Jednak jej słowa o powodach wizyty zaskoczyły kobietę: "Mamo, potrzebuję pieniędzy. Możesz mi je dawać w ratach, jak chcesz" - powiedziała spokojnie Patrycja.
-Jakie pieniądze? - zapytała Stanisława, zdezorientowana.
-Pieniądze, które dałam ci na operację — wyjaśniła jej córka.
Ręce Stanisławy drżały. W milczeniu podeszła do szafy i wyjęła małe oszczędności, które zgromadziła z emerytury. Trzymając je przed Patrycją, powiedziała poważnie:
-Zabieraj...
-A ty mówisz, iż nie masz pieniędzy — odpowiedziała Patrycja z uśmiechem — poczekaj do jesieni, dostaniesz je z powrotem. Potrzebujemy pieniędzy teraz: chcemy zrobić remont i przyzwoicie się ubrać. To nie jest wioska, gdzie nikt nie zwraca uwagi na ubrania, ale miasto. Tutaj jest zupełnie inaczej.
Tydzień później odwiedziła ją jej młodsza córka Ula. "Czy ty też chcesz pieniędzy, córko?" - zapytała ostrożnie matka. Wtedy Stanisława nie mogła się powstrzymać, jej oczy napełniły się łzami i opowiedziała jej o sytuacji z Patrycją.
-Leki są coraz droższe, nie wiem, co robić... - narzekała.
-Mamo, nie martw się, załatwię to z nią — uspokoiła ją Ula. Kilka dni później Ula wręczyła Patrycji pieniądze, których potrzebowała. Patrycja z chłodem przyjęła pieniądze, dając do zrozumienia, iż stara matka ją irytuje.
Po tym wydarzeniu nigdy więcej nie odwiedziła swojej matki. Nie pokazała jej choćby wnuczki. Kiedy stan zdrowia Stanisławy się pogorszył, Ula przygarnęła ją do siebie. Przez jedenaście lat matka żyła w opiece i miłości z młodszą córką i jej dziećmi. Nie czuła się samotna i cieszyła się spokojem, ale nadszedł czas i Pan wezwał ją do siebie.
Po pogrzebie siostry udały się do notariusza, aby dowiedzieć się o spadku. Tam czekała je niespodzianka: Stanisława zostawiła cały swój majątek Uli. Do dokumentów dołączony był list napisany przez matkę: "Patrycja, bądź szczęśliwa i nie wspominaj mnie złym słowem. Jestem wdzięczna Bogu, iż odchodzę, nie będąc nikomu nic winna".