Że jeżeli kogoś naprawdę się kocha, to nie trzeba sprawdzać jego telefonu, dopytywać, gdzie był, ani dlaczego wrócił późno. Dziś wiem, iż choćby najtrwalsze uczucie może rozpaść się od jednej tajemnicy – takiej, której wolałabym nigdy nie poznać.
Zawsze był typem domatora. Lubił spokojne wieczory, wspólne kolacje, seriale. Ale kilka miesięcy temu zaczął się zmieniać. Wracał późno z pracy, czasem w ogóle nie odbierał telefonu. A gdy pytałam, mówił tylko:
– Zatrzymali mnie na spotkaniu. Nie rób scen.
Z początku wierzyłam. Ale gdy zobaczyłam, iż chowa przede mną komórkę, wycisza dźwięki, a ekran blokuje błyskawicznie, w mojej głowie pojawił się najgorszy scenariusz – zdrada.
Znikał na całe dnie. Nie odbierał. Wracał późnym wieczorem, często z wymówkami: iż musiał pomóc koledze, iż był na delegacji, iż coś się przeciągnęło. Kiedy próbowałam porozmawiać, reagował agresją.
– Nie zaczynaj znowu, Anka! Nie wszystko kręci się wokół ciebie!
Nigdy wcześniej tak do mnie nie mówił. Wiedziałam, iż coś ukrywa. Tylko nie wiedziałam co.
To był impuls. Wiedziałam, iż w piątek ma „zostać dłużej w pracy”. Wsiadłam w samochód i pojechałam za nim. Zamiast do biura skręcił na obrzeża miasta. Zatrzymał się przy starym budynku magazynowym.
Z daleka widziałam, jak rozmawia z jakimś mężczyzną. Gestykulował, był zdenerwowany. Po kilku minutach wzięli się za ręce. Serce zamarło mi w piersi. Byłam pewna – to romans.
Ale gdy podeszłam bliżej, zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew.
Mężczyzna, z którym się spotkał, nie był żadną „inną kobietą”. To był lichwiarz. Mój mąż… był uzależniony od hazardu.
Grał od miesięcy. Najpierw w internecie, potem w kasynach. Zadłużył się po uszy – najpierw po cichu, potem coraz bardziej desperacko. Wziął kredyt, sprzedał naszą biżuterię, zastawił auto. A ja, naiwna, myślałam, iż ma romans.
Wtedy zrozumiałam, dlaczego tak bardzo strzegł telefonu – na ekranie miał aplikacje bukmacherskie i setki wiadomości z przypomnieniami o spłatach.
Kiedy go skonfrontowałam, z początku kłamał. Potem pękł. Usiadł na podłodze i powiedział wszystko. Jak zaczął grać, „dla zabawy”. Jak wygrywał, a potem przegrał wszystko. Jak próbował odzyskać pieniądze… przegrywając jeszcze więcej.
Nie płakał. Był pusty, jakby w środku nic już nie zostało. A ja… zamiast złości, poczułam przerażenie. Bo zdradę można wybaczyć. Ale jak wybaczyć życie oparte na kłamstwie?
Przez kolejne tygodnie wszystko się waliło. Wzywali wierzyciele, bank, komornik. Rodzina nic nie wiedziała. Udawałam, iż wszystko jest w porządku, choć wewnątrz byłam w rozsypce.
Chciał, żebym mu pomogła. „Dla nas” – mówił. Ale ja nie miałam już sił. Nie potrafiłam spać, jeść, oddychać. W końcu spakowałam kilka rzeczy i wyprowadziłam się do siostry.
Minęło pół roku. Nie wiem, co z nim. Słyszałam, iż poszedł na terapię. Nie czekam na cud. Zrozumiałam, iż człowieka można stracić na wiele sposobów –
czasem nie przez inną kobietę, ale przez jego własne demony.
Dziś uczę się żyć od nowa. Nie z kimś – ze sobą. I choć ta prawda była gorsza niż zdrada, to właśnie ona dała mi wolność.

















