— Zamieszkajcie u mnie — powiedziała bez wahania.
To nie była łatwa decyzja dla nikogo. Mama przeniosła się do małego mieszkania, oddając nam to, które budowała przez lata.
— To wasz nowy początek — uśmiechnęła się. — Kiedyś mi się odwdzięczycie.
Nie wiedziałem wtedy, iż los sprawi, iż odwdzięczę się w najgorszy możliwy sposób.
Przez pierwsze miesiące wszystko układało się dobrze.
Czułem się wdzięczny.
Żona – niekoniecznie.
— To nie jest nasz dom — rzuciła pewnego dnia, kiedy wróciliśmy z pracy. — Wciąż czuję, jakbyśmy byli gośćmi.
— To tylko na jakiś czas — uspokajałem ją.
Westchnęła.
— Może czas pomyśleć o czymś na własność?
Wzruszyłem ramionami.
— Jeszcze nie mamy środków na kredyt.
Jej spojrzenie mówiło mi wszystko.
— Może nie mamy, ale twoja mama ma.
Myślałem, iż żartuje.
Nie żartowała.
— Powinna przepisać to mieszkanie na ciebie — powiedziała pewnego wieczoru, opierając się o blat kuchenny.
— Przecież to jej własność.
— No właśnie! I co, jeżeli kiedyś sobie je odbierze? A my zostaniemy na ulicy?
Spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
— Przecież mama nam je oddała.
— Ale nie na papierze — rzuciła chłodno.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę.
Przez kolejne tygodnie żona powtarzała, iż powinienem myśleć o naszej przyszłości.
Pod naciskiem, wbrew sobie, zacząłem rozmawiać z mamą o przepisaniu mieszkania.
Nie chciała.
— Synu, nie potrzebujesz dokumentu, żeby wiedzieć, iż to miejsce jest twoje.
Ale żona nie odpuszczała.
Aż w końcu dopięła swego.
Mieszkanie zostało nasze.
Mama przeprowadziła się do jeszcze mniejszego lokum.
Wtedy żona zaczęła mówić o remoncie.
— Trzeba to wszystko dostosować do nas.
„Dostosować”.
A to oznaczało jedno: pozbyć się wszystkiego, co przypominało o mojej matce.
Zmieniła firanki, zasłony, meble.
A potem przyszła kolej na mamę.
— Nie powinna już do nas przychodzić tak często — oznajmiła.
— Co? — Spojrzałem na nią zszokowany. — To moja mama!
— I co z tego? Teraz to nasz dom.
Nie chciałem wierzyć, ale moja żona właśnie odcięła mnie od osoby, która oddała nam wszystko.
A ja?
Ja pozwoliłem jej na to.
Patrzyłem, jak moja matka odchodzi, z uśmiechem, który krył ból.
— Ważne, iż jesteś szczęśliwy, synu — powiedziała cicho.
Nie byłem.
I już nigdy nie miałem być.