jak czołg.

— Wojtuś, nie słuchaj jej! To wszystko przez jej lenistwo. Gdyby więcej pracowała, mniej by się włóczyła po doktorach.

Kinga spojrzała na męża. Ten odwrócił się do okna.

— Wojtek, naprawdę myślisz, iż ja…
— Nie wiem, co myśleć — syknął przez zęby. — Wiem tylko, iż zdrowy facet do doktora nie chodzi.

Helena triumfalnie pokiwała głową.

— Mądry jest mój synek. To nie męska rzecz — po szpitalach się snuć.

Kinga poczuła, jak coś w niej pęka. Jakby napięta struna.

— Dobrze — powiedziała spokojnym głosem.

Następnego dnia zaczęła się wojna. Helena czepiała się każdego drobiazgu. Sól rozsypana. Garnek niedomyty. Kurz na komodzie. Kinga milczała, zaciskając zęby.

— Może w ogóle nie powinnaś w domu siedzieć? — zapytała jadowicie teściowa przy kolacji. — Poszłabyś do pracy, zamiast po doktorach się włóczyć.

Wojtek jadł kotleta, nie podnosząc głowy.

— Pracuję — przypomniała Kinga.
— Trzy dni w tygodniu — to nie praca, tylko zabawa.
— Co ma moja praca do rzeczy?
— A to! Mój syn jest zdrowy, a ty go chcesz chorobą obarczyć! Jak nie ma dzieci, to zawsze kobieta winna! Tak było od zawsze!

Kinga wstała od stołu. Nogi się pod nią uginały.

— Co z tobą? — zdziwiła się teściowa. — Zjadłaś i od razu uciekasz?
— Jestem zmęczona — cicho odpowiedziała Kinga.
— Zmęczona! A od czego? Trzy dni w tygodniu pracujesz — nie jakaś ciężka harówa!

Wojtek w końcu podniósł wzrok. Mignęło w nim coś jakby współczucie. Ale milczał.

W nocy Kinga leżała i słuchała chrapania męża. Kiedyś ten dźwięk ją uspokajał — oznaczał, iż bliski jest blisko. Teraz irytował. Jak mogła nie zauważyć, jaki jest uparty?

Rano spakowała rzeczy do starego sportowego plecaka. Nie zabrała wiele — parę sukienek, bieliznę, kosmetyczkę.

— A to gdzie? — Helena stała w drzwiach kuchni z kubkiem w ręce.
— Do babci.
— Na długo?
— Nie wiem.

Wojtek wyszedł z łazienki, zobaczył plecak.

— Kinga, co to ma znaczyć?
— To, co widzisz.
— Na serio?
— A jak inaczej? Ty nie chcesz się badać, twoja mama widzi we mnie winowajczynię. Po co mam tu być?

Podszedł bliżej, zniżył głos:

— Nie bądź głupia. Gdzie ty pójdziesz?
— Do babci Heleny.
— Do tej klitki? Tam ledwie dwadzieścia metrów!
— W ciasnocie, ale nie w przykrości.

Helena prychnęła:

— Słusznie! Niech idzie. Niech pomieszka u staruszki, to zrozumie, jak dobrze jej tu było.

Wojtek rzucił matce gniewne spojrzenie, ale nie zaprotestował.

Kinga wzięła plecak i skierowała się do drzwi.

— Kinga! — zawołał mąż.

Obejrzała się. Stał na środku przedpokoju — zagubiony, z mokrymi po prysznicu włosami.

— Kiedy wrócisz?
— Jak pójdziesz do lekarza.

Drzwi zatrzasnęły się za nią.

Babcia Helena wydała okrzyk, gdy zobaczyła wnuczkę z plecakiem:

— Kingusia! Co się stało?
— Pokłóciłam się z Wojtkiem. Mogłabym u ciebie zamieszkać?
— Oczywiście, kochanie. Tylko ciasno tutaj…
— Nic nie szkodzi, babciu.

Mieszkanie rzeczywiście było maleńkie. Łóżko, stół, dwa krzesła, stary telewizor. Ale czysto. I pachniało wanilią —Babcia Helena uśmiechnęła się ciepło i przytuliła Kingę, bo w końcu znalazła to, czego naprawdę szukała – miłość, która nie wymagała udowadniania, a jedynie szczerego przyjęcia.

Idź do oryginalnego materiału