Z życia wzięte. "Przyszły mąż był przystojny i zamożny, ale ja go nie kochałam": To rodzice zdecydowali, komu oddam serce

zycie.news 12 godzin temu

Że każda dziewczyna na moim miejscu marzyłaby o takim mężczyźnie.

Przystojny, zamożny, kulturalny, z dobrą rodziną. „Złoty chłopak” – powtarzała matka z dumą, a ojciec kiwał głową, jakby właśnie podpisał najlepszy kontrakt swojego życia.

Tylko ja milczałam. Bo wiedziałam, iż to nie moje szczęście, tylko ich.

Poznałam go na przyjęciu u rodziców. Pachniał drogimi perfumami, mówił z pewnością siebie i patrzył na mnie jak na trofeum.

Był miły, szarmancki, ale chłodny. Jakby cały czas grał jakąś rolę.

Po kilku tygodniach znajomości, moi rodzice oznajmili, iż „to odpowiedni człowiek”.

Nie miałam odwagi się sprzeciwić. Ojciec zawsze powtarzał, iż kobieta powinna słuchać rozsądku, a nie serca.

„Miłość przyjdzie z czasem” – mówiła matka, poprawiając welon, gdy przygotowywano mnie do ślubu.

Ale miłość nie przyszła. Nigdy.

Kościół był piękny. Kwiaty, świece, muzyka – wszystko dopięte na ostatni guzik.

On stał przy ołtarzu, elegancki, pewny siebie, a ja czułam, jak drżą mi ręce. Widziałam w jego oczach dumę, a w swoich łzach – rozpacz.

Gdy ksiądz zapytał, czy chcę go poślubić, słowo „tak” ledwo przeszło mi przez gardło.

To nie był mój głos. To był głos moich rodziców.

Z zewnątrz byliśmy idealną parą. Dom, samochód, wspólne kolacje, zdjęcia z wakacji.

Ale za zamkniętymi drzwiami panowała cisza. On zajęty interesami, ja zamknięta w pustych pokojach.

Nie pytał, jak się czuję. Nie zauważał, iż płaczę nocami. Dla niego byłam ozdobą, dodatkiem do sukcesu.

Kiedy próbowałam rozmawiać z rodzicami, matka tylko wzdychała:

– Dziecko, przestań dramatyzować. Masz dach nad głową, masz wszystko.

Ale ja nie miałam najważniejszego – siebie.

Idź do oryginalnego materiału