Z życia wzięte. "Po ślubie nie mieliśmy gdzie mieszkać": Mama oddała nam swoje mieszkanie, ale niedługo żona pokazała swoją prawdziwą twarz

zycie.news 4 godzin temu
Zdjęcie: mężczyzna @pexels


— Zamieszkajcie u mnie — powiedziała bez wahania.

To nie była łatwa decyzja dla nikogo. Mama przeniosła się do małego mieszkania, oddając nam to, które budowała przez lata.

— To wasz nowy początek — uśmiechnęła się. — Kiedyś mi się odwdzięczycie.

Nie wiedziałem wtedy, iż los sprawi, iż odwdzięczę się w najgorszy możliwy sposób.

Przez pierwsze miesiące wszystko układało się dobrze.

Czułem się wdzięczny.

Żona – niekoniecznie.

— To nie jest nasz dom — rzuciła pewnego dnia, kiedy wróciliśmy z pracy. — Wciąż czuję, jakbyśmy byli gośćmi.

— To tylko na jakiś czas — uspokajałem ją.

Westchnęła.

— Może czas pomyśleć o czymś na własność?

Wzruszyłem ramionami.

— Jeszcze nie mamy środków na kredyt.

Jej spojrzenie mówiło mi wszystko.

— Może nie mamy, ale twoja mama ma.

Myślałem, iż żartuje.

Nie żartowała.

— Powinna przepisać to mieszkanie na ciebie — powiedziała pewnego wieczoru, opierając się o blat kuchenny.

— Przecież to jej własność.

— No właśnie! I co, jeżeli kiedyś sobie je odbierze? A my zostaniemy na ulicy?

Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.

— Przecież mama nam je oddała.

— Ale nie na papierze — rzuciła chłodno.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.

Przez kolejne tygodnie żona powtarzała, iż powinienem myśleć o naszej przyszłości.

Pod naciskiem, wbrew sobie, zacząłem rozmawiać z mamą o przepisaniu mieszkania.

Nie chciała.

— Synu, nie potrzebujesz dokumentu, żeby wiedzieć, iż to miejsce jest twoje.

Ale żona nie odpuszczała.

Aż w końcu dopięła swego.

Mieszkanie zostało nasze.

Mama przeprowadziła się do jeszcze mniejszego lokum.

Wtedy żona zaczęła mówić o remoncie.

— Trzeba to wszystko dostosować do nas.

„Dostosować”.

A to oznaczało jedno: pozbyć się wszystkiego, co przypominało o mojej matce.

Zmieniła firanki, zasłony, meble.

A potem przyszła kolej na mamę.

— Nie powinna już do nas przychodzić tak często — oznajmiła.

— Co? — Spojrzałem na nią zszokowany. — To moja mama!

— I co z tego? Teraz to nasz dom.

Nie chciałem wierzyć, ale moja żona właśnie odcięła mnie od osoby, która oddała nam wszystko.

A ja?

Ja pozwoliłem jej na to.

Patrzyłem, jak moja matka odchodzi, z uśmiechem, który krył ból.

— Ważne, iż jesteś szczęśliwy, synu — powiedziała cicho.

Nie byłem.

I już nigdy nie miałem być.

Idź do oryginalnego materiału