Ale jest z tego zadowolony. W ostatnich latach udało mi się studiować, zbudować klientelę i ostatecznie zostać właścicielką własnego studia urody zamiast zatrudnioną u kogoś fryzjerką.
W tym samym czasie udało mi się urodzić syna mojemu mężowi. Mam wrażenie, iż Michał choćby nie zauważa, jak w naszym domu zmieniają się meble, tapety, hydraulika i jedzenie na stole.
Kilka razy próbowałam z nim porozmawiać o tym, iż człowiek musi się rozwijać i rosnąć, porozmawiać w końcu ze swoim dyrektorem. Sam powiedział, iż jego obciążenie pracą wzrosło. Niech podniesie mu pensję albo mianuje kierownikiem działu. W końcu pracuje dla tego biura od tylu lat. Najwyższy czas, by go docenili.
-Irenka, mamy pięciu podobnych administratorów systemu. Wszyscy mają za sobą dużo pracy i doświadczenia. Jaki jest teraz sens bycia szefem? Poza tym, po co mi to? Pensja jest śmieszna, a ból głowy dwa razy większy — odpowiedział mój mąż.
Takie rozmowy trwały rok po roku. Na początku myślałam, iż mój rozwój będzie zachętą dla męża. Potem zaczęłam go zachęcać, mówiąc mu, jaki jest dobry. W rezultacie zaczęłam się złościć na niego i na siebie, iż wybrałam darmozjada zamiast męża.
Rozumiem, iż każdy jest twórcą własnego przeznaczenia. Teraz zaczynam wątpić w to, iż potrzebuję mężczyzny bez kręgosłupa moralnego, takiego jak mój mąż. Michał nie tylko nie przynosi dużych dochodów do domu, ale choćby nie wykonuje podstawowych prac domowych. Nie potrafi wbić gwoździa w ścianę, wymienić klamki czy zamontować zlewu. Wszystko to robią fachowcy, którym z jakiegoś powodu płacę.
Nawet ten fakt zupełnie nie przeszkadza mężowi i nie rani jego męskiego ego. Rzecz w tym, iż kocham mojego męża. Kiedyś też nie był zbyt proaktywny, ale można było go do czegoś popchnąć. Teraz, jeżeli mój mąż czuje się niekomfortowo, siada przed monitorem i gra w jakieś tańce lub strzelanki.
Nie mogę znieść sytuacji, w której muszę utrzymać siebie, naszego syna, a choćby męża (jego pensja po prostu nie wystarcza na zakup ubrań, butów czy sprzętu). Wydaje mi się, iż mam nie jedno, a dwoje dzieci.
Któregoś dnia nasz konflikt eskalował. Wróciłam z pracy i zastałam męża przy grze komputerowej. Zapytałam, co się stało, iż wrócił wcześniej z pracy, na co odwarknął mi, iż posłuchał mojej rady i poprosił o awans, a w odpowiedzi dyrektor go zwolnił.
-Tak, kochanie, od dzisiaj jestem bezrobotny. Możesz być z siebie dumna — wycedził. Od słowa do słowa zaproponowałam mu, żeby poszedł do swojej mamy grać i nabijać rachunki, co zrobił - o piątej nad ranem, bo tyle mu zajęło przejście wszystkich poziomów gry. Pokłóciliśmy się straszliwie, bo starałam się go pocieszyć, zmotywować, powiedziałam, iż teraz ma szansę znaleźć nową, naprawdę przyszłościową pracę, w której zostanie doceniony za fachowość.
Wszystkie argumenty spuszczał w muszli klozetowej...wtedy powiedziałam, iż jeżeli chce siedzieć w domu, to ja nie zamierzam go utrzymywać i może iść ze swoją grą do mamusi... Problem w tym, iż kocham tego bałwana, ale boję się, iż gdy sprowadzę go z powrotem, osiądzie w fotelu i tam zakwitnie na mój koszt...