Kiedyś myślałam, iż na emeryturze będę mogła wreszcie odpocząć. Po latach pracy, poświęceń i wychowywania dzieci wyobrażałam sobie spokojne poranki z filiżanką kawy, spacery w parku i czas na moje hobby. Ale życie napisało inny scenariusz.
Moja córka, Kasia, zawsze była ambitna. Wyszła za mąż, kupiła mieszkanie na kredyt i niedawno urodziła dziecko. Widziałam, iż jest jej ciężko – młoda rodzina, mnóstwo wydatków, praca na pełen etat. Zawsze starałam się ją wspierać, ale nie przypuszczałam, iż to wsparcie stanie się dla niej czymś oczywistym.
Kilka tygodni temu Kasia zadzwoniła do mnie późnym wieczorem.
– „Mamo, musimy porozmawiać,” zaczęła, a w jej głosie słychać było napięcie.
– „Co się stało, Kasiu?” zapytałam z troską.
– „Mamo, potrzebujemy pieniędzy. Robert stracił pracę, a rachunki nas przytłaczają. Możesz nam pożyczyć kilka tysięcy?”
Zamilkłam. Wiedziałam, iż Kasia jest w trudnej sytuacji, ale moja emerytura ledwo wystarczała na opłacenie rachunków i podstawowe potrzeby. Nie chciałam jej zawieść, ale czułam, iż nie mogę jej pomóc.
– „Kasiu, bardzo chciałabym, ale sama nie mam wystarczająco dużo,” odpowiedziałam delikatnie.
W słuchawce zapadła cisza. Po chwili Kasia westchnęła.
– „Mamo, masz przecież emeryturę. Nie musisz niczego już kupować, mieszkasz sama. Nam te pieniądze są naprawdę potrzebne.”
Te słowa zabolały mnie bardziej, niż mogłam się spodziewać. Czy naprawdę myślała, iż moje potrzeby przestały mieć znaczenie? Czy moje życie ograniczało się teraz tylko do pomagania innym?
– „Kasiu, to, iż mam emeryturę, nie znaczy, iż żyję w luksusie,” powiedziałam spokojnie, choć czułam, iż głos mi drży. „Muszę opłacić rachunki, kupić jedzenie, leki. Ledwo wystarcza mi na podstawowe potrzeby.”
– „Ale mamo, jesteś sama. My mamy dziecko, mamy kredyt. Nie rozumiesz, jak to jest,” odpowiedziała z wyrzutem.
– „Kasiu, rozumiem więcej, niż myślisz,” powiedziałam. „Byłam w twojej sytuacji, kiedy wychowywałam ciebie i twojego brata. Ale nigdy nie przyszło mi do głowy, żeby wymagać od mojej matki, by oddawała mi swoje pieniądze.”
Rozmowa zakończyła się chłodno. Od tamtej pory Kasia rzadziej się odzywała. Czułam, iż jest na mnie zła, iż nie spełniłam jej oczekiwań. Ale co miałam zrobić? Poświęcić swoje zdrowie, swoje potrzeby, by zaspokoić jej żądania? Czy moje życie już się nie liczyło?
Kilka dni temu, podczas zakupów, spotkałam moją sąsiadkę, panią Halinę. Opowiedziałam jej o swojej sytuacji, licząc na słowa wsparcia.
– „Pani Aniu, musi pani postawić granice,” powiedziała stanowczo. „Dzieci muszą zrozumieć, iż emerytura to nie worek bez dna. To pani życie, pani pieniądze.”
Te słowa dały mi siłę. Kiedy Kasia znów zadzwoniła, by poprosić o pieniądze, byłam gotowa.
– „Kasiu, kocham cię i zawsze będę cię wspierać, ale musisz zrozumieć, iż ja też mam swoje potrzeby. Pomogę ci, jak tylko będę mogła, ale nie mogę poświęcić wszystkiego.”
Znowu zapanowała cisza. W końcu Kasia powiedziała tylko: „Rozumiem, mamo.”
Nie wiem, czy rzeczywiście mnie zrozumiała. Może jej rozczarowanie będzie trwało jeszcze długo. Ale wiem jedno – muszę walczyć o siebie, choćby jeżeli to oznacza trudne rozmowy z moimi dziećmi. Moje życie nie skończyło się na emeryturze, i mam prawo czuć się ważna, potrzebna i godna szacunku.