Nie chciałam, żeby brakowało mu na książki, na ubrania, na przyszłość. Byłam przekonana, iż robię to z miłości. Dziś wiem, iż nie każda ofiara jest doceniana, a czasem można nią zniszczyć to, co najważniejsze.
Michał miał wtedy trzynaście lat. Nie był już dzieckiem, ale wciąż wołał mnie „mamo” z tą dziecięcą ufnością. Kiedy mówiłam mu, iż wyjeżdżam do pracy do Włoch, płakał.
– Tylko na chwilę, synku. Zarobię, wrócę, kupimy mieszkanie – obiecałam.
Nie wiedziałam, iż ta „chwila” potrwa dziesięć lat.
Pierwsze miesiące za granicą były piekłem. Praca u starszej kobiety, po dwanaście godzin dziennie, spanie w małym pokoiku, tęsknota tak silna, iż bolał żołądek. Ale myślałam o Michale. O tym, iż każda wysłana paczka, każda przelana złotówka to cegiełka pod jego lepszą przyszłość.
Regularnie słałam pieniądze. Na ubrania, szkołę, korepetycje, komputer, potem na samochód. Michał rzadko dzwonił. Zawsze był „zajęty”. Na początku tłumaczyłam to szkołą, potem studiami, potem pracą. Kiedy pytałam, czy wszystko w porządku, odpowiadał krótko:
– Tak, mamo, nie martw się.
Z biegiem lat przestał mnie potrzebować. A ja, choć miałam pełne konto, czułam się pusta. Zrozumiałam, iż kupiłam mu wygodne życie kosztem jego serca.
Kiedy po dziesięciu latach w końcu wróciłam, nie mogłam się doczekać, by go zobaczyć. Miałam prezenty, pieniądze, plan, iż spędzimy razem święta, może choćby zamieszkamy pod jednym dachem. Ale od progu poczułam, iż coś jest nie tak.
Mój klucz nie pasował do drzwi.
Zadzwoniłam. Otworzyła mi kobieta — młoda, obca.
– A pani do kogo? – zapytała z uśmiechem.
– Do syna, do Michała Kowalskiego. –
– Aaa, to pani jest… jego mama? On teraz w mieszkaniu, które kupił sobie na kredyt. Tu już nie mieszka.
Zamarłam. Nie miałam pojęcia, iż sprzedał nasze mieszkanie. To, na które przez lata odkładałam. Pojechałam do niego — myślałam, iż to jakieś nieporozumienie. Ale on tylko wzruszył ramionami.
– Potrzebowałem pieniędzy, mamo. Ty tam miałaś dobrze, a ja musiałem sobie radzić.
Nie zaprosił mnie do środka. Stałam w progu, trzymając w rękach torbę z prezentami, których już nie chciał.
Nie ma nic gorszego niż świadomość, iż poświęciło się całe życie dla kogoś, kto choćby nie pamięta, dlaczego to zrobiłaś. Zamiast miłości – chłód. Zamiast wdzięczności – wyrzuty, iż „zostawiłam go na lata”.
Dziś mieszkam w małym pokoju w domu dla seniorów. Nie dlatego, iż mnie nie stać — dlatego, iż nie mam dokąd wrócić. Z pieniędzy zostało niewiele, z serca jeszcze mniej.
Czasem dzwoni. zwykle wtedy, gdy czegoś potrzebuje. Nauczył się, iż matka zawsze pomoże. Nie nauczył się, iż matka też może mieć łzy, samotność i pustkę.
Gdybym mogła cofnąć czas, nie wyjechałabym. Niechby chodził w starych butach, byle pamiętał, jak pachnie dom i jak brzmi moje „dobranoc”.
Bo pieniądze można wysłać przelewem. Ale miłości nie da się przesłać w kopercie.











