Z życia wzięte. "Zakochałam się w księdzu": Wierzyłam, iż miłość zwycięży, jednak zamiast szczęścia znalazłam tylko ból
Moje serce miało iść prostą drogą – zwyczajną, bez zakazanych pragnień. A jednak, kiedy pojawił się on – ksiądz, mężczyzna, którego oczy były głębsze niż niebo o zmierzchu – wszystko zaczęło się łamać.
Z początku to była tylko ciekawość. Jego kazania, pełne pasji, brzmiały inaczej niż wszystkie, jakie dotąd słyszałam. Mówił nie tylko o Bogu, ale też o człowieku – o słabości, tęsknocie, o miłości, która rani, ale też ocala. Słuchałam go i miałam wrażenie, iż mówi tylko do mnie.
Z czasem zrozumiałam, iż nie jestem jedyną, którą fascynuje. Ale to nie miało znaczenia. Moje serce zdecydowało wcześniej, niż rozum zdążył krzyknąć „to niemożliwe”.
Cień grzechu
Spotykaliśmy się przypadkiem – a może wcale nie tak przypadkiem? Widziałam, iż unikał mojego spojrzenia, ale kiedy w końcu nasze oczy się zetknęły, wszystko wokół milkło.
Czułam, iż pragnę czegoś więcej. Mówiłam sobie: „Może uda mi się go odmienić. Może zrozumie, iż droga, którą wybrał, nie jest jedyną. Że można kochać Boga i jednocześnie kochać kobietę.”
Ale im bardziej się starałam, tym większa była przepaść. Jego śluby były nie tylko słowem – były kajdanami, które trzymały go mocniej niż jakakolwiek miłość mogła.
Ostatnia rozmowa
Pamiętam noc, gdy wszystko się rozstrzygnęło. Spotkaliśmy się poza plebanią, w miejscu, gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć. Było zimno, a ja drżałam nie tylko od chłodu.
– Nie możesz mnie kochać – wyszeptał. – Moje serce należy do Boga.
– A ja? – zapytałam, czując, jak łzy palą mnie od środka. – Czy ja jestem niczym?
Chciał mnie dotknąć, ale cofnął rękę w ostatniej chwili, jakby dotyk miał być bluźnierstwem.
Wtedy zrozumiałam. Nigdy go nie nawrócę. Nigdy nie odwrócę od drogi, którą przysięgał iść. A moja miłość – choć tak wielka i prawdziwa – była dla niego pokusą, grzechem, przekleństwem.
Cisza po wszystkim
Odszedł. Ja zostałam – ze złamanym sercem i poczuciem winy. Zrozumiałam, iż w tej historii nie ma szczęśliwego zakończenia. Że czasem miłość, zamiast zbawiać, prowadzi tylko na krawędź.
I chociaż chciałam go uratować, to właśnie on ocalił mnie – pokazując, iż nie każda walka jest do wygrania, a niektóre uczucia trzeba pogrzebać żywcem.
Minęło wiele lat. Życie, choć nigdy nie spełniło wszystkich marzeń, nauczyło mnie chodzić dalej, choćby z raną w sercu. Wyszłam za mąż, miałam dzieci, wypełniałam swoje dni codziennością – ale czasami, nocą, kiedy wszyscy spali, wracał on. W snach, w cieniach wspomnień, w pytaniach, na które nigdy nie dostałam odpowiedzi.