Z życia wzięte. "Moja synowa nic nie robi, tylko żyje na koszt mojego syna": Nienawidzę jej

zycie.news 8 godzin temu
Zdjęcie: para @pexels


Ona stała obok niego, uśmiechnięta, z telefonem w dłoni. Nie spojrzała choćby na rachunek. Nie zaproponowała, iż dorzuci się choćby złotówką.

Zacisnęłam zęby.

— Może chociaż tym razem podzielicie się kosztami? — powiedziałam, starając się brzmieć łagodnie.

Spojrzała na mnie, unosząc brew.

— Ale po co? Michał i tak wszystko opłaca.

„Michał i tak wszystko opłaca.”

Tak, wiem.

Wiem, bo patrzę na to każdego dnia.

Nigdy jej nie lubiłam.

Od pierwszego dnia, kiedy przyszła do naszego domu, z wymuszonym uśmiechem i dłońmi pełnymi prezentów, które miały mnie przekonać, jaka jest wspaniała.

Mój syn stracił dla niej głowę.

— Mamo, to ta jedyna.

„Jedyna.”

Jedyna, która nigdy nie gotowała obiadu.

Jedyna, która nigdy nie podniosła się, żeby pomóc w domu.

Jedyna, która znała tylko jedno zdanie: „Michał, kupisz mi…?”

Pieniądze płynęły jak woda.

Najpierw drobiazgi – nowa torebka, nowe buty. Potem wakacje, samochód, mieszkanie, w którym ona nie pracowała, ale oczywiście miała prawo do wszystkiego.

— Przecież Michał dobrze zarabia — powtarzała, jakby to było oczywiste.

— A ty? — zapytałam kiedyś.

Zaśmiała się.

— Ja się realizuję.

Nie odpowiedziałam.

Nie było sensu.

Pewnego dnia usłyszałam ich rozmowę.

— Kochanie, może trochę zwolnimy z wydatkami? — zapytał ostrożnie mój syn.

— Czy ty sugerujesz, iż jestem utrzymanką?! — jej głos przeszedł w pisk.

— Nie, ja tylko…

— Twoja matka ci nagadała, prawda?!

Zamarłam.

Bo wiedziałam, iż wygra.

Mój syn już dawno nie był moim synem.

Był tylko bankomatem z sercem.

I to serce należało do niej.

Idź do oryginalnego materiału