Z serca
Kinga wyszła z gabinetu, zauważyła, iż podjechała winda i ludzie zaczęli do niej wchodzić.
— Zaczekajcie! — krzyknęła i ruszyła biegiem.
Pod koniec dnia pracy, tak jak rano, trudno było złapać windę. Kinga wpadła do kabiny w ostatniej chwili, przepychając się między innymi. Musiała przytulić się do pleców mężczyzny stojącego przed nią, żeby drzwi za jej plecami się zamknęły.
— Przepraszam — powiedziała i odwróciła głowę w bok, bo inaczej broda mężczyzny dotykałaby jej czoła. Pachniał przyjemnie wodą toaletową.
— Nic się nie stało.
Tak jechali do parteru, ściśnięci jak sardynki.
Wreszcie winda zatrzymała się, a drzwi otworzyły. Kinga cofnęła się tyłem, wychodząc. Mężczyzną poszedł za nią, delikatnie trzymając ją za rękę, by się nie potknęła, i odciągając na bok, żeby inni wychodzący nie potrącili. To wyglądało jak taniec. Zanim Kinga zdążyła odetchnąć i podziękować, obok niej pojawiła się przyjaciółka, AgnKinga odwróciła się, by jeszcze raz spojrzeć na niego, i wtedy rozpoznała ten sam subtelny zapach wody toaletowej, który poczuła wcześniej w windzie.