To miał być zwykły obiad rodzinny. Pierwsze spotkanie z rodzicami Marka. Miałam nadzieję, iż mnie polubią. Że zaakceptują.
Ale teraz, patrząc na twarz jego ojca, wiedziałam, iż coś jest nie tak.
— Powtórz — powiedział zimnym tonem.
Przełknęłam ślinę.
— Moi rodzice… nie mają dużo pieniędzy — przyznałam cicho. — Wychowałam się w skromnych warunkach.
Zapadła cisza.
Jego matka odwróciła wzrok, a Marek ścisnął moją dłoń pod stołem. Ale jego ojciec? Patrzył na mnie, jakbym właśnie przyznała się do jakiejś strasznej zbrodni.
— Marek, możemy porozmawiać? — zapytał ostro, ignorując moją obecność.
— Tato, nie teraz… — mój narzeczony spojrzał na niego błagalnie.
— Teraz — przerwał mu surowo.
Obserwowałam, jak wychodzą do drugiego pokoju. Czułam, iż coś jest nie tak. Nie musiałam długo czekać.
Po kilku minutach Marek wrócił. Twarz miał bladą, a oczy wbite w podłogę.
— O co chodzi? — zapytałam cicho.
— On… on uważa, iż to nie ma sensu… — wyjąkał.
— Co nie ma sensu? — serce podeszło mi do gardła.
— Nasz ślub. Nasza przyszłość. Powiedział, że… iż nie jestem głupi i nie powinienem wiązać się z kimś, kto nie wnosi nic do rodziny.
Wbiłam paznokcie w dłoń.
— Więc to tak? Bo jestem z biednej rodziny, to nie zasługuję na ciebie?
Marek pokręcił głową.
— Nie, to nie tak… Ja cię kocham, ale…
Zamarłam.
Ale.
To jedno słowo powiedziało mi wszystko.
Patrzyłam na niego i nagle wiedziałam, iż nigdy nie będę wystarczająca. Że zawsze będą na mnie patrzeć z góry. Że zawsze będę dla nich nikim.
Podniosłam się powoli.
— W takim razie nie będę wam przeszkadzać — powiedziałam cicho, czując, jak łzy palą mnie pod powiekami.
— Proszę, nie rób tego… — szepnął Marek.
Ale ja już wiedziałam.
Nie miałam tu czego szukać.
To też może cię zainteresować:
Zobacz, o czym jeszcze pisaliśmy w ostatnich dniach: