Przyjaźnią się od wielu lat, prawie od przedszkola. I to pomimo faktu, iż los rozrzucił ich po różnych miastach.
Wcześniej nie widywali się tak często, ale teraz Zenek zmienił pracę i prawie co miesiąc jest wysyłany w podróże służbowe do naszego miasta.
Aby zaoszczędzić pieniądze, które jego szefowie dają mu na hotel, Zenek zaczął mieszkać z nami. Na początku wcale mi to nie przeszkadzało.
To miły, wesoły, schludny człowiek. W razie potrzeby pomaga zmywać naczynia i dobrze dogaduje się z naszymi dziećmi. Mój mąż jest również bardzo szczęśliwy, kiedy przyjaciel przyjeżdża i mieszka z nami. Ale, jak to się mówi, mało znaczy dużo.
Jedną rzeczą jest mieć gościa w domu raz na sześć miesięcy na kilka dni. Zupełnie inną rzeczą jest goszczenie innej osoby mieszkającej w domu przez tydzień lub dwa prawie co miesiąc.
Po pierwsze, nie jest to zbyt komfortowe pod względem pewnego rodzaju wolności. Na przykład, nie zamierzam nosić szlafroka lub szortów i koszulki przed nieznajomym, jak to robiłam, gdy w domu był tylko mój mąż i dzieci.
Po drugie, jest więcej prac domowych. I po trzecie, co najważniejsze, uderza to dość mocno w budżet rodzinny. Teraz wydajemy znacznie więcej na artykuły spożywcze. A kiedy Zenek nas odwiedza, Roma zawsze prosi mnie o ugotowanie czegoś niezwykłego.
Kiedy jest to jednorazowe, nie ma żadnych problemów. Ale kiedy zaczęłam kupować drogie produkty codziennie i w większych ilościach niż zwykle, stało się to zauważalne.
W końcu poprosiłam męża, aby porozmawiał z Zenkiem o dokładaniu się do posiłków, gdy przyjeżdża do nas na tak długo. Mąż był oburzony.
- To mój najlepszy przyjaciel! Dlaczego miałby płacić za jedzenie w moim własnym domu? Jak mogłaś w ogóle o tym pomyśleć?
- Po podliczeniu naszych miesięcznych wydatków na jedzenie, widzę, iż tak trzeba. Sam nie chodzisz do sklepu, więc niczego nie zauważasz!
Postanowiłam zrobić coś innego. Po raz kolejny, gdy mąż poprosił mnie o wykwintną kolację "bo Zenek uwielbia twoją pieczoną kaczkę", postawiłam na stole kaszę gryczaną i kiełbaski
- Co to jest? - zdziwił się Roman.
- Przepraszam kochanie - odpowiedziałam - ale nasz budżet na jedzenie na ten miesiąc wyczerpał się dwa tygodnie temu.
- Marina, to wszystko moja wina - powiedział nagle Zenek - Zatrzymuję się u was od tak dawna i nigdy choćby nie pomyślałem o kupowaniu jedzenia. Obiecuję, iż jutro ci to wynagrodzę.
- Co ty wyprawiasz! - oburzył się Roman - Jesteś gościem, nie rób tego!
Ale jego przyjaciel odrzucił wszystkie jego zastrzeżenia. Następnego dnia Zenek i ja poszliśmy do supermarketu, a on kupił wózek pełen jedzenia o wartości około trzech tysięcy złotych. Zapłacił za wszystko. I bardzo mnie przeprosił, iż nie pomyślał o tym wcześniej.
Ogólnie jestem zadowolona z tej sytuacji. Jednak mój mąż jest na mnie obrażony, mówiąc, iż zhańbiłam go przed przyjacielem. Ale ja nie uważam się za winną i myślę, iż postąpiłam słusznie.