Mieszkała sama, nie miała dzieci, a nasza relacja przez lata była – jak sądziłam – bliska. To ja odwiedzałam ją w święta, to ja woziłam na badania i słuchałam jej wspomnień z czasów młodości. Myślałam, iż naturalną koleją rzeczy będzie to, iż spadek po ciotce przypadnie właśnie mnie.
Myliłam się.
Ciotka zmarła spokojnie we śnie, w wieku 84 lat. Byłam wśród pierwszych, którzy zostali powiadomieni o jej śmierci. Organizacją pogrzebu zajęła się odległa kuzynka, ale to otwarcie testamentu stało się momentem, którego nikt nie zapomni.
Spodziewaliśmy się, iż cały majątek – dom, działka, biżuteria i pokaźne konto oszczędnościowe – trafi do kogoś z rodziny. Tymczasem… wszystko zapisała pielęgniarzowi z prywatnej opieki, który pomagał jej przez ostatni rok.
Nikt z nas nie mógł w to uwierzyć.
– Jak to? Jakiś obcy facet dostaje wszystko?! – rzuciła moja matka, bliska omdlenia.
Ja nie odezwałam się ani słowem. Czułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu, żalu i... wstydu.
Wkrótce potem zaczęły się spekulacje:
– Może ją zmanipulował?
– A może była już nie w pełni świadoma?
– Może podpisała coś, nie wiedząc, co?
Pojawiły się pytania o możliwość podważenia testamentu, ale prawnik był brutalnie szczery:
– Dokument został spisany notarialnie, w pełni zgodnie z prawem. Zmarła potwierdziła go przy świadkach. Nie ma podstaw, by go unieważnić.
Byłam rozczarowana. Nie tylko dlatego, iż spadek po ciotce Stefanii nie trafił do mnie. Bolało mnie to, iż przez ostatni rok to już nie ja byłam jej najbliższą osobą. Nie wiedziałam nawet, iż zatrudniła prywatną opiekę. Że ktoś inny woził ją do lekarzy. Że to nie do mnie już dzwoniła, gdy czuła się źle.
Zostawiła mnie. I wybrała kogoś, kto był przy niej wtedy, gdy ja byłam zbyt zajęta własnym życiem.
Ta historia to nie tylko opowieść o utraconym spadku, ale też o błędnych przekonaniach. Myślałam, iż jestem „tą jedyną” – iż wystarczy raz na jakiś czas odwiedzić, zadzwonić, wysłać kartkę. Tymczasem ktoś inny okazał jej więcej troski i obecności niż ja przez ostatnie lata.
Czy było mi przykro? Bardzo.
Czy byłam w szoku? Tak.
Ale może – chociaż trudno mi to przyznać – ciotka po prostu wybrała adekwatnie.