Z życia wzięte. "Urodziłam dziecko, ale nie czuję się matką": Czy coś jest ze mną nie tak

zycie.news 1 dzień temu
Zdjęcie: mama i dziecko @pexels


Wszyscy dookoła mówili:
— „To najpiękniejszy moment w życiu kobiety!”
— „Zobaczysz, jak bardzo ją pokochasz.”

Ale ja… nic nie czułam.

Nie było łez szczęścia. Nie było wzruszenia. Nie było tego magicznego „klik”, o którym tyle czytałam.

Była cisza. I pustka.

Wróciłam do domu, a wszyscy czekali z uśmiechami i balonami.

Rodzina, znajomi, sąsiedzi — wszyscy gratulowali.

A ja coraz bardziej czułam się jak oszustka.

Karmiłam ją. Przewijałam. Kołysałam.

Ale w środku miałam wrażenie, iż to nie moje dziecko.

Że jestem tylko kimś, kto ma odegrać rolę matki.

I robiłam to.

Bo tak trzeba.

Ale każda noc była walką — z własnymi myślami, z poczuciem winy, z pytaniem: „Czy jestem wybrakowana?”

Nie odważyłam się powiedzieć tego nikomu.

Bałam się, iż mnie ocenią.

Że powiedzą:
— „Jak możesz tak mówić?”
— „Tyle kobiet marzy o dziecku, a ty nie potrafisz być wdzięczna.”

Więc milczałam.

I coraz bardziej zanikałam w tej ciszy.

Pewnej nocy, kiedy moja córeczka płakała nieprzerwanie przez godzinę, usiadłam na podłodze i zaczęłam płakać razem z nią.

Nie z bezsilności.

Z przerażenia, iż nie potrafię jej kochać tak, jak powinnam.

— „Co jeżeli już nigdy nie poczuję tej więzi?” — szeptałam w ciemności.

Dopiero wtedy, w najciemniejszym momencie, sięgnęłam po pomoc.

Psycholog powiedziała mi słowa, które uratowały mnie:

— „Nie jesteś złą matką. Jesteś zmęczona, wystraszona, przytłoczona. I to jest ludzkie. Miłość nie zawsze przychodzi od razu. Czasem trzeba ją zbudować.”

Minęły miesiące.

I w końcu, któregoś dnia, kiedy moja córeczka uśmiechnęła się do mnie po raz pierwszy, coś się we mnie poruszyło.

Nie jak eksplozja.

Nie jak filmowy moment.

Raczej jak cichy szept:

— „To moje dziecko. I jestem jej mamą.”

Dziś już wiem, iż bycie matką to nie stan – to proces.

I iż nie ma nic złego w tym, iż potrzebowałam czasu, by się w nim odnaleźć.

Idź do oryginalnego materiału