Z życia wzięte. "Nie zaprosiłem mojej matki na wesel": Po wyjściu z więzienia została bezdomna

zycie.news 1 tydzień temu

Ciężkie kroki odbijały się echem w pustym kościele. Jeszcze pachniało świeżymi kwiatami i ciastem weselnym. Obok mnie, w białej sukni ślubnej, stała najpiękniejsza kobieta na świecie – moja żona. W oczach miała łzy szczęścia, a na ustach promienny uśmiech. Ja też się uśmiechałem, ale w głębi serca czułem bolesny ścisk.


Na ślubie nie było mojej matki. Nie dostała zaproszenia. Od lat nie utrzymywaliśmy kontaktu. Kiedy wyszła z więzienia, próbowała się ze mną skontaktować, ale ja odrzucałem jej listy i telefony. Nie chciałem mieć z nią nic wspólnego.


W dniu ślubu wyrzucałem sobie te myśli. Przecież to był mój najważniejszy dzień, dzień, w którym rozpoczynałem nowe życie u boku ukochanej osoby. Powinienem cieszyć się tą chwilą bez żadnych zmartwień. Ale obraz matki, samotnej i bezdomnej, nie dawał mi spokoju.


Wiedziałem, iż źle postąpiłem. Nie można przecież wyrzec się matki, bez względu na to, co zrobiła w przeszłości. Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem żonie, iż muszę na chwilę wyjść.


Wyszedłem z kościoła i ruszyłem w stronę ośrodku, w którym mieszkała moja matka. Zastałem ją na progu, skuloną w kącie, z brudną twarzą i zmęczonymi oczami. Na widok syna drgnęła i wyciągnęła drżące ręce.


Nie mogłem powstrzymać łez. Objąłem ją i powiedziałem, iż jej przebaczam. Błagałem, żeby ze mną zamieszkała. Poczułem ulgę, kiedy się zgodziła.


Tego wieczoru nie wróciłem na wesele. Spędziłem go z matką, rozmawiając i nadrabiając stracony czas. Opowiedziała mi o swoim życiu w więzieniu, o tym jak żałowała swoich błędów i jak bardzo tęskniła za mną.

Idź do oryginalnego materiału